21.2.15

Róbmy to częściej.

Dział: Alice in Secondhand.
Numer rozdziału: 7
Gatunek: Yaoi.



                Po tych słowach Ouse ubrał się i wyszedł z toalety mówiąc jeszcze na pożegnanie, że opuszcza klub i dziękuje mi, bo coś sobie uświadomił. Nie miałem pojęcia, o czym mówi, lecz postanowiłem wrócić do tej sprawy kiedy indziej. Zamknąłem za nim drzwi na patent i siedziałem nagi na zimnych kafelkach, martwo wpatrując się w ścianę. 
               De facto nadal odczuwałem efekt narkotyków. Ba, odnosiłem wrażenie, że piekło dopiero się zaczyna. Czy raczej... niebo? Spojrzałem na swojego członka, który stał już prawie na baczność, chociaż dopiero co zakończyłem ostry, brutalny stosunek. Próbowałem pomóc sobie nieco ręką, lecz nie dawało mi to zbyt dużej satysfakcji, poza tym nie zaspokajało. I wtedy coś mi się przypomniało.
               Ubrałem się w ekspresowym tempie, z trudem dopinając rozporek i wybiegłem z toalety, nie przejmując się strugami białej cieczy spływającymi po ścianach ciasnego pomieszczenia. Pędem udałem się do szatni, zabrałem płaszcz i opuściłem klub. Nie błądziłem już po uliczkach, bo poznałem drogę wystarczająco dobrze. Dojście na miejsce zajęło mi zaledwie kilka minut. Usłyszałem dźwięk rozsuwanych automatycznie drzwi i przekroczyłem próg budynku.
— Alice? — zdziwił się na mój widok. — Nie miałeś być na imprezie z Ousem?
— Ouse poszedł do domu, źle się poczuł — odpowiedziałem, penetrując go wzrokiem. — Przyszedłem, bo mam pewną sprawę, White. 
— Co jest? — zapytał, lekko zestresowany. 
— Możesz już zamknąć? I tak zostało kilka minut — poprosiłem. — Zaczekam na zapleczu. 
               Potaknął głową i wziął się do roboty. Ja tymczasem udałem się do niewielkiego pokoiku znajdującego się zaraz za kasą. Nie zapalając światła poszedłem po omacku w stronę kanapy i rozsiadłem się na niej. White'owi zbytnio się nie spieszyło, dlatego rozpiąłem spodnie i spróbowałem jeszcze raz. Powoli położyłem dłoń na swoim członku i zacząłem masować, jęcząc przy tym nieco spazmatycznie. Wiedziałem, co jest nie tak. Zwyczajnie byłem pasywny. 
— Wszystko pozamykane, także moż...
— NIE ZAPALAJ — przerwałem mu. — Chodź tu, jestem na kanapie.
               Powoli udał się w moją stronę, potykając się po drodze ze dwa lub trzy razy. Kiedy szczęśliwie dotarł na miejsce, od razu zaczął rozmowę. Był dość niecierpliwy.
— Więc o co chodzi, Alice? — zapytał.
— Znasz taką grę — zacząłem — w której po ciemku czegoś dotykasz i twoim zadaniem jest odgadnięcie, co to takiego?
— Nigdy w to nie grałem — westchnął.
— To masz okazję — odpowiedziałem. — Daj rękę.
               Chwyciłem jego dłoń i szybkim ruchem zsunąłem spodnie i bieliznę poniżej bioder, by po chwili silnie przyłożyć jego rękę do swojego nabrzmiałego w cholerę członka. Z jego ust wydobył się cichy stęk, kiedy masowałem jego kończyną swoje okolice intymne.
— Wiesz, co to? — zapytałem. 
               Wtedy stało się coś niespodziewanego. White rzucił się na mnie, przylgnął całym ciałem i pocałował tak namiętnie, że nawet do głowy mi nigdy nie przyszło, iż ktokolwiek tak potrafi. Jego język był tak sprawny, iż był w stanie pieścić mnie tak zniewalająco, by pomóc mi w końcu dojść. Tylko pocałunek. Oderwał się ode mnie dopiero po kilku minutach.
— Ouse ci powiedział? — zapytał, dysząc ze zmęczenia.
— Co powiedział? — spytałem cicho.
— Nie udawaj, że nie wiesz — syknął. — Powiedział ci, że cię kocham, tak?
               Zastygłem w bezruchu. Czy właśnie to chciałem usłyszeć w tym momencie? Poczułem jak mój członek znów się podnosi, a puls drastycznie przyspiesza. 
— White... — westchnąłem cicho. — Chcę spróbować twojej spermy. 
               Nie widziałem jego twarzy, jednak czułem, że moja prośba go zszokowała. Mimo to flegmatycznie zsunął się z moich kolan i słyszałem, jak rozpina spodnie. Wyciągnąłem ręce do przodu, by go znaleźć. Motałem się po omacku, jednak w końcu go poczułem. Zsunąłem z niego spodnie i bokserki, złapałem go za pośladki, silnie wbijając paznokcie i zacząłem delikatnie pieścić jego członka językiem. Twardniał z zadowalającą szybkością. Wsuwałem go sobie do ust coraz szybciej i coraz głębiej. Zakrztusiłem się własną śliną, mimo to wkładałem go jeszcze dalej i dalej, nie mogąc się nasycić. Doszedł. Połknąłem całą zawartość ust. Oblizałem wargi. Zlizałem pozostałości z jego jąder i torsu. Dyszał i głaskał mnie po głowie. 
                Nie mówiąc ani słowa obróciłem się tyłem do niego i przyciągnąłem do siebie. Przesunął dłonią po moim prawym pośladku i pomasował go mocno. 
— Alice, będę brutalny — ostrzegł. — Za długo na to czekałem. 
                Mój krzyk odbił się echem w całym budynku. Odnosiłem wrażenie, że moja krtań pokryła się krwią. Narkotyk momentalnie przestał działać. White wszedł we mnie cały naraz. Moje żądze zostały w końcu zaspokojone. Oddychałem ciężko i osunąłem się z łóżka na ziemię. Podniósł mnie i przytulił, szepcząc mi do ucha niezrozumiałe słowa. Oparłem głowę na jego szyi, a on pocałował mnie głęboko i namiętnie, pieszcząc językiem każdy najdalszy zakamarek moich ust.
— Róbmy to częściej — odparł. — Tylko tego pragnę.
               Odprowadził mnie potem do domu. Wracaliśmy za rękę. Całą drogę śmialiśmy się w zasadzie z niczego. Pierwszy raz widziałem go tak szczęśliwego. Poza tym nigdzie się nie spieszył. 
               Po cichu otworzyłem drzwi. Matka na szczęście już spała. Pędem udałem się do swojego pokoju, zapaliłem światło i rzuciłem się na łóżko. Marzyłem. Przypominałem sobie o Caterze, o Cheshire, o Ousie i Whit'cie. Było mi przyjemnie. Zdawało się, że jestem w krainie czarów. Wszystko było tak idealne i rozkoszne, przed oczyma dwoiły mi się przeróżne kolorowe znaczki układające się w dziwne kształty. Nie gasząc światła... zasnąłem. 
               Matka nie rozmawiała ze mną od czasu, kiedy wróciłem do domu nad razem z saszetką narkotyków wystających z kieszeni. Szczerze mówiąc przestało mnie to obchodzić. Czułem, że muszę utrzymać wszystko w tajemnicy przed Madem, w końcu nadal był moim chłopakiem. I nie mógł się dowiedzieć, z iloma sypiam. Nie mógł. 
               Z kamienną twarzą robiłem sobie śniadanie, nie nawiązując kontaktu wzrokowego z matką. "Jeśli będzie chciała, sama się odezwie" - myślałem. Zjadłem szybko jajecznicę i wyszedłem do pracy, podśmiewając się pod nosem na myśl, jaka będzie teraz atmosfera w robocie. Spojrzałem na zegarek. Miałem jeszcze bite dwie godziny do rozpoczęcia zmiany. Zatrzymałem się więc w jednej z mało zatłoczonych uliczek i wybrałem numer. 
— Słucham cię, kochaniutki? — odebrał.
— Siemasz, Cater, potrzebuję czegoś niezłego na dzisiaj — zachichotałem. 
— Jak bardzo niezłego? — zapytał roześmianym tonem.
— Będzie klawo, tyle powiem — wybuchnąłem śmiechem. — Ale potrzebuję to na dzisiejszy wieczór. 
— Postaram się, ale zapłatę chcę otrzymać teraz — powiedział. — Gdzie jesteś?
               Podałem mu ulicę, na której się znajdowałem. Zdecydowaliśmy się spotkać w pobliskim klubie o niezbyt dobrej sławie. Cater akurat też siedział gdzieś nieopodal, a w owym klubie miał jakieś swoje kontakty, czarny rynek. Kazał mi powiedzieć barmanowi, że się z nim umówiłem, tak też zrobiłem. Mężczyzna skinął głową i zaprowadził mnie do małego pomieszczenia obok toalet. Cater już tam na mnie czekał. Było dość ciasno, dlatego znajdowaliśmy się wyjątkowo blisko siebie. Uśmiechnąłem się niezręcznie, a on zmierzył mnie wzrokiem. 
— Przejdę do sedna — zaczął. — Mam coś naprawdę ekstra, ale to cię będzie dużo kosztować. 
— Niewiele mi zostało z wypłaty, sprzedajesz mi coraz droższe rzeczy — westchnąłem, próbując wziąć go na litość. 
— Możemy się umówić jeszcze inaczej — kontynuował, zmieniając wyraz twarzy na nieco bardziej zawadiacki. — Zostaw sobie te pieniądze, a sprzedaj ciało dealerowi. W końcu taki masz zawód, nie powinno ci to sprawiać kłopotu, co nie?
— Zaczekam tu, ale każ mu się spieszyć, nie mam zbyt dużo czasu — odparłem stanowczo. 
               Miałem już wszystko gdzieś. Mogłem robić naprawdę wszystko, ja tylko chciałem umilić sobie i chłopakom wieczór. Czy było w tym coś złego? 
               Po dłuższej chwili oczekiwania dołączył do mnie wysoki, tęgi i łysy mężczyzna łudząco przypominający ochroniarza. Bez zbędnego chrzanienia powiedział, czego chce. Skończyło się na tym, że wystarczył mu szybki seks analny, niczego więcej nie oczekiwał. Powiedział mi tylko na odchodne:
— Faktycznie możesz mieć każdego, którego sobie wymarzysz. 
               Schowałem głęboko narkotyki i opuściłem klub, kierując się w stronę przystanku tramwajowego. Cieszyłem się na wieczór.


4 comments:

  1. Robi się z niego mała męska sucz xD Ale co jest dziwniejsze, mi się to podoba xD
    TEN ROZDZIAŁ JEST MOIM ULUBIONYM
    ALICE I WHITE
    TAK
    W KOŃCU
    I jeszcze on go kocha ;__;; Ale nie wie. co Alice robi ;__; + na bank nie będzie happy endu ;__;
    W sumie nic dziwnego, skoro Alice robi to. co robi. Pewnie nie zgadnę co tam planujesz zrobić na końcu, czym chcesz nas zaskoczyć, ale i tak gdzieś tam mam wrażenie, że każdy się w końcu odwróci od Alice przez te jego poczynania. Chociaż Ty, Lisu. jesteś nieobliczalna i za cholerę nie zgadnę, co Ci chodzi po głowie xD
    No, do tej pory się szczerzę jak psychopata. Tak na mnie działają sceny, w których osoby przeze mnie paringowane się seksują. ;__; A ostatnio tego mało! Za mało. Zawsze shipuję takie osoby, które mają prawie zerowe szanse na wspólne akcje/ ;__; A przez to cierpię. Na szczęście mnie uratowałaś, chwała Ci! :D

    ReplyDelete
  2. Jak pięknie ^^ Czytam sobie, dodaje kom i tu nagle następny rozdział xd
    Alice dziwkuje, ale ciekawa jestem co na to Mad. Chłopak ma harlem i może mieć każdego? Szczęście ma xdd
    Ale to jest takie... takie zajebiste? W każdym razie nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, ale jednocześnie czym bliżej będzie do końca tym bardziej będę się bać :3

    ReplyDelete
  3. WINCYJ SEKSUFF *^*
    UUU, robi się poważnie? Orgię wyczuwam? »:3
    Czekam na kolejne rozdziały »:3

    ReplyDelete
  4. Alice ...Ty mała męska dziwko ...Paprasz sobie życie ...
    Lisu - forever Satan.

    ReplyDelete