14.7.15

Biblijne węże jarają jak smoki.

Dział: Talerze, frajerze!
Numer rozdziału: 2
Gatunek: Yaoi.



Zanim jednak zacznę, mała reklama pseudo-zespołu, który niedawno się stworzył. Mówiłam Wam, że mam dość grania w rockowych gównach, dlatego tym razem gramy jazzy i popy (XD). Nie wiem, czy da się tego słuchać jeszcze bez perki i basu (jeszcze), ale mam nadzieję, że tak. W KOŃCU MACIE DOWÓD NA TO, ŻE PRACUJĘ I NAPIERDALAM NA PIANIE. Dziękuję.


Chavette na fb

Drugie info: Saga wraca! Tym razem to już pewne i niedługo pojawią się nowe notki - Primavera znajdująca się w dziale komedii (chyba) będzie pisana od nowa, z większym przemyśleniem i z edytowaniem tekstu przed wrzuceniem go. Proszę, czytajcie ją. Nie po to tyle czekaliśmy, żeby teraz to olać, no nie? 
A, i nie umiem pisać długich postów. Chyba że chcecie, żebym opisywała każdy krok bohatera, każdy jego ruch i podrapanie się po jajach. Ale w rezultacie zniknę na tak długo jak Saga zapewne, żeby móc dopisać coś do gniota lotów najniższych. Chyba jednak nie dostosuję się do wskazówek, aby pisać dłuższe opowiadania. :v Albo zdecydujcie - krótsze rozdziały o większej częstotliwości (jak dotychczas), czy dłuższy rozdział raz na x czasu, gdzie x>>>tydzień.

______________________________________________________


                    Miasto miało zbyt wiele do zaoferowania, żebym był w stanie uczęszczać systematycznie na francuski. W zasadzie to w ogóle przestałem na niego chodzić, bo przesiadywanie w mieszkaniu Cypriana i testowanie gier, z którymi nigdy w życiu nie miałem do czynienia, skoro to dzieło szatana, okazało się korzystniejsze. Naprawdę podobał mi się tryb życia tego człowieka. Wydawał się być od wszystkiego niezależny, nawet od pracy, która na pierwszy rzut oka związywała mu ręce i nogi, jeśli chciał coś zrobić w godzinach porannych. Ale on zdawał się być tak cholernie wyluzowany, iż zacząłem wątpić, czy faktycznie tak jest. Jakby tego było mało, wszystko zdawał się mieć pod kontrolą. Perfekcyjny koleś? Ideał? Czy może po prostu walił ściemę i mną manipulował, nie mówiąc o swoich wadach? A co, jeśli odbierałem to wszystko w taki sposób tylko dlatego, iż dopiero co wylazłem z dziury i ujrzałem inne typy ludzi niż pochrzanione niejebane Michalskie dewoty?
                    Cyprian nie mieszkał z matką. Wyrzuciła go z domu, bo ją wkurwiał, w szczegóły nie wnikałem. Wynajmował tę obskurną, tanią dziurę, gdyż, jak twierdził, miała swój klimat. Chłopak palił jak smok, więc wszystko było przesiąknięte dymem. A ja w jego towarzystwie popadałem w nałóg. Do tego mieszkania trzeba się było przyzwyczaić, by móc poczuć się w nim w pełni bezpiecznie. Ponadto trzeba było spełniać jego wymagania. Wymagania mieszkania. Odnosiłem wrażenie, że będzie rąbać we mnie drzwiami, że będę obijał się małymi palcami nóg o wszelkie kanty, a na głowę będą mi spadać różne przedmioty, dopóki nie stanę się takim człowiekiem jak Cyprian. Nie sądziłem, iż mam aż tak nasrane we łbie. 
— Gdzie się uczysz? — spytałem, gdy upgrade'ował auto w Need for Speed.
— W pokoju obok — odparł od niechcenia.
                    Jak się potem okazało, Cyprian ukończył liceum z fantastycznymi wynikami, ale uznał, że to mu wystarczy. Zdobył świetnie płatną pracę, nie poszedł na studia, wynajął tanie mieszkanie i odkładał pieniądze na przyszłość. Nie wiedziałem do końca, co ma przez to na myśli. Dodatkowo sam uczył się tego, co uznał za niezbędne. Oszczędzał też na jedzeniu, kupując za to multum książek i papierosy, od czasu do czasu wydawał także trochę na gry. Z jednej strony wiedziałem, że nie jest to zbyt inteligentne, z drugiej zaś — patrząc na to przez pryzmat tego, iż robi to właśnie Cyprian, wydawało się to jakieś fajne. Moja fascynacja nim rosła z sekundy na sekundę i trochę mnie to, szczerze powiedziawszy, przerażało. Rozmawialiśmy też na temat naszych rodzin, powiedziałem mu w zasadzie wszystko na temat Michalskich dewot, również o Michalinie Pizdolinie, Adzie, nawet Felasie. Niby nie mówił niczego w tym kontekście, a jednak czułem z jego strony cholernie wielkie wsparcie. Intuicja mówiła mi, że mogę mu bezgranicznie zaufać. Był miły, ale nie w ten sam sposób, co moja rodzina. Był nienagannie naturalny w swoich słowach i czynach. Chyba właśnie tym mnie urzekł. 
— Twoi rodzice nie mieszkają razem? — zapytałem.
— Nie wiem, co robi ojciec ogólnie, ale w sumie to nie żyje — odpowiedział. 
               Zrobiło mi się nieco głupio, ale nie nabyłem jeszcze umiejętności przepraszania, więc przemilczałem ten moment. Kiedy Michalscy dowiadywali się o czyjejś śmierci, załamywali ręce, łzawili oczami i nosami, popadając nagle w tak popieprzony rodzaj wazeliniarstwa, jaki tylko byłbym w stanie sobie wyobrazić. Odpychało mnie takie zachowanie, więc zamknąłem ryj. Poczułem się naprawdę dziwnie, gdy Cyprian mówił o śmierci swego ojca w taki sposób. Nie mogłem dojść do tego, czy to kwestia dojrzałości, czy może oszukiwania samego siebie. Mimo wszystko ten chłopak był bardziej tajemniczy, niż komukolwiek mogłoby się wydawać. 
— Zachrzaniła go sycylijska mafia — podsumował, odpalając kolejnego papierosa. — Przez jakiś czas mieszkał z nami mój niedoszły ojczym, jakiś gangster, mafiozo, no ale nie pykło. 
                    Dupę uratował mi dzwonek do drzwi. Naprawdę nie znałem się na relacjach międzyludzkich, w dodatku byłem kompletnie apatyczny. Zaproponowałem, że otworzę i tak też uczyniłem. Tak czy siak Cyprian potrafił olać wszystko i żartować nawet z śmierci swojego ojca. Gorzej — w jakiś sposób mi to imponowało. Dochodziłem do wniosku, że to tylko i wyłącznie dlatego, iż chłopak był przedstawicielem zupełnie odmiennego gatunku niż wkurwiająca rodzina dewot. 
               Po drugiej stronie ujrzałem niskiego dzieciaka o jasnej bujnej czuprynie i śmiejących się oczach. Kiedy tylko zobaczyłem ten cud natury, pomyślałem, że chciałbym mieć takiego syna. Uśmiechnął się do mnie i wtargnął do środka, rzucając się na Cypriana. Ten instynkt macierzyński... Chyba jednak płynęła we mnie krew rodu Michalskich. Cieszyłem się, że nie przyszło mi do głowy, by wychować takiego w katolickiej wierze, fuj. Akurat należałem do ludzi, którzy oczy mają szeroko otwarte i nie są zaślepieni jakimiś totalnie tępymi manipulacjami. Może katolicy nie chcą sprzeczać się z ateistami, bo w głębi duszy się domyślają, w jak bezsensowne gówna wierzą?
— Upiekłem ci ciastka! — krzyczał jak najęty.
               Okazało się, że jest dziewięcioletnim bratem Cypriana. Tamten wyraźnie traktował go jak oczko w głowie i kochał ponad życie. Oderwał się od gier i zrobił mu herbatę, a nam — po kawie. Czyli jednak posiadał obiekt, na którym mu zależało, którego nie olewał i nie ignorował? Nie dowierzałem swoim oczom i szukałem kruczka jak powalony. Osobowość Cypriana była zbyt złożona i widziałem w niej wykluczające się cechy. Zdecydowanie łatwiej było mi tłumaczyć to sobie wyjątkami od reguły, ale to było znaczne pójście na łatwiznę. 
— Nie pal tyle — skarcił go smarkacz. — Wszystkie zęby ci wypadną. 
                    Pomyślałem, że to słodkie. Starszy brat rebel i jego mały brat, który mądrze go poucza. Ciastka były przepyszne. Po jednym spotkaniu strasznie polubiłem tego gówniarza. Krzyś był kochany. Cyprian pomógł mu odrobić pracę domową i wtedy zauważyłem, że wiedza tego kolesia faktycznie nie ma granic. Automatycznie odpowiadał na wszystkie jego pytania, tłumacząc dodatkowo genezę pojęć. Mógłby wsadzić sobie palec w oko i jednocześnie skakać na jednej nodze uciekając przed talerzami swojej matki, a założyłbym się o stówę, że będzie odpowiadał w równie szybkim tempie.
                    Kiedy wróciłem do domu, rodzina dewot czekała już na mnie z kolacją. Niecierpliwili się cholernie, bo chcieli zmówić ze mną przedposiłkową modlitwę, a ja pół godziny zdejmowałem buty w przedpokoju. Pragnąłem rzucić sarkastyczne "jak się człowiek spieszy, to się diabeł cieszy", jednak w porę się powstrzymałem. Dobrze pamiętałem rady Ady, a miałem do niej zbyt wielkie zaufanie, by jej nie posłuchać. Cholera... Słowa nie wyraziłyby tego, jak bardzo cieszyłem się jej obecnością w tym pełnym dewot domu. Przy niej mogłem być naturalny, zachowywać się adekwatnie do swojego charakteru. Naprawdę powoli pękałem, ale przy pozostaniu grzecznym, kulturalnym Gabrielem trzymały mnie jedynie prośby Ady . Wiedziałem, iż bez powodu nie kazałaby mi się zachowywać w ten sposób, tym bardziej, że sama notorycznie wyśmiewała się z głupot, jakie wygadywali moi rodzice i Pizdolina. W mojej głowie rodził się plan ucieczki, ale musiałem jeszcze długo wytrzymać w stanie, w jakim się wówczas znajdowałem. Mimo wszystko cieszyłem się niewyobrażalnie, że poznałem Cypriana. Sprowadzał mnie na złą drogę? Może. Michalscy nazwaliby go biblijnym wężem. W sumie...? Potwierdziłbym. Otworzył mi oczy, żebym w końcu mógł obiektywnie odróżnić dobro od zła.




5 comments:

  1. Ten braciszek Cypriana serio słodki. :3
    Etoo... Co by tu jeszcze... xd Hum... Nie potrafię komentować. (・_・;)

    ReplyDelete
  2. "Może katolicy nie chcą sprzeczać się z ateistami, bo w głębi duszy się domyślają, w jak bezsensowne gówna wierzą?"
    Kocham Cię:))) Tylko weź lepiej uważaj, bo jeszcze jakiś fanatyk tu wbije i wywoła gównoburzę XD

    Rozdział świetny, jak dobrze, że tak szybko dodajesz... jak na razie =D

    ReplyDelete
    Replies
    1. Za fanatyka się nie uważam i żadnych "gównoburz" nie będę wywoływać, jednak cenię sobie rozmowę na konkretne argumenty. Każdy ma prawo wierzyć w co chce lub nie wierzyć w nic i nie można nikogo nawracać na siłę - wszak jest wolność wyznaniowa. Tylko może trochę szacunku do innych religii? Wszyscy tak bardzo krzyczą o tolerancję, tylko czemu nie stosują się do niej i równocześnie kpią/szydzą z innych? Naprawdę, czytając tekst, w którym czyjeś osobiste wyznanie, przekonania religijne i wartości miesza się z błotem i określa mianem "bezsensowne gówna", odechciewa się czytać. Szczególnie, gdy czasy gimnazjum i liceum zostawiło się już dawno za sobą.
      Żyj i pozwól żyć innym.

      ~ Yennefer of Vengerberg

      Delete
    2. W takim razie proszę tolerować mój brak tolerancji w stosunku do katolików. Dziękuję, do widzenia. Rozmowy na konkretne argumenty nie mam zamiaru z Panią prowadzić, bo jakoś w mojej drabinie priorytetów NIGDZIE jej nie ma.

      Nie podoba się = Nie czytać
      Myślałam, że to proste i oczywiste, a jednak.

      Delete
    3. Poza tym co jeśli mój bohater jest kreowany przeze mnie na osobę nietolerancyjną? Proszę zauważyć, że nie piszę tutaj o osobistych poglądach. Jeżeli czyta Pani tylko i wyłącznie opowiadania o ludziach idealnych, którzy nie istnieją, mam nadzieję, że Pani życie nie rozczaruje.

      Delete