4.10.14

Sposób na Cartera.

Dział: Maniakalna obsesja.
Numer rozdziału: 4
Gatunek: Yaoi.



               Widziałem wszystko niczym przez mgłę. Moje oczy były zaszklone łzami. Jedynym, co słyszałem, był mój ciężki oddech. Wpatrywałem się martwo w sufit i nie myślałem o niczym. Bałem się, że moja pamięć już nie wróci. Obawiałem się, iż mimo takiego poświęcenia, amnezja nie minie. Rinn przykrył mnie kołdrą i delikatnie zmierzwił moje włosy. Nawet nie zauważyłem, kiedy zasnąłem.
               Obudził mnie zapach świeżo zaparzonej kawy. Leżałem nieruchomo ze zmrużonymi oczyma, a obok miejsce zajmował Rinn czytający wówczas jakąś książkę. Nie zauważył, że się ocknąłem. Początkowo nie mogłem sobie uświadomić, co robię w tym miejscu, aczkolwiek, kiedy uzmysłowiłem sobie, iż jestem nagi, przypomniało mi się całe popołudnie. Powoli podniosłem się do pozycji siedzącej, po czym energicznie złapałem się za głowę.
— Rinn, daj mi coś na ból głowy, ale to w tempie ekspresowym — odparłem zdławionym głosem.
— Ale...
— Tak, pamiętam już wszystko — przerwałem mu. 
               Nie zadawał więcej pytań i szybkim krokiem ruszył do kuchni. Słyszałem, jak nerwowo przeszukuje apteczkę, a później potyka się o coś, wyjmuje z kredensu szklankę i nalewa wody. W ciągu niecałej minuty był już z powrotem. 
— Gadaj, kurwa — wycedził przez zęby, gdy tylko połknąłem tabletkę. — Udowodnij, że pamiętasz.
              Odpowiedziałem mu szerokim, chamskim uśmiechem. Kąciki jego ust lekko drgnęły, jakby chciały wyszczerzyć całe swoje uzębienie w promiennym uśmiechu. Jednak chyba mi nie wierzył. Jego wyraz twarzy zdawał się drwić ze mnie i kpić.
— Wczesna, ciepła jesień, cztery lata temu — zacząłem, zniżając ton to aktorskiego diapazonu. — Piętnastoletni Adrien Bennett wbiega energicznie po schodach w posesji państwa Carter. Pani Susan wyjechała w delegację, dlatego mały blondasek odwiedził swojego przyjaciela wraz ze swoim ojcem, Martinem. Obydwoje żyli w przeświadczeniu, iż czerwonowłosa wiedźma zabije ich laserami ze swoich oczu. 
— Upominałem cię już, żebyś nie nazywał mojej matki wiedźmą, no nie? — zapytał z kwaśną miną.
— Przekonany o swoich racjach Rinn usiłuje go powstrzymać, jednak tamten zwinnie wyślizguje mu się z rąk — kontynuowałem, nie zwracając uwagi na jego komentarze. — Blondynek cicho naciska klamkę sypialni rodziców przyjaciela, gdy nagle ich oczom ukazuje się coś dziwnego. 
— O tym, żebyś homoseksualistów nie nazywał dziwnymi też już się upominałem — syknął, biorąc łyk kawy. Przez całą tę konwersację skutecznie unikał wymiany spojrzeń, gapiąc się w książkę. 
— Także to akurat pamiętam dobrze, jak żeśmy przyłapali ich na gorącym uczynku, kiedy to przerabiali całkiem osobliwe pozycje rodem z Kamasutry, aczkolwiek... — zaciąłem się. 
               Dopiero uświadomiłem sobie, jaki był dalszy przebieg sytuacji. Byłem przekonany, iż nie przejdzie mi to przez gardło. Widziałem oczyma wyobraźni, jak spłoszony łapię stojącego obok mnie Rinna za rękaw i wybiegamy z domu. Kierujemy się prosto do chwilowo pustego mieszkania Rity, do którego mieliśmy wówczas klucze. Popycham Cartera na łóżko i stanowczo każę mu się ze mną pieprzyć. Jest totalnie zdezorientowany, odmawia. Argumentuję swoją postawę tym, że chcę zrozumieć poczynania naszych rodzicieli, którzy nieludzko zdradzają swoje żony. Pamiętam swoje zszokowanie zachowaniem Rinna. On nigdy nie obwiniał swojego ojca, ba - popierał go. Wiele razy później mówił, że nie powinno być go na świecie, aczkolwiek to wiązałoby się z brakiem mnie. 
               I faktycznie to ze mną zrobił. Mimo to nie zrozumiałem motywów swojego ojca. Przez kilka miesięcy analizowałem jego zachowania, nie zauważając tego, co działo się wokół mnie. Egoistycznie rozkładałem na czynniki pierwsze swoje uczucia, nie widząc, jakie konsekwencje poniosłem. Wtedy Rinn zdradził mi pewien sekret. Był we mnie zakochany. Obrzuciłem go mięsem i kazałem wynosić się ze swojego życia. Straciłem najlepszego przyjaciela przez swoje niedojrzałe zachcianki. To wydarzenie wydawało mi się tak okropne, że wyrzuciłem je z pamięci. 
              Położyłem się z powrotem i spojrzałem na Rinna. W najśmielszych wyobrażeniach nie przypuszczałbym, że może być tak stały w miłości. Z leżącej nieopodal paczki wyjąłem jednego papierosa, po czym odpaliłem go z zamkniętymi oczami, czekając na opierdziel ze strony Rinna. Jednak nie usłyszałem niczego poza przewróceniem jednej z kartek książki. 
— Czemu milczysz? — zapytałem cicho. 
— Znasz moje zdanie na ten temat — odparł.
— Nigdy nie zakazywałeś mi palić — zauważyłem. 
— Nie o tym mówię.
               Otworzyłem oczy. Wyglądało na to, że przełamał bariery kontaktu wzrokowego, gdyż bez najmniejszej bojaźni toczył ze mną bitwę na spojrzenia. 
— Zastanawiam się, jaki moment wybierzesz — westchnął. — Kiedy zasnę? Kiedy wyjdę do toalety? Opuścisz mieszkanie i nie wrócisz, no nie? Właśnie dlatego nic nie mówię. Nauczyłeś mnie przydatnej zdolności. Pierdolenia nadziei. 
               Dość dobrze znałem jego ojca, Alexa Cartera. Wyglądali jak dwie krople wody i zachowywali się również bardzo podobnie. Dzieliła ich tylko ta jedna cecha - Rinn był wyjątkowo empatycznym człowiekiem. Nie miałem pojęcia, po kim to odziedziczył, miał rodziców skurwieli. 
               Biłem się z myślami, analizując zdobyte przez Rinna informacje. Wiedział wiele na temat mojej rodziny, znał całą historię naszych ojców. Zastanawiał mnie tylko fakt, czy zdawał sobie sprawę z tego, że go kocham. Straciłem dla niego głowę dokładnie w tym momencie, kiedy sam zaczął mnie adorować - po naszym pierwszym stosunku. Ale co mogłem mu powiedzieć? Z nadzieją czekałem, aż wyzna mi swoje uczucia. Doczekałem się. Lecz przerosło mnie to do tego stopnia, że zwiałem. Byłem tylko niedojrzałym dzieciakiem. Śmieciem, który wyzyskiwał swoich przyjaciół i ranił ich. Podjąłem decyzję.
— Jest późno, muszę zwijać do chaty — odparłem nagle, podnosząc się gwałtownie do pozycji stojącej i świecąc gołą dupą. Zacząłem szybko się ubierać. — Nie zrozum mnie źle, muszę wszystko przetrawić sam. Spotkajmy się jutro. 
               Jego twarz nie wyglądała na rozpromienioną. Podkreślił fakt, że pojmuje mój sposób myślenia. Nie dodał nic więcej. Razem opuściliśmy mieszkanie i rozeszliśmy się do swoich domów. A ja już zacierałem ręce na samą myśl o moim diabelskim planie.
— Ojciec, pomóż! — wrzasnąłem tuż przy progu drzwi mojej hacjendy. — Dalej, póki matki nie ma. 
               Tatko grzał akurat dupsko przy kominku, był w końcu lekarzem, mógł sobie pozwolić na takie życie burżuja. 
— Ile kasy chcesz? — zapytał, grzebiąc w portfelu.
— Null — odparłem niezwłocznie, siadając na stojącym naprzeciwko niego fotelu. — Bo ja rady potrzebuję.
— Skisłem — powiedział, wytrzeszczając oczy ze zdziwienia. 
— Czaj taki motyw — zacząłem. — Zakochujesz się w kimś, ale nie chcesz zdradzić swoich uczuć. Z drugiej strony wiesz, że jeśli tego nie zrobisz, ten człowiek pójdzie sobie fchuj. 
— Co to za człowiek? — spytał obojętnie. 
— Rinn Carter — odrzekłem.
               I wtedy ojciec przeszedł totalną huśtawkę nastrojów. Od nagłego ataku diabolicznego śmiechu i upadku z sofy na ziemię, przez płacz, wrzask i zgrzytanie zębów, aż po zupełną obojętność.
— Adrien, nie rób sobie jaj ze mnie — zakończył.
— Serio gadam — odpowiedziałem. 
— Kurwa mać... — westchnął, łapiąc się za głowę. — Ta czerwona pinda cię zeżre, jak się dowie. 
— Wiem — powiedziałem z szerokim uśmiechem. — Tak czy inaczej nie mam pojęcia, co robić, a pytam ciebie, bo no. Z wiadomych przyczyn. 
— Cholera... — syknął. — Carterowie są egoistycznymi świniami zakochanymi w sobie, a ten chłopak ma w dodatku geny Susan Rooy. Gorzej być nie mogło. 
— Dzięki, ojciec — wymamrotałem. — Czy to wszystko, co masz mi do powiedzenia?
— Miej go w dupie. Tylko nie dosłownie! — wypalił. — A jak będzie chciał się od ciebie odwrócić, to zacznij go kokietować. 
— Tylko tyle? — zdziwiłem się.
— Otóż to. To w zupełności wystarczy. Podałem ci pełny wzór na rozwiązanie dziwnego przypadku, jakim jest każdy członek rodu Carterów. 
               Podziękowałem ojcu za przydatne rady i wróciłem do swojego pokoju. Rzuciłem się na łóżko i zamknąłem oczy. "Kokietować go" - krążyło mi w głowie. Postanowiłem spotkać się z nim pod sam wieczór i dać z siebie wszystko. 

6 comments:

  1. zjebałam się z rozmowy Martina i Adriena XDDD
    Ciekawe co tam blondasek uknuł. Wykorzysta plan ojca, czy może zastosuje się do własnych myśli;d Ale, znając Ciebie, będziesz nas trzymała w niepewności i pomęczysz trochę :D

    ReplyDelete
  2. KURWA.
    JEDEN WIELKI MAJNDFAK.

    Adrien buja się w Rinnie.

    Rinn jest jego ojcem.

    Rinn jest synem Cartera.

    Rinn Carter.

    Adrien Bennett.

    ASZ TU TAKIE SUPRAJS MADAFAKA.

    SĄ DWA RINNY (MESU DOPIERO OGARNĘŁA)

    Eh.. zapomniałam, że Alex se dzieciaka machnął z Susan...

    PODSUMOWUJĄC:
    Adrien Bennett
    Syn Rinna Bennetta (Wcześniej Martina)

    I Rinn Carter
    Syn Cartera Alexa.

    Kurwa jakie to skomplikowane...

    To nie na musk Mesu...

    /Mesu

    P.S. Rozmowa Adriena z Martinem była piękna xD

    ReplyDelete
  3. o kuźwa... Mesu, Ty naprawdę myślałaś, że Adrien bujnął się w swoim ojcu?

    FAK X.X

    ReplyDelete
  4. Spaczony Musk Mesu + Maniakalny = Wszystko jest możliwe.

    Kto tam wie co ludziom w głowie siedzi...

    /Mesu

    ReplyDelete
  5. Reakcja Martina - bezcenna.xD Wcale się nie zdziwiłam, że on nadal nazywa Susan "czerwoną pindą".

    ReplyDelete
  6. Zajebiste, jak wszystko, pod czym zostawiam ten jeden i ten sam komentarz, abyś mnie pokochała <3

    ReplyDelete