19.2.15

Zakochaj się we mnie.

Dział: Alice in Secondhand.
Numer rozdziału: 5
Gatunek: Yaoi. 



— Lubisz... być rozpieszczany? — powtórzył moje słowa, tym razem w formie pytania.
— Tak, nawet nie wiesz, jak tego pragnę — zachichotałem cicho, obracając się na bok i ocierając nagim ciałem o jego kolana. Nadal siedział obok mnie i penetrował mnie wzrokiem.
— Wiesz, jestem stanowczy i niezależny, ale kogoś takiego jak ty jeszcze nie widziałem — odparł cicho, zatrzymując wzrok na moim brzuchu.
               Byłem zbyt niecierpliwy, by na tym kończyć. Widziałem zresztą, jak bardzo pies z Cheshire jest napalony i jak cienka jest granica między jego powstrzymywaniem się a brutalnym seksem przez całą noc. Chwyciłem jego dłoń i położyłem ją delikatnie na swoim boku. Wziął głębszy oddech, a po chwili zaczął masować moje ciało. Jęczałem z rozkoszy, jednocześnie usiłując zmusić go do kolejnego kroku. Minęło co prawda kilka dobrych minut, zanim posunął się dalej, jednak cel został osiągnięty. Pies z Cheshire pochylał się nade mną i całował delikatnie mój kark.
— Mam zamiar dostarczyć ci więcej przyjemności niż sobie samemu — szepnął, po czym zaczął się rozbierać.
               Z niecierpliwością obserwowałem jak pozbawia się kolejnych części garderoby. Kiedy w końcu mu się to udało, moim oczom ukazała się pięknie wyrzeźbiona klatka piersiowa. Położyłem na niej dłonie, kiedy przylegał do mnie całym tułowiem. 
— Jak ci na imię, kochanie? — spytał ciepło. 
— Alice — zachichotałem.
— Dobrze Alice. Powiedz mi w takim razie, jakie to uczucie.
               Opuszkami palców okrążał moje sutki. Przyjemnie masował moją skórę i brodawki. Z moich ust wydobył się głośny jęk, a zaraz po nim cała seria. 
— Powiedz, jakie to uczucie — powtórzył. 
— T-to... — motałem się. — To n-najwyższe stadium podniecenia, prawda?
— Kochanie, nie uprawiałeś jeszcze dobrego seksu w takim razie — zaśmiał się.
               Poczułem, jak moje sutki twardnieją. Kiedy pies z Cheshire to zauważył, momentalnie chwycił palcami końcówki moich brodawek i zaczął wykręcać je na wszystkie strony. Nigdy nie pomyślałbym, że przez pieszczenie tych partii ciała można doznać tak potężnego orgazmu. Oddychałem ciężko, a moje jęki osiągały coraz to wyższe tony. 
— Jak teraz? — zapytał.
— Najprzyjemniej na świecie... Błagam, Cheshire, nie przestawaj... — skomlałem. — Jestem tak podniecony...
               Nasze nabrzmiałe członki ocierały się o siebie, co chwila powodując wytrysk. Mężczyzna zabrał prawą dłoń z mojego lewego sutka, po czym zaczął trącać go językiem. Najpierw delikatnie, jakby chciał mnie do tego przyzwyczaić, potem coraz silniej. W efekcie końcowym całował go głęboko, pieścił językiem i wargami, co moment lekko nadgryzając. Przyjemności nie było końca. Odnosiłem wrażenie, że zakocham się w nim przez takie pieszczoty. 
               Zaczął powoli zsuwać się coraz niżej. Czułem, jak jego suche i spierzchnięte wargi ocierają się o moje jądra, delikatnie je drapiąc. Przesuwał po nich językiem, przeniósł się na moment na wewnętrzną stronę ud, po czym wylądował na członku. Jego ruchy były tak subtelne i delikatne, że zamiast się zaspokajać, ja pragnąłem tylko więcej i więcej. Zaczął pieścić językiem mojego penisa, gdy nagle...
— Wystarczy, Cheshire — odparłem nagle, odsuwając jego głowę od mojego przyrodzenia. — Przejdź już do rzeczy, błagam, chcę cię poczuć...
               Roześmiał się szczerze i potaknął głową. Rozchylił moje kolana i spojrzał z lekkim obrzydzeniem na moje krocze.
— Sperma Pillara... — wzdrygnął się.
— Taka szansa się nie powtórzy — powiedziałem z uśmiechem.
— Chyba masz rację — odpowiedział, gładząc mnie po głowie. 
               Przesunął palcem po linii oddzielającej moje pośladki. Nie fatygował się rozpychaniem. Dość brutalnie wszedł do środka, nie ostrzegając mnie wcześniej. Zaparłem się na pościeli łokciami i próbowałem złapać oddech. Dusiłem się. Cheshire był świetnym kochankiem. Nie dawał mi chwili wytchnienia. Przyspieszał coraz bardziej, jednocześnie pomagając mi dojść. Pieścił mojego członka dłonią. I nie spuszczał ze mnie wzroku. Obserwował moje reakcje, które podniecały go jeszcze bardziej. 
               Nie miałem pojęcia, kiedy stosunek się skończył. Nie wiedziałem nawet, kiedy się zaczął. Cheshire leżał obok mnie, delikatnie masując moje ciało. Byliśmy bardzo blisko siebie. Zaspokoił mnie do reszty. Był wspaniały. 
— Alice, dobrze pamiętam? — upewnił się. — Masz kogoś obecnie?
— Czy mam kogoś? — zapytałem, odruchowo wybuchając śmiechem. 
— Poważnie na tym zarabiasz...? — spytał, nieco markotniejąc.
— Czekaj, co masz teraz na myśli? — zapytałem nagle.
— Pillar nazwał cię "kurewką", to chyba dość oczywiste, co mam na myśli — powiedział cicho. — Nie przeczę, nadajesz się do tej roboty świetnie, nigdy nie spotkałem jeszcze kogoś takiego. Napalony, namiętny, w dodatku piękny i zmysłowy, a mimo to tak przyjemnie ciasny. 
— Ja nie... — wyjąkałem. 
— Porzuć ten zawód i zostań ze mną — powiedział, trącając mój nos swoim. — Dam ci wszystko. Wszystko, czego zapragniesz. 
— Cheshire, czemu ty... — motałem się.
— Zakochaj się we mnie — szepnął. — W końcu to miłość stoi najwyżej w hierarchii. Nie pieniądze, nie relacje, nawet nie rodzina. Nikt nie ma prawa w to ingerować. 
               Nazajutrz rano obudziłem się na kafelkach. Na zielonych, obrzyganych kafelkach ze zużytym kondomem w majtkach. Przetarłem oczy. 
— Cholera, dobrze, że tego użyłem — powiedziałem sam do siebie, wyrzucając prezerwatywę do kosza. — Matka byłaby zła, gdyby...
               Stanąłem jak wryty. Kiedy tylko podniosłem się do pozycji stojącej, poczułem coś, co może niekoniecznie mi przypomniało, ale na pewno uświadomiło, co robiłem całą noc. Czułem, jak ciepła ciecz toczy się po moich pośladkach. Szybkim ruchem opuściłem spodnie i nabrałem jej na palec. Biała. 
               Osunąłem się na ziemię, wybuchając głośnym płaczem. W głowie słyszałem tylko dwa słowa, powtarzające się na przemian: "Przepraszam" i "Mad". Pojawiły się nawet myśli samobójcze. Ubrałem się szybko i mimo swojego stanu postanowiłem szybko wrócić do domu, wziąć gorący prysznic i iść jak gdyby nigdy nic do roboty. Tak też uczyniłem. 
               Błądziłem trochę po uliczkach przy klubie, jednak w końcu wylądowałem w okolicach Secondhandu. Udałem się na przystanek, z którego zawsze wracałem do domu. Ludzie patrzyli na mnie dziwnie, a ja nie do końca wiedziałem, o co chodzi. Spuściłem głowę i udawałem, że mnie nie ma. I w takim stanie dotrwałem końca trasy. Pobiegłem do domu tak szybko, jak tylko pozwalały mi nogi. 
— Gdzieś ty był całą noc? — zapytała matka, czekając na mnie przy drzwiach. — Matko przenajświętsza...
               Dopiero kiedy spojrzałem na swoje lustrzane odbicie, zrozumiałem, dlaczego wszyscy tak dziwnie na mnie patrzyli. Podkrążone oczy, potargane włosy, powiększone źrenice i saszetka narkotyków wysuwająca się z kieszeni. Matka znowu przestała ze mną rozmawiać. I co mogłem w takiej sytuacji zrobić? Przyzwoity człowiek przeprosiłby i dał jej czas na otrząśnięcie się, a w tym czasie wrócił na stałe do Mada. Mad... Co miałem mu powiedzieć...?
               Doprowadziłem się do porządnego stanu i wyszedłem z domu, nieco zdenerwowany na matkę. Udałem się do pracy. Ludzie nie patrzyli na mnie już jak na przestępcę, ulżyło mi.
— Stary, w ogóle nie ma opcji, tak się nie robi — darł się na mnie Ouse, kiedy przekroczyłem progi marketu. — Dobrze wiem, że zwiałeś do domu, kiedy poszedłem zostawić nasze kurtki. Ale widzę, że swoją już odzyskałeś.
— J-ja... — wyjąkałem. — No tak, poszedłem do domu, gorzej się poczułem. 
— Dlatego dzisiaj pójdziemy tam jeszcze raz — nakazał z szerokim uśmiechem. 
— Ouse, nie możemy! — krzyknąłem.
— Nawet musimy — powiedział stanowczo. — I tym razem trzymasz się mnie.
               Cały dzień mentalnie przygotowywałem się do powrotu do tego klubu. Powoli wracała mi pamięć. Bałem się strasznie spotkać tych samych ludzi. Jednak było coś gorszego. Ja... Ja powinienem był żałować tego, co zrobiłem. To było nie fair w stosunku do Mada i mojej matki. A mimo to... to uczucie było tak przyjemne...
— Dalej, zbieraj się — rozkazał Ouse po zakończeniu naszej zmiany. — Teraz żegnamy się z Whitem, cześć, White, i lecimy na imprezę. Czaisz?
— N-no — wyjąkałem.
               

2 comments:

  1. Ojeeej, znowu seksy. *_* tyle akcji w tak niewielu rozdziałach, po prostu Cię uwielbiam! :D
    A teraz Alice jeszcze wraca do klubu... Czyżby powtórka? ;>

    ReplyDelete
  2. Seksy po seksach.(*-*) Cóż za seksiaście seksiasty rozdział jakże seksiastego działu.(*o*)

    ReplyDelete