18.8.15

Ja nie gwałcę, ja kocham

Dział: Maniakalne Smakołyki.
Numer rozdziału: 4
Gatunek: Yaoi. 



               Miałem ochotę popełnić samobójstwo, gdyż zasnąłem w najmniej odpowiednim momencie. Nie pamiętałem nawet, czy Shane w końcu się do mnie dobrał, czy nie. A na ciul mi to było, nawet jeśli się dobrał, skoro nic z tego nie pamiętałem?! Cholera jasna... Podniosłem się z wyra i postanowiłem wziąć jeszcze prysznic przed wyjściem do roboty. Carter spał jak zabity, prawdopodobnie nie żył, ale przecież nie można żyć całe życie. Spojrzałem na zegarek. 
— Kurwaaaaaaaaa! — wrzasnąłem jak oparzony, widząc, że jest grubo po dziewiątej. 
               Zwinnie przeskoczyłem przez Cartera, gdy nagle... Zdawało się, że widzę wszystko w zwolnionym tempie - ja w locie niczym pegaz podczas skoku o tyczce i nagle pojawiająca się przeszkoda, o którą zahaczam. Cholera, skąd ona się wzięła? Ustawka na boju! Nigdy w życiu nie pomyślałbym, że zabije mnie penis Shane'a Cartera. 
               Tak czy siak jemu stanął, a jakby w tym zdaniu nadal za mało ptaków było, to przy okazji wywinąłem orła, wyleciały mi dwa gile i prawie puściłem pawia. Koniec końców przypieprzyłem banią w podłogę. Carter mógłby teraz romantycznie zapytać: "Ej, Nathan, spadłeś z nieba? Bo chyba ostro zapierdoliłeś". Jednak po chwili ujrzałem ciemność. Ujrzałem ciemność, jednak zachowałem świadomość i właśnie to było w tym najdziwniejsze. Czerń przed oczami nagle zmieniła się w czerwień i już po chwili ujrzałem... największe zbiorowisko w orgii ever? 
— Ognie piekielne! — Usłyszałem wrzask. — Pomóżcie nam zaspokoić nasze potrzeby!
— Przymknij się, młody, świrujesz na starość — odpowiedziała mu jakaś kobieta. 
— Pograłbym w tenisa — powiedział jeszcze inny.
— Penisa? — spytał pierwszy. 
— Wy tu gadka szmatka, a Bennett na herbę z prądem wpadł — odezwała się znów kobieta. 
— Kim wy, do kurwy nędzy, jesteście? — zapytałem zszokowany. 
— Ci to się nigdy kultury wobec starszych nie nauczą... — syknął drugi facet. 
— Drogi Nathanie — zaczęła kobieta. 
— Kto mu dał takie chujowe imię... — wkurzał się ten pierwszy.
— Tradycję trzeba podtrzymywać — odezwał się znów drugi.
— Więc ja mam na imię Rita, to jest Alex, to jest Martin, a...
— CO KURWA — wyjąkałem. — Umarłem? Nie, niemożliwe, jeszcze nie czas na śmierć! Boże najwyższy, dlaczego pozwoliłeś mi umrzeć z dziewiczym tyłkiem, dlaczego?!
— Mógłbyś nie lamentować, mój drogi — poprosiła Rita. — Bo słysząc coś takiego mam ochotę przyjebać ci w ryj. I nazwisko tu nie pomoże. 
— W zasadzie... — mamrotałem, nie mogąc wziąć oddechu. — Gdzie jesteśmy i czemu tu jesteśmy?
— Jak to gdzie i czemu? — zdziwiła się. — Jesteśmy w piekle. Martin za homoseksualizm, Alex za nieuleczalną głupotę, są tu jeszcze Elise i Jude za prochy i te sprawy...
— A ty? — zapytałem powoli.
— A ja za masturbację w niedziele — odparła.
— A ja? — spytałem znowu.
— A chuj cię wie — syknęła.
— Chuj mnie wie... — powtórzyłem. — Chuj Cartera mnie zabił...
               Po tych słowach Alex uśmiechnął się szeroko i powtórzył znowu ten swój tekścik o tradycjach. W przeciwieństwie do Martina, zdawał się być zadowolony z prawnuka. Albo tylko tak wyglądał. 
— Mam do was tyle pytań, że... — zacząłem.
— Ty tu gadka szmatka, a Carter cię tam obmacuje — przerwała mi Rita. — Spójrz tylko na ten piękny czterdziestodwucalowy telewizor. Widzisz, co ten zboczeniec robi? Jakaś współczesna wersja usta usta? 
— Skąd w piekle telewizja... — wyjąkałem, kompletnie już nie wiedząc, co się dzieje. 
— Mamy też korty tenisowe, ekskluzywne restauracje, baseny i mini zoo — wtrącił się Martin. 
— Jeszcze trochę i piekło będzie pełne Carterów i Bennettów... Rita, co o tym myślisz jako człowiek ścisłowiec? — spytał Alex. — Ile czasu nam zostało tutaj w spokoju? 
— Zależy, czy piekło jest egzotermiczne, czy endotermiczne — odparła. — Prawo Boyle'a mówi, że w stałej temperaturze objętość danej masy gazu jest odwrotnie proporcjonalna do jego ciśnienia. Idąc tym tropem należy stwierdzić, jak zmienia się masa piekła w czasie. Dusze, które raz trafiły do piekła, już go nie opuszczają. Do piekła trafiają niewierzący, a zważywszy na ilość religii na świecie, do piekła trafia każdy. Patrząc na częstotliwość narodzin i śmierci, liczba dusz w piekle będzie wzrastać logarytmicznie. Zostają nam więc dwie opcje. Jeśli piekło rozszerza się wolniej niż liczba przybyłych dusz, ciśnienie i temperatura będą rosły tak długo, aż piekło się rozpadnie. Z kolei jeżeli piekło rozszerza się szybciej, piekło zamarznie. Jeśli weźmiemy pod uwagę przepowiednię Barbry, która powiedziała do Shane'a: "prędzej piekło zamarznie, niż się z tobą prześpię", jak również to, że się z nim przespała, możliwa jest tylko druga opcja. Dlatego piekło jest endotermiczne i musi być już zamarznięte. Z uwagi na to, że piekło zamarzło, żadna dusza już do niego nie trafi. Pozostaje jeszcze niebo, dowodzi to też istnienia Boga, skoro Barbra przez cały stosunek krzyczała: "O Boże!". 
              Zakręciło mi się w głowie i poczułem dziwny ciężar na swoich ramionach. Obraz stał się dziwnie rozmazany.
— Bennett, Bennett — powtarzał Shane. — W końcu się obudziłeś. Chodź, jesteś potrzebny do pichcenia.
— Jakiego znowu pichcenia...? — spytałem jak przez sen.
— Zlew się zjebał, kurwa — syknął. — Nie dość, że Boga nie ma, to jeszcze spróbuj znaleźć hydraulika o wczesnej porze. 
— Shane! — wrzasnąłem nagle, łapiąc go za ramię. — Przeżyłem śmierć kliniczną po tym, jak twój penis mnie zabił.
— Mój penis? — spytał. 
— Byłem w piekle. Spotkałem Alexa, Martina, nawet Ritę — gadałem jak najęty. — Najgorsze jest to, że mają tam telewizję i widzą, co robimy. Wyobrażasz sobie swojego starego jak pieprzysz się z laską?
— Zlew się zjebał — powtórzył.
— Shane, jest dwunasta!!! — wrzeszczałem. — Mamy do roboty na dziewiątą! Czemu mnie nie obudziłeś?! Co robiłeś tyle czasu, jechałeś na skróty przez kanał panamski?!
— No, żeś wymyślił niczym Polacy ze sprowadzeniem Krzyżaków — westchnął. — Naprawię ten pieprzony zlew, a ty leć kupić jakieś piwko.
— Jest dwunasta... — jęknąłem. 
— No to kup ogórki, czy co tam chcesz — powiedział, zaglądając pod zlew. Też chciałem, żeby mi tak kiedyś spojrzał pod zlew. 
— Nie idziemy do roboty? — spytałem. 
— To dopiero twój drugi dzień, nie stresuj się — odparł. — Często zamieniamy się miejscami, jak nie chce nam się iść do pracy. Timoth dobrze gotuje, poradzi sobie. 
               Zajrzałem do lodówki i wyjąłem jajka i bekon, chcąc zrobić amerykańskie śniadanie. Shane tymczasem zajmował się naprawianiem zepsutego obiektu i wbrew pozorom szło mu całkiem nieźle. 
— Mówisz, że mój dziad pradziad jest teraz księciem piekieł? — spytał mnie nagle.
— No — odpowiedziałem. — Co mi zrobiłeś, kiedy spałem? Zgwałciłeś mnie?
— Ja nie gwałcę — odparł. — Ja kocham. 
— ...nie było pytania... — wycedziłem przez zęby. — Albo nie, zmieniłem zdanie. Jednak chcę poznać odpowiedź. To jak było? 
— Pytasz o coś takiego zaręczonego faceta? — zapytał. 
— Wiesz, małżeństwo jest jak grzyby — zacząłem triumfalnie. — Zbyt późno zwracamy uwagę na to, czy są dobre, czy złe. Poza tym twój mózg to twój drugi ulubiony organ, prawda?
— Bennett, twoje poczucie humoru jest tak żałosne, że powinni zastąpić nim karę śmierci w siedmiu stanach... — westchnął. 
               Koniec końców niczego mi nie powiedział i musiałem żyć w nieświadomości. Nie wiedziałem, czy faktycznie byłem w piekle. Nie miałem pojęcia, czy zaszło coś między mną a Carterem. Moje życie legło w gruzach i zaczynałem popadać w depresję z powodu niezaspokojonych Carterowych żądz. Może potrzebowałem psychoterapeuty? To nie byłoby głupie. Shane zmył się już po śniadaniu. Powiedział, iż umówił się z Barbrą i jej ojcem na lunch. Chyba o to chodziło, kiedy Maddie opowiadała, jak to chłopak często "musi gdzieś wyskoczyć". Zaskoczył mnie fakt, że powiedział mi wprost o swoich zamiarach. W głębi duszy pragnąłem sądzić, iż Carter w jakimś sensie nie jest zainteresowany swoją narzeczoną, chociaż brzmiało banalnie, ale różni są ludzie, prawda? Ten facet był jednak człowiekiem o kamiennej twarzy i nie byłem w stanie wybadać, co o tym myśli. Nie mogłem go także rozpić, bo sam miałem zbyt słabą głowę. Mimo wszystko czułem wyrzuty sumienia, że próbuję rozwalić komuś związek. Właśnie dlatego łudziłem się brakiem zainteresowania Cartera, jeśli chodzi o Barbrę. Wtedy każde z nas by skorzystało. Kobieta nie byłaby oszukiwana, Shane by się nie męczył, a ja dostałbym upragniony prezent. 






A Siergiej na to...




2 comments:

  1. Jebłam i nie wstaję. XD Nathan wpędzony przez chuja w śmierć kliniczną, Alex księciem piekieł. Zajebiste w choj!
    Z rozdziału na rozdział jestem coraz bardziej zafascynowana.

    ReplyDelete
  2. POZBYĆ SIĘ BARBRY
    Ogólnie rzecz biorąc (od tyłu) to zajebistość tego opowiadania jest zależna od liczby wstawek komediowych i pragnienia utraty dziewictwa przez Nathana, co dowodzi, że pi razy nic to śmierć kliniczna penis zlew.
    Zajebiste w chuj C:

    ReplyDelete