24.10.14

Recepta na miłość.

Dział: Maniakalna obsesja.
Numer rozdziału: 14
Gatunek: Yaoi. 



                Nerwowo poszukiwałem prawidłowej odpowiedzi w czeluściach mojego umysłu. Szybko odwróciłem spojrzenie, by Rinn nie manipulował mną za pomocą wzroku. Oparłem twarz na dłoniach i spojrzałem w dół. 
— Co to za plamy spermy na drzwiach? — Usłyszałem nagle donośny śmiech dochodzący z korytarza. — Czyżbyś w końcu sobie kogoś znalazł, Rinn?
               Już po chwili tajemnicza postać zjawiła się w kuchni, zaszczycając nas swoją obecnością. Obydwaj zabijali mnie wzrokiem, jak gdyby chcieli krzyknąć: "dalej, powiedz coś, wybierz któregoś z nas". Czułem, jak moje serce się rozrywa. Ale co ja mogłem zrobić? Nie chciałem, by Rinn znał całą prawdę. Popadłem w naprawdę nieprzyjemny nawyk - manipulację swoimi najbliższymi. Gdybym tylko był wtedy trzeźwy... na pewno bym skłamał. Dla własnego dobra. Jednak mój stan był daleki od trzeźwości. Dlatego... powoli wysunąłem rękę spod stołu i położyłem ją delikatnie na dłoni Rinna. Zacisnąłem mocno szczękę, próbując znieść słowa, które zaraz wypowiedzą. Ale milczeli. Nastała grobowa cisza, a ja byłem zbyt przerażony, aby spojrzeć któremuś w oczy. Czułem ich wzrok na sobie. 
— Rinn, co ty robisz? — Usłyszałem nagle. Zerwałem się na równe nogi, a strach przekroczył racjonalne granice. Niemożliwe...
               Tuż za Ray'em stała sama Susan Rooy-Carter. Serce waliło mi tak mocno, że nie byłem w stanie usłyszeć żadnego z wypowiadanych przez nią słów. Udało mi się jednak nawiązać kontakt wzrokowy z Rinnem. Stałem tak, lekko przygarbiony i wpatrywałem się mu prosto w oczy, a spod moich powiek spływały strugi łez. Kobieta musiała mieć deja vu. 
               Usiłowałem się skoncentrować, by móc usłyszeć jej słowa. Pragnąłem znaleźć jakiś kompromis, cokolwiek. Ale jej słowa były jednoznaczne. Zakazała nam się widywać, grożąc przeprowadzką do innego miasta. W rzeczywistości wystarczyłoby pstryknięcie palcami, by mogła to zrobić. Poza tym była w stanie potraktować mnie w taki sam sposób, w jaki kiedyś postępowała z moim ojcem. Podejrzewałem, że nie zdołałbym tego znieść. Wyglądało na to, że Rinn myśli w podobny sposób. W ułamku sekundy złapał mnie za rękę i pognał w kierunku drzwi frontowych. Po drodze sięgnął jeszcze coś z jednej z szuflad. Susan nas nie goniła. Zapewne miała już opracowaną całą strategię działania. Bałem się jak nigdy. W tym świecie nie było się już gdzie ukryć. 
               Rinn nie fatygował się jazdą samochodem - biegł przed siebie po ciemku, ciągnąc mnie za sobą. Potykałem się co chwila, ponadto dusiłem się własnym płaczem, jednak on się nie zatrzymywał. Przystanął dopiero wtedy, gdy dotarliśmy na jakieś odludzie. Latarnie już się nie paliły, jedyne światło, które nas dochodziło, było kiepską żarówką palącą się w małym sklepiku. Rinn wtargnął do środka. Szybkim ruchem wyjął z lodówki dwa piwa i rzucił je wręcz kasjerowi na blat. Zapłacił i wyciągnął mnie siłą na zewnątrz. Odeszliśmy trochę dalej od źródła światła i już po chwili ogarnął nas całkowity mrok.
— Adrien, znasz nasze przeznaczenie, prawda? — zapytał nagle, wprowadzając mnie ponownie w przyspieszony puls serca.
— A-ale... — wyjąkałem. — Przecież to nie musi być koniec, na pewno możemy coś zrobić... Ucieknijmy razem, gdzieś na koniec świata, gdziekolwiek...
— Znajdzie nas — odparł stanowczo. — Nigdy nie było tu dla nas miejsca, Adrien, dobrze wiesz, nasi ojcowie powinni byli wtedy...
                Po raz pierwszy zobaczyłem go w takim stanie. Oparł głowę na moim ramieniu i zaczął głośno szlochać, co moment krztusząc się własnym płaczem. Majaczył. Mówił, że Susan doprowadzi nas do samoistnej śmierci, jeżeli się nie rozstaniemy. Jednak nie chciał mnie zostawiać. Powiedział, iż powinna w końcu ponieść konsekwencje za swoje czyny. To był jedyny sposób.
— Trzymaj — polecił, wyciągając z kieszeni to, co przed opuszczeniem domu udało mu się ze sobą zabrać. — To te, które Ray brał kilka lat temu, zapewne pamiętasz.
— To znaczy, że twój plan wypali, prawda? — zapytałem cicho. Dziwnym trafem przestałem się smucić. Ogarnęła mnie wyjątkowa ulga, a nawet... szczęście. Wiedziałem, że dzięki temu już nigdy się nie rozstaniemy. 
               Obydwaj połknęliśmy wszystko, co mieliśmy, po czym duszkiem wypiliśmy po piwie. Uśmiechnąłem się szeroko, po czym jednocześnie wybuchnęliśmy śmiechem. 
— Rinn, wierz lub nie, ale naprawdę kochałem cię przez cały ten czas — odparłem, spuszczając głowę. — A Ray... Chciałem, byś choć trochę zwrócił na mnie uwagę. 
               Rinn złożył głęboki pocałunek na moich zdrętwiałych od płaczu wargach. Odwzajemniłem. Raz. Jeszcze raz. Jeszcze jeden. W nieskończoność. Obraz stawał się coraz bardziej i bardziej zamazany, a na moich ustach pojawiał się coraz szerszy uśmiech. Wtuliłem się w jego ramiona, ostatni raz wyznając miłość. 
               Zawsze się tego bałem. Tego, że ktoś w końcu odbierze nam naszą miłość, chociażby w taki sposób, w jaki zrobiono to naszym ojcom. Jednak udało nam się znaleźć na to receptę. Gorsza czy lepsza... była skuteczna. Była skuteczna. Zostaliśmy razem już na zawsze - z pewnością, iż już nikt nas nigdy nie rozdzieli. 












K O N I E C

11 comments:

  1. Przyznam, przeczytałam 2 razy i nadal nie rozumiem co się wydarzyło.

    ReplyDelete
    Replies
    1. którego momentu konkretnie nie zrozumiałaś?

      Delete
    2. Nevermind.
      Rozumiem, że to definitywny koniec serii?

      Delete
    3. :)))))))))))

      Podsumowując, to zabrzmiało jak "serio, kończysz w taki sposób? zjebałaś". :"D Nie no, wolność słowa, wolny kraj, konstruktywna krytyka czyni człowieka lepszym.

      Delete
    4. Akurat tamto nie miało podtekstu. Chciałam po prostu wiedzieć, czy to koniec tego opowiadania. Coś mówi mi, że nie, ale autor wie najlepiej.

      Delete
    5. JAK MOGŁAM TO PRZEOCZYĆ?

      Mesu taka zła...

      Coś mnke podkusilo, aby zobaczyć, czy czaeem nke watawilas na bloga czegoś trochę wcześniej.


      I KURWA JEST

      Serio, aż mi się szkoda ich zrobiło... tylko troszkę, jednak ja jestwm znana z tego, że jestem zimna jak lód a moje serce to mały fistaszek ze skały. Sadysta Mesu ma taką opinię, więc tak...

      No nic!

      Nadal ciut ciężko mi uwierzyć, że to ZNOWU koniec kolejnej części. Serio. Powaga.

      Czy Lisu ma jakieś pomysły na kolejne opowiadania?

      /Mesu

      Delete
    6. no jak to, 5 sezon maniakalnego!
      .
      ,
      ,
      ,
      bez jaj. :D Wafel obiecał mi podsunąć pomysł na postaci, gatunek i fabułę, nie wiem, kiedy to zrobi, ale to może mi podpaść. Jakbyś też miała coś, to dawaj znać, wszystkie pomysły się przydadzą. A póki co wet and moisture.

      Delete
    7. Ja tam 5 sezonem bym nie pogardziła...

      XD

      Mój zeszyt od pomysłów ( 4 z resztą) peka w szwach. Jak znajdę coś ciekawego, to dam znać :3

      Delete
  2. czemu tu nawet sad end dałaś?!
    ja się przez Ciebie odwodnię ;__;

    Głupia pinda Susan! To ona powinna umrzeć!
    A nie moi kochani Rin i Adrien!

    ReplyDelete
  3. Przeczytałam o tych tabletkach, myślałam że otrują tą czerwonowłosą pinde ...a oni ...Oczy mi chyba zaraz wyschną.

    ReplyDelete
  4. Zajebiste, jak wszystko, pod czym zostawiam ten jeden i ten sam komentarz, abyś mnie pokochała <3

    ReplyDelete