5.10.14

Pięknym za nadobne.

Dział: Maniakalna obsesja.
Numer rozdziału: 6
Gatunek: Yaoi. 



               Szybkim ruchem wciągnąłem na siebie spodnie i wybiegłem z samochodu. Rinn musiał poczuć się nieco zdezorientowany. Ubrał się i pognał w moim kierunku. Bałem się. Niezależnie od wszystkiego nadal bardziej ufałem swojemu ojcu. Odnosiłem wrażenie, iż znalazłem się w dużym niebezpieczeństwie. 



I wtedy pojawił się on. 



               Totalnie nie spodziewałem się go tutaj i teraz spotkać. Prędzej przypuszczałbym, że natknę się na Blaise'a, Andy'ego, wuja Jude'a, ale nie jego. Znajdowaliśmy się w samym sercu ciemnego lasu, jednak wszędzie byłbym w stanie rozpoznać tę posturę. Przede mną stał w całej swojej okazałości pan Alexander Carter. Rinn wydawał się być nieco przerażony tym faktem, mi natomiast przysporzyło to niebywałej ulgi.
— Jedna prośba z mojej strony, synu — zaczął poważnym tonem. — Manipuluj sobie kim tylko chcesz. Ale młodego Bennetta nie pozwolę ci ruszyć. 
               Zdrętwiałem. Dopiero wtedy zrozumiałem, jak głęboka musi być miłość między nim a moim ojcem. Przeciwstawił się rodzonemu synowi na korzyść swojego kochanka. Tak czy inaczej nie miałem pojęcia, o czym mówił. Jednak nie pominął tego aspektu. 
— Adrien, bądź ostrożny w tych relacjach — powiedział, nie odwracając się do mnie. Uznałem go za wybitnie inteligentnego człowieka. Nie kazał mi uciekać ani izolować się od Rinna dla własnego dobra. Prawdopodobnie wiedział, co do niego czuję. Dlatego zlecił mi przezorność. — Powinieneś wrócić do domu. Mogę cię podwieźć, jeśli chcesz. 
— Pozwoli pan, że wrócę z Rinnem — odpowiedziałem, wykrzywiając twarz w chamskim uśmiechu. — Dziękuję. 
— Macie to we krwi — odparł, szczerząc zęby. 
               Staliśmy w ciszy, dopóki pan Alex nie odpalił silnika swojego samochodu i nie odjechał. Rzuciłem obojętne spojrzenie Rinnowi.
— Jak się czujesz? — zapytałem, nie żałując sobie chamskich docinków. Byłem wściekły. Jeszcze nie wiedziałem, za co, ale naprawdę byłem wkurwiony.
               Nadal milczał. Poklepałem go po plecach i wróciłem do samochodu. Stał na zewnątrz przez jakiś czas, prawdopodobnie zbierał myśli. Wrócił po jakimś czasie i odpalił kolejnego papierosa. 
— Długo będziesz to ukrywał? — zapytałem nagle. 
— Nie chcę tego niszczyć jeszcze bardziej — odpowiedział drżącym głosem. 
— A kłamstwa tego nie dewastują? — zadałem pytanie retoryczne. 
— To fatum. Zły los, który od lat nie chce opuścić mojej rodziny — westchnął. — Z tej sytuacji nie ma dobrego wyjścia. 
— Zapewne byłoby, gdybyś czegoś nie spierdolił — syknąłem. — Nie wmawiaj mi, że nie jesteś winny. Z zachowania twojego ojca jednoznacznie wynikało, że sam spieprzyłeś. Wolisz sprzedać mi własną wersję czy mam dowiadywać się wszystkiego od innych i dopowiadać sobie rzeczy, których nie będę wiedział? 
— Zdradzam cię — wycedził przez zęby. 
— Zdradzasz? — parsknąłem panicznym śmiechem. — Czy my w ogóle kiedykolwiek byliśmy razem, żebyś mógł nazywać to zdradą? 
                Czułem, jak unosząca się nad nami atmosfera gęstnieje i przybiera ciemne kolory. Powietrze stawało się ciężkie. 
               Zatrzymał samochód przed moim domem. Westchnął głęboko i spojrzał na mnie wzrokiem pełnym bólu. 
— Po prostu... zaspakajam się kilkoma osobami, w tym tobą... — kontynuował. — Jednak z tobą... z tobą jest ina...
               Trzasnąłem drzwiami i wróciłem do mieszkania. Ojciec czekał na mnie w kuchni i jakimś cudem udało mu się pozbyć matki z miejsca zbrodni. Nadal była niczego nieświadoma. Zająłem miejsce naprzeciwko niego. 
— Ojciec, mam strategię — odparłem, wywołując u niego niemałe zaskoczenie. — Odpowiem mu pięknym za nadobne. Nie obchodzi mnie, jaki będzie rezultat, czy skurwiel mnie znienawidzi, czy będzie we mnie zakochany po uszy. Ma cierpieć. I ma myśleć tylko o mnie. Dzięki mojemu planowi będę miał go w garści maksymalnie w miesiąc. 
               Ojciec nie do końca wierzył mojej strategii, mimo to zaufał mi i pozwolił działać po swojemu. Może i wiedział dobrze, jak postępować z Carterami i byłby w stanie wydać nawet na ten temat kilka poradników, aczkolwiek nie umiał radzić sobie z innym aspektem - Susan Rooy. Poznałem Rinna z innej strony, z tej odziedziczonej i wyuczonej przez czerwonowłosą kobietę. 
               Przez bity miesiąc zawalałem naukę, chodząc na warsztaty prowadzone przez Rinna, na spotkania, w których brał udział, na wykłady, które prowadził. Zajmowałem miejsce najbliżej niego i tylko czekałem, aż zabierze głos. Gdy tylko skupiał się i koncentrował na swojej wypowiedzi, wsuwałem dłoń pod stół i powoli zaczynałem dotykać jego męskości, rujnując całe jego przemówienie. Jąkał się, nie panował nad mimiką i gestykulacją, tracił wątek. Czasem śledziłem go do samej toalety, a nawet wchodziłem z nim do niej, obsypując go pocałunkami i doprowadzając do niezaspakajalnego niedosytu. Pewnego razu zostaliśmy przyłapali przez trójkę mężczyzn, z których, jak się później okazało, każdy był jego kochankiem. Po tej sytuacji porzucili go na dobre. Carter został sam jak palec. 
               I wtedy nagle zniknąłem. Poprosiłem rodziców i znajomych, by siedzieli cicho i nie zdradzali nikomu miejsca mojego pobytu. Wyjechałem na miesiąc na wymianę do Niemiec. Wiedziałem, że tam Rinn mnie nie dorwie. Moja koncepcja była prosta: jeśli z czwórki kochanków Carter choć trochę któregoś kochał, w ciągu kolejnego miesiąca poczuje się tak samotny, iż przyjdzie do niego na kolanach. 
               Bezcelowo tułałem się zaludnionymi ulicami nocnego Berlina. Doskwierała mi taka samotność, iż miałem ochotę pójść do baru, napić się i przespać z pierwszą lepszą osobą. Jednak wyrzuty sumienia nie dałyby mi żyć. Już od dwóch tygodni miałem wyłączony telefon na wypadek, gdyby Rinn chciał mnie w jakiś sposób dorwać. Dzwoniłem do rodziny z budek telefonicznych, zachowując ostrożność. Jednak pokusa włączenia telefonu była nieodparta. Zacisnąłem zęby. Wgapiałem się martwo w ekran komórki zastanawiając się, czy aby na pewno prawidłowo postępuję. Moja satysfakcja z problemów innych ludzi znów przejęła nade mną władzę.
— No cześć kotek, czemu dzwoniłeś? — wycedziłem z chamskim uśmiechem na twarzy. — Całe dwieście szesnaście nieodebranych połączeń plus ponad czterysta wiadomości, których nie chce mi się czytać. Czy to już miłość?
— Adrien, gdzie ty, kurwa, jesteś?! — wrzasnął bez ogródek. 
— Ale o co te nerwy? — zaśmiałem się. — Poczekaj chwilę, wyślę ci zaraz numer do świetnej prostytutki, cobyś mógł się wyżyć. Jest tania, dobra, a przy tym...
— Adrien, nie pierdol — przerwał mi. Cieszyłem się, że jestem tak daleko, prawdopodobnie przyjebałby mi teraz. W twarz. Krzesłem. — Gdzie jesteś?
               Czułem się dobrze, traktując go jak zabawkę. Zasłużył na to. Teraz to ja byłem lalkarzem, a on marionetką. Mogłem zrobić z nim, co tylko chciałem. 
— Jeśli powiem, że w Islandii, to przyjedziesz mnie odwiedzić? — zapytałem tonem głosu małego dziecka.
— Jeżeli nie chcesz, to nie przyjadę, powiedz tylko, czy jesteś tam bezpieczny i czy jesteś sam — wymamrotał cicho. Być może nie chciał, żebym to usłyszał. 
— Wybacz, Rinn, ale mam cię za tak skurwiałego kłamcę, że taki randomowy tekścik do mnie nie przemawia — zaśmiałem się po raz kolejny. 
— Chcę z tobą porozmawiać jak wrócisz — powiedział stanowczo. Wiedziałem, że nie uda mu się przekonać mnie do swoich racji, aczkolwiek byłem ciekaw, co ma mi do powiedzenia. 
               Przez kolejne dwa tygodnie ani razu nie włączyłem telefonu. Rinn opuścił moją głowę i myśli. Byłem tak zaabsorbowany zwiedzaniem, poznawaniem nowych kultur i ludzi, iż zupełnie zapomniałem o swoim dawnym codziennym życiu, do którego już niedługo miałem wrócić. Zabawa zaczęła się dopiero podczas podróży powrotnej. Samolot wylądował w Londynie. Czekaliśmy półtora godziny na dworcu, po czym wpakowaliśmy się w pociąg jadący do Liverpoolu. Kiedy tylko zorientowałem się, że za dwie i pół godziny znajdę się w domu, zacząłem płakać i dygać z przerażenia. Znajomi usiłowali mnie uspokoić, jednak nikomu się nie udawało. Sam nie wiem, dlaczego tak bardzo bałem się spojrzeć Rinnowi w twarz. Rozmowy telefoniczne były o niebo łatwiejsze. 
               Ojciec miał dla mnie dwie wiadomości. Dobra była taka, iż powiedział Rinnowi, że wrócę nazajutrz, zarobiłem na tym cały wieczór odpoczynku. Zła jednak kompletnie mnie przeraziła - rodziciele postanowili tego samego dnia wyjechać na weekend za miasto, oznaczało to, iż nikt nie obroni mnie przed Carterem następnego ranka. Po ogłoszeniu tychże wieści ojciec nakazał mi iść do swojego pokoju. Oznajmił, że Rinn dobijał się tu prawie codziennie. Nie miałem pojęcia, jaki związek ma jedno z drugim. Jednak gdy tylko przekroczyłem progi sypialni...
               

11 comments:

  1. bez jej, czemu ZAWSZE w takich momentach XD

    ReplyDelete
  2. ADRIEN TY MENDO SADYSTYCZNA. KOCHAM CIĘ.

    Lisu, ty naprawdę lubisz się nad nami znęcać, co nie?

    /Mesu

    ReplyDelete
    Replies
    1. zmiana tematu - na ktory dzien Japaniconu idziesz? nie jestem pewna, czy sie w koncu pojawie, ale obiecalam Ci troche swojego czasu, wiec przybije gdzies w okolice czecha, tylko musisz mnie doinformowac kiedy,gdzie i jak konkretnie.

      Delete
    2. Ja będę na calutki Japanicon xD Jak się uda, to będę nocować na terenie konwentu, a jak nie to u siostry.

      /Mesu

      Delete
    3. zajebiscie! to mi przypomnij, zebym Ci nr zostawila przed Jp jakos.

      Delete
    4. Spoczko ^^ Mogę ci mój numer przesłać na e-maila czy inne podobne badziewie.

      /Mesu

      Delete
    5. bez problemow, lap tutaj moj 725198535.

      Delete
  3. Świetne!
    Masz dar do torturowania ludzi; przerywać w takim momencie?! >.<
    Nie mogę się doczekać dalszej części ;)

    ReplyDelete
  4. na http://o-pieprz.blogspot.com pojawiła się ocena Waszego bloga! :)

    ReplyDelete
  5. No i role się odwróciły ...Wcześniej stary Carter torturował starego Benneta, a teraz młody Bennet tortutuje młodego Cartera.Adrien zachowuje się trochę sk*rwiało, ale Rinnowi się należy.

    ReplyDelete
  6. Zajebiste, jak wszystko, pod czym zostawiam ten jeden i ten sam komentarz, abyś mnie pokochała <3

    ReplyDelete