18.2.15

Lubię być rozpieszczany.

Dział: Alice in Secondhand.
Numer rozdziału: 4
Gatunek: Yaoi. 



               To była najdłuższa podróż mojego życia. W moim sercu padał okrutnie deszcz, podczas gdy na zewnątrz panowała susza i roznosił się ostry zapach spalenizny. Duszno. A może po prostu paliło się moje sumienie. Kiedy patrzyłem w dal, w stronę alei otoczonej z dwóch stron wysokimi latarniami, światło mieniło mi się przed oczami, przypominając kolorowe plamy z promieniami słońc. Dopiero wtedy zauważyłem, że płaczę. 
               Niebawem stanęły przede mną ciemne dębowe drzwi prowadzące do małego, skromnego domku na przedmieściach. W jednym z okien paliło się światło. A więc jednak na mnie czekał. Bez zastanowienia zapukałem do drzwi. To było jak skok na bungee - lepiej długo się nie zastanawiać nad ruchem, bo jedynym rezultatem będzie ucieczka. 
— Alice... — westchnął troskliwie, automatycznie przytulając mnie do siebie. 
— Musimy porozmawiać, Mad — powiedziałem cicho.
— Domyślam się — spuentował.
               Zaparzał herbatę, choć był środek nocy, a ja siedziałem na kanapie w malutkim salonie. Na kanapie, która przywoływała różne wspomnienia. Łzy powoli wysychały, a ja nadal nie miałem w głowie tego, co mu powiem. Lada moment postawił na małym stoliku dwie filiżanki herbaty i usiadł obok mnie. Wyjątkowo blisko. Odruchowo oparłem głowę na jego ramieniu, a wtedy on objął mnie. Momentalnie podniosłem głowę, a on - w reakcji - obdarzył mnie głębokim pocałunkiem. Chyba tęsknił. 
— Rozmawiałem z matką — zacząłem niezwłocznie, bo jego pocałunek w dziwny sposób mnie zabolał. — Powiedziałem jej wszystko. Jakiś tydzień temu.
— Wszystko już rozumiem — odpowiedział z wyraźnie wymuszonym uśmiechem. — Nie chce, żebyśmy się spotykali, co?
— Nie do końca — westchnąłem. — Dała mi wybór między tobą a sobą. 
— Alice, nie szkodzi, zrobimy sobie przerwę — zaczął nagle, kompletnie mnie szokując. — Zrobimy sobie przerwę i nie będziemy się spotykać przez jakiś czas. Może w końcu zmieni zdanie. Jeśli nie, zaczekamy do... jej śmierci.
               Ugryzłem się w język. Desperacko poszukiwałem w swojej głowie planu na... cokolwiek. Znalazłem pustkę. Strategia Mada wydawała się być bardzo logiczna i adekwatna do sytuacji, ale coś mi w niej nie pasowało.
— Mad, tak z buta zacząłeś mówić o chwilowym zerwaniu kontaktu — powiedziałem cicho. — Jakby to było dla ciebie naturalne...
— Empatia — odparł, biorąc łyk gorącej herbaty. — Działając w taki sposób nikt nie będzie zbytnio pokrzywdzony. 
               Postanowiliśmy tak zrobić. Choć Mad nie poznał mnie jeszcze na tyle, by wiedzieć, jakie piekło gotowało się w moim wnętrzu. Jego wyjście zdecydowanie było najlepszym z tej sytuacji, bo nikt nie musiał nikogo na stałe opuszczać, ale jak mogłem się czuć okłamując matkę i umierając z tęsknoty za Madem? W końcu powiedziałem jej, że to ją wybrałem. Atmosfera w domu zmieniła się diametralnie. Wróciliśmy do jedzenia wspólnych posiłków i do rozmów. Niczego więcej nie było mi trzeba. 
               Kiedy wróciłem do pracy, znów czułem się dziwnie. Po raz kolejny zaczynałem odczuwać pustkę i monotonię, na których punkcie miałem totalną obsesję. Nie chciałem wracać do przeszłości.
— Alice, stary — mówił mi Ouse. — Gdyby podzielić na etapy obecny okres twojego życia, to przez trzy ostatnie tygodnie mam wrażenie, że przechodzisz dziwny typ menopauzy. W pierwszym tygodniu śmiałeś się z wszystkiego, co ci powiedziałem, śmiałeś się nawet z suchych żartów White'a. W zeszłym gapiłeś się w jeden punkt i nie byłeś w stanie rozmawiać z klientami. A teraz? Jest dopiero poniedziałek, a ty wyglądasz jak...
— Może zabierz go na imprezę? — zaproponował White. — Rany, nie wierzę, że proponuję coś takiego. Alice, teraz przynajmniej wiesz, jak źle wyglądasz. 
— Impreza w poniedziałek... — zastanawiał się, drapiąc się po głowie. — Dobra, coś się znajdzie.
               I przez całą swoją zmianę znów siedziałem na stołku, nie będąc w stanie nawet podnieść ręki. Depresja? Schizofrenia? Mania prześladowcza? Nie obchodziło mnie nawet to. Wiedziałem, jak się wyleczyć i potrzebowałem do tego jednocześnie matki i Mada. I pomyśleć, że spotkałem tego człowieka, gdy upuściłem ryż w markecie...
               Tego wieczora faktycznie poszliśmy na imprezę. Wyszedłem z Ousem z pracy, podczas gdy White standardowo zostawał na jeszcze jedną zmianę. Odruchowo poszedłem w kierunku przystanku, kiedy Ouse złapał mnie za ramię, pokiwał palcem i zabrał w przeciwną stronę. Całą drogę nawijał o tym, że ostatnio jestem jakiś sztywny i przyda mi się trochę luzu. Kazał mi pić na umór. A ja nie miałem nic przeciwko. Miałem zamiar stoczyć się, kurwa, na samo dno i szukać na nim skarbów. Bo nogi już na chwilę obecną miałem zbyt połamane, by móc się odbić.
               Ouse prowadził mnie przez jakieś ciemne uliczki, o których istnieniu nawet nie wiedziałem. Zastanawiałem się, skąd je zna, ale nie byłem skory do rozmowy, dlatego nie zadawałem zbędnych pytań. Szedłem za nim jak ślepa owca. Moich uszu zaczęła dochodzić głośna muzyka, która z każdym krokiem była słyszalna coraz bardziej, coraz konkretniej, coraz dokładniej. W końcu przekroczyłem progi klubu. Nie było selekcji, dlatego mógł się tam pojawić każdy. Miałem przed sobą tłum ludzi. Ouse zabrał mój płaszcz i krzyknął do mnie, abym na niego poczekał. Zamiast go posłuchać, bez namysłu rzuciłem się między ludzi.
               Alkohol lał się strumieniami. Byłem już grubo po piętnastu shotach, kiedy podszedł do mnie wysoki mężczyzna wyjątkowo umięśnionej postury. Jego ramiona zdawały się być dwa razy szersze od moich. Usiadł tuż obok mnie przy barze i z zawadiackim uśmiechem wrzucił mi kilka pigułek do wódki. Spojrzałem na niego z przerażeniem, a on przysunął się do mnie i powiedział mi na ucho:
— Lekki kop, bardzo dobry na początek. Wsypuję ci do kieszeni coś mocniejszego, ale radzę najpierw przyzwyczaić się do tego.
               "Cóż" - pomyślałem. "Oferuje mi coś takiego za darmo. Poza tym... jestem facetem, nic złego się nie stanie". Wypiłem kolejnego shota na raz, kiedy tylko pigułki się rozpuściły. Nie znałem się na tego typu substancjach, więc nie wiedziałem, co się stanie. Po pozbyciu się zawartości kieliszka udałem się na parkiet. Wódka bardzo przyjemnie na mnie działała. Wyostrzyła mi zmysły, w tym dotyku, sprawiając, że dokładnie czułem każde ocierające się o mnie ciało. Mimowolnie zacząłem się podniecać. Nie przeszkadzało mi, kiedy ktoś wsuwał mi dłonie pod spodnie i zadowalał. Całowałem się z pierwszymi lepszymi osobami, gdy nagle poczułem czyjś dotyk na ramieniu.
— Chodź ze mną na bok — Usłyszałem.
               Złapałem go za rękaw, by się nie zgubić i podążałem za tą osobą. Zaprowadziła mnie do pomieszczenia znajdującego się za barem.
— Nazywają mnie Cater Pillar, jeśli cię to zainteresuje — powiedział ze zmrużonymi oczami. — Tam dalej jest ciche miejsce, odpowiednie do rozmowy, chodź.
               Pozwoliłem się zaprowadzić. Minęliśmy korytarz i już po chwili znaleźliśmy się w sporym pomieszczeniu łudząco przypominającym sypialnię. Nie spodziewałem się, że taki pokój może znajdować się na zapleczach klubu.
— Możemy tutaj być? — zapytałem, ledwo trzymając się na nogach.
— Spokojnie, znam dobrze właściciela — odparł, chichocząc cicho. — Usiądź, nogi ci posłuszeństwa odmawiają.
               Posłuchałem jego rady i wręcz bezwładnie osunąłem się na łóżko. Złapał mnie w ostatnim momencie i posadził obok siebie w miarę prosto. Poczułem, jak zsuwa materiałową opaskę z moich włosów i rzuca gdzieś w kąt.
— Mogę liczyć na twoją pomoc? — zapytał z uśmiechem.
               Odruchowo potaknąłem, lubiłem pomagać ludziom. Nie spodziewałem się jednak, że będzie miał na myśli coś takiego. Przysunął się do mnie bliżej, obejmując ramieniem i powoli wsunął do moich ust dwa palce, oblizując przy tym usta i oddychając ciężko. Uśmiechnął się szczerze, a ja odpowiedziałem tym samym. Bawiłem się jego palcami, pieszcząc je językiem. Chwilę później rozpiął spodnie i złapał mnie za kark, delikatnie przysuwając moje usta do swojego członka. Mówił coś do mnie cichym, ciepłym głosem. Pewnie spodziewał się, że zacznę dość delikatnie, mimo to wsunąłem sobie całego jego penisa do ust naraz. Odruchowo spiął uda, wygiął się do tyłu i jęknął głęboko. Wysunąłem go trochę, by po chwili wrócić do tej samej głębokości. Powtarzałem tę czynność wielokrotnie, z każdym razem coraz szybciej, pozwalając w rezultacie spuścić mu się do moich ust. Podniósł mnie potem i zaczął brutalnie całować, jednocześnie mocno masując moje przyrodzenie przez spodnie. Kiedy przestał się już wahać, szybko pozbawił mnie wszystkich części garderoby i położył na pościeli. 
               Na widok jego nabrzmiałego członka rozłożyłem nogi i uśmiechnąłem się do niego znacząco. Szybkim ruchem wsunął we mnie dwa palce i zaczął rozpieszczać od środka. Byłem rozpalony i rozochocony, chciałem, by ten stan trwał już zawsze. Nasuwałem się na jego palce, gdy je wyciągał. Zaśmiał się, powiedział coś, czego nie dosłyszałem, wyjął je ze mnie i po chwili poczułem w sobie coś innego. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że pierwszy raz robię to z facetem. I wcale nie było to nieprzyjemne. Cater pochylił się nade mną, a krople jego potu spływały prosto na mój nagi tors. Jęczałem głośno nawet wtedy, kiedy zakryłem usta dłonią. Mężczyzna posuwał się coraz dalej, odkrywając moje najgłębsze zakamarki. Odnosiłem wrażenie, że spuścił się we mnie już kilka razy, jednak było mi zbyt gorąco, bym mógł to określić z pełną pewnością i świadomością. Cater pchał mnie tak mocno, że posuwaliśmy się razem z pościelą coraz dalej, aż mój kark obił się o ścianę za łóżkiem. W którymś momencie zacząłem śmiać się przeraźliwie głośno, wołając o więcej. Właśnie tego pragnąłem. 
— Cater Pillar, no proszę, jaśnie pan się zjawił — Usłyszałem nagle tuż nad sobą.
               Zobaczyłem równie wysokiego mężczyznę, co Cater, jeszcze bardziej umięśnionego. Palił cygaro i ubrany był w garnitur, na jego nosie spoczywały ciemne okulary, na głowie natomiast - czarny kapelusz. Miał kilkudniowy zarost, a jego mina nie wskazywała na nic dobrego. 
— Pies z Cheshire... — wyjąkał Cater, jednak w niespodziewanym momencie został uderzony z taką siłą, że wylądował na ziemi. 
— Nie przyszedłeś oddać pieniędzy, jak mniemam — powiedział niegrzecznym tonem, kopiąc leżącego Pillara. — Jakieś zezwolenie na używanie mojego mienia? Kto cię tutaj wpuścił?
               Kręciło mi się w głowie i nie pamiętałem, jak się tutaj znalazłem. Nie do końca wiedziałem nawet, co zrobiłem. Bałem się.
— Nie chcesz przywłaszczyć sobie mojej małej kurewki zamiast pieniędzy, które ci wiszę? — zapytał zdławionym głosem.
               Pies z Cheshire, jak nazwał go Cater, zsunął z nosa okulary i spojrzał w moją stronę. Po chwili jego spojrzenie stało się bardziej zaciekawione, a on sam ruszył w moją stronę i pochylił się nade mną. 
— Pillar, skąd wziąłeś tak pięknego mężczyznę? — zapytał cichym, lecz poważnym głosem. 
— Pasuje ci ten układ? — spytał Pillar, zbierając się z ziemi i szybko zbiegając w kierunku drzwi. — Ale wiesz, blondynku, narkotyki nie dadzą ci miłości, prędzej ją odbiorą!
               Po wypowiedzeniu tych słów zniknął za drzwiami, a pies z Cheshire przyglądał mi się nadal, coraz bardziej ciekawym wzrokiem. Po chwili przeniósł go na mojego członka.
— Co on w ciebie wpakował... — westchnął.
— Po prostu lubię... — zacząłem powoli. — Lubię być rozpieszczany. 

4 comments:

  1. Łosz kurwa. I chyba nic więcej. Łosz kurwa na razie wystarczy.
    Nanni <3



    Albo w sumie... co mi szkodzi? Nie lubię komentować pod "nieaktualnymi" notkami, więc wypowiem się pod tą. Boje się co będzie dalej, i chyba uzależniłam się od twoich notek... a coś więcej? Na chwile obecną tylko łosz kurwa się nada ;3

    ReplyDelete
  2. Booooskieeee *^*
    Też lubię być rozpieszczana »:3

    ReplyDelete
  3. I są seksyyy :D Jak dobrze, że tak szybko!
    I teraz chyba mogę stwierdzić, że rozdziały czymś się różnią od poprzednich. Są lepsze. :D

    ReplyDelete
  4. Hell yeah !!!(*o*) Cudowne seksy !!!Cu-dow-ne !!!!

    ReplyDelete