Dział: Maniakalna obsesja.
Numer rozdziału: 8
Gatunek: Yaoi.
Najobrzydliwszą cechą miłości
jest to, że nie potrafisz myśleć o niczym innym. Zero skupienia, zero
koncentracji, zero motywacji - leżysz jak wrak na tyłku i myślisz, jak to
zajebiście będzie zbudować wspólny dom, związać się na stałe, narobić się
dzieci... ewentualnie bez tych dzieci, kupić pierwszy samochód, gotować
codziennie razem obiady i tak dalej. Medycyna totalnie szła się jebać.
Przez pierwszy tydzień od mojego
powrotu z Berlina, widywałem się z Rinnem codziennie. Ani razu nie wykazał
krzty podniecenia ani namiętności. Nie reagował nawet wtedy, kiedy się przy nim
rozbierałem. No i uciekał za każdym razem, kiedy próbowałem go zgwałcić.
Posunąłem się krok do przodu dopiero wtedy, kiedy pod nieobecność jego starszych
wkradłem mu się w nocy do mieszkania i wpadłem do wanny, w której wówczas brał
kąpiel. Powiedział wtedy coś na kształt "Jest coraz trudniej, Adrien.
Trafiłeś w mój słaby punkt, zawsze marzyłem, żeby wykąpać się z osobą, którą
szczerze kocham. Naprawdę żałuję, że nie mogę cię teraz dotknąć". Zaśmiał
się wtedy i dodał, iż ubolewa z powodu braku możliwości umycia mi pleców. W
rzeczywistości nawet mnie zrobiło się wtedy przykro. Wiedziałem również, że
Rinn nie przerwie zakładu, dlatego nie próbowałem go nawet o to błagać. Czułem,
iż nie postąpiłem właściwie zgadzając się na tę propozycję. Mimo to uzyskał to,
czego chciał - moje zaufanie do niego faktycznie wzrastało. Tak czy inaczej
czułem się tragicznie, kiedy usiłowałem się do niego przytulić, a on stał jak
wryty. Całowałem go, lecz on nie pogłębiał moich pocałunków. Chwytałem go za
rękę, ale nie czułem jego uścisku. Zaczęła doskwierać mi samotność.
Potrzebowałem miłości fizycznej, jednak nie miałem ochoty na seks. Pragnąłem
zwyczajnie poczuć jego dłoń na swojej. Nic więcej.
Drugi tydzień wyglądał
identycznie. Z dnia na dzień chodziłem w coraz gorszym nastroju, przeszkadzał
mi dystans, który się między nami utworzył. Widzieliśmy się tylko we wtorek i
środę, gdyż Rinn zawalony był obowiązkami związanymi z uczelnią. Spędzałem całe
dnie przed telewizorem, nie mając najmniejszych chęci do nauki, do wyjścia na
imprezę czy nawet do ruszenia tyłka z fotela. Co wieczór do niego dzwoniłem,
jednak nie zawsze udało mu się odebrać. Zdarzało się, że czekałem do czwartej
nad ranem na telefon od niego. Nigdy nie oddzwaniał.
Trzeci tydzień zmienił się
diametralnie. Nie miałem żadnego kontaktu z Carterem. Przestałem jeść - żywiłem
się tylko i wyłącznie nikotyną. Wypalałem trzy paczki dziennie. Dopiero w
okolicach weekendu zaczęło mi być słabo i wmuszałem w siebie jedzenie, które i
tak prędzej czy później zwracałem. Miałem serdecznie dość jego zachowania,
dlatego w niedzielny wieczór udałem się do jego posesji. Otworzył mi jego
ojciec. Początkowo był zdziwiony, iż po poprzednich akcjach nadal zabiegam o
jego względy, jednak po chwili zaśmiał się i jak zwykle zaznaczył moje
podobieństwo do ojca. Powiedział mi wtedy, że Rinn jest ostatnimi czasy
bardziej zabiegany niż zwykle. Obecnie znajdował się na jakichś warsztatach nad
pobliskim jeziorem. Pognałem tam czym prędzej.
Jednak to, co tam zobaczyłem, zupełnie
mnie złamało.
Pozował akurat do zdjęcia ze
znajomymi. Tuż obok niego stała niewysoka blondynka o śmiejących się oczach.
Położył jej rękę na ramieniu i uśmiechnął się szeroko do aparatu. Nie było w
tym nic złego, jednak... poczułem się tragicznie. Poczułem się tragicznie
widząc, jak dotyka kogoś innego. Poczułem się zaniedbywany. Dlatego, kiedy
tylko odsunął się od towarzystwa, podbiegłem do niego i pod wpływem emocji...
zamachnąłem się mocno i z całej siły uderzyłem go w twarz. Już po chwili
tamował silny krwotok z nosa.
— Rinn, dlaczego, kurwa, dałeś się
uderzyć? — krzyknąłem, zakrywając twarz.
— A co niby miałem zrobić? — powiedział z
zatroskanym uśmiechem. — Przecież nie mogłem zahamować twoich dłoni.
Stanąłem jak wryty. Zaryzykował
uraz twarzy tylko ze względu na głupi nic nie znaczący zakład. Dopiero wtedy
uświadomiłem sobie, jak bardzo musi być we mnie zakochany. Pierdolony kretyn.
Tą sytuacją doprowadził mnie do stanu, którego wolałbym naprawdę nie pamiętać.
— Rinn, proszę cię — szlochałem, nie
mogąc zapanować nad ilością wypłakiwanych łez. — Proszę... złap mnie za rękę.
Nigdy nie zapomnę zdziwienia,
jakie malowało się wtedy na jego twarzy. Było mu źle. Czułem, że było mu równie
źle, co mnie. W dodatku kazałem złamać mu obietnicę, którą mi złożył.
— Proszę, zrób to tylko raz, poza
zakładem — płakałem głośno. — Tylko jeden raz, ja naprawdę tego potrzebuję.
Wykonał moje polecenie bez
najmniejszych skrupułów. Na pewno zdawał sobie sprawę z tego, że mogę
zwyczajnie nim manipulować, by pozbyć się go ze swojego życia. Mimo to, widząc
mój obecny stan, pragnął zrobić wszystko, żebym przestał płakać. Jeden uścisk
dłoni zaspokoił mój głód do końca życia. Tego uczucia nie dało się porównać z
francuskim pocałunkiem, wyznaniem miłości, czy nawet seksem. Czułem, jak jego
miłość przepływa przez moje ciało i broni przed wszelkimi niebezpieczeństwami.
Spojrzałem na niego zmęczonym wzrokiem i uśmiechnąłem się przez łzy. Wtedy
gwałtownie poluzował uścisk, po czym puścił moją dłoń i odszedł.
Widać, że w Rinnie płynie krew Carterów i Rooyów.
ReplyDeleteWybuchowa mieszanka.
Najpierw Adrien zabawia się uczuciami Rinna, a teraz Rinn zabawia się uczuciami Adriena.
Tylko, że w zupełnie inny sposób.
Rinn chyba jest jeszcze większym sadystą od Adriena.
Adrien ma depreche (Mesu psycholog i to zajebisty).
A pod koniec chciałam rozerwać Rinna na strzępy.
PODŁA SZUJA.
Ale rozdział super.
/Mesu
P.S. Mesu znalazła boską grę. Zainteresowała się nią tylko z jednego powodu.
Nazwa.
A dokładniej: "Zaginięcie Ethana CARTERA"
:D
Się dobrali ...Obaj sukinsyny ...Nie mogę się zdecydować, którego mniej lubię, a bardziej nienawidzę ...To chyba jest zmienne.
ReplyDeleteZajebiste, jak wszystko, pod czym zostawiam ten jeden i ten sam komentarz, abyś mnie pokochała <3
ReplyDelete