4.10.14

Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz.

Dział: Maniakalna obsesja. 
Numer rozdziału: 2
Gatunek: Yaoi.



               Wyszedł na jaw fakt, iż Rinn jest synem przyjaciela mojego ojca. Podobno spotkaliśmy się nie raz, kiedy byliśmy jeszcze całkiem mali. Szczerze powiedziawszy pamiętałem jego twarz jak przez mgłę - coś mi świtało, lecz nieznacznie. Miałem w pamięci ten cyniczny, acz obojętny wzrok, jednak nie mogłem połączyć go z żadnym konkretnym wydarzeniem.
— Naprawdę niczego nie pamiętasz? — spytał markotnie. Spochmurniał, gdy powiedziałem mu o swoim roztargnieniu. Wyjątkowo nie lubiłem martwić ludzi, dlatego skoncentrowałem się szybko i z całej siły próbowałem przypomnieć sobie choć jeden krótki akt. Wszystko na nic. Rozbolała mnie jedynie głowa.
— Naprowadź mnie na trop — zaproponowałem z entuzjazmem. Denerwowało mnie trochę to, że Rinn wiedział na mój temat coś, o czym ja sam nie miałem zielonego pojęcia. — Proszę.
— Jeśli chodzi o takie rzeczy... — zaczął, drapiąc się po głowie. Nie wyglądało na to, iż z wielką przyjemnością zdradzi mi ten sekret. — Nie. Tego typu wydarzenia powinieneś przypomnieć sobie sam.
               Zgasił niedopalonego papierosa na stojącym obok mokrym koszu na śmieci i wyrzucił go gdzieś za siebie, ani trochę nie przejmując się faktem śmiecenia na terenie publicznym. Irytowało mnie jego głupkowate zachowanie, działało mi na nerwy jego usilne udawanie doroślejszego niż był, a tymi wszystkimi tajemnicami doprowadzał mnie do białej gorączki. W dodatku ta pogoda... chciało mi się rzygać.
               Mimo wszystko poszedłem na te warsztaty. Łudziłem się, że jednak mi coś dadzą, pomogą jakoś. Ale nadzieja matką głupich. Gówno się dowiedziałem, a cała moja wędrówka skończyła się całkiem osobliwym spotkaniem z Rinnem w pobliskiej kawiarni na symbolicznej kawce. Mówiąc "osobliwe" mam na myśli "arcydziwne". Wmawiałem sobie, iż podobne spotkania zawodowe trzeba jakoś przeboleć, nie zwracając uwagi na potencjalnie dzikie charaktery swoich rozmówców. Kurna, w ogóle mnie to nie motywowało.
— Szukaj roboty, w której się odnajdziesz, która sprawi ci jakąś przyjemność — mówił stanowczym tonem, próbując za wszelką cenę przemówić mi do rozsądku. — Nie kieruj się w życiu samym hajsem, bo to zdecydowanie ci na dobre nie wyjdzie. Marzenia. Cele. Pragnienia i ambicje. Aspiracje. To są priorytety.
— Pfff — prychnąłem z ironią. — Powiedział koleś, który od zawsze ostrzył pazury na zawód pianisty, a koniec końców poszedł w stronę biznesu, rzucając się na mamonę jak szczerbaty na suchary.
               Ugryzłem się w język. Rinn patrzył na mnie z nieukrywanym zaskoczeniem, które po chwili zmieniło się w dość zatroskany uśmiech. Milczał, dając mi czas na spokojne przemyślenie sprawy. Wiedziałem. Wiedziałem, że marzy o byciu muzykiem. Jednak pojęcia nie miałem, skąd. Początkowo zastanawiałem się, czy nie spróbować tego z niego wyciągnąć raz jeszcze, lecz nie miałem w zwyczaju być nachalnym. Obawiałem się głośno myśleć. Dlatego w ciszy spuściłem głowę i przyglądałem się pękającej piance na moim latte. Jednakże Rinn do aż tak cierpliwych ludzi nie należał.
— Cieplej — powiedział z uśmiechem, uświadamiając mi, że jestem blisko rozwiązania. Wyglądało na to, iż zapomniałem o dość istotnym wydarzeniu z mojego życia. A może było istotne tylko dla niego? Dziwnie się czułem. Zapominałem o znaczących chwilach tylko wtedy, kiedy za wszelką cenę sam chciałem wyrzucić je z pamięci. Co to takiego mogło być?
— Rinn, mam pytanie — rzuciłem nagle, zmieniając atmosferę sytuacji. — Czy ty sądzisz, że ja wiem, o czym mówisz? Nie sugeruję niczego, pytam w pełni poważnie. Myślisz, że udaję?
               Brunet odwrócił wzrok. Wziął łyk kawy i rzucił mi nerwowe spojrzenie. Coś było nie tak. Moje przekonania na temat wydarzenia, które umknęło z mojej pamięci, coraz bardziej mi ciążyły. Przełknąłem głośno ślinę.
— Naprawdę nie wiem — westchnąłem. Kultura podpowiadała mi, żebym dodał, iż pragnę jak najszybciej otrzepać to z pyłu zapomnienia. Ale czy na pewno tego chciałem? — To naprawdę takie ważne?
— Ważne? — spytał, a ton jego głosu ociekał chamskim sarkazmem. Zmrużył powieki. — Jeśli chodzi o ciebie, jest to skurwysyńsko istotne. W moim przypadku... to priorytet.
               Na moim ciele pojawiła się gęsia skórka. Przeszedł mnie dreszcz. Nerwowo zaciskałem pięści na kolanach. Patrzyłem mu prosto w oczy, oczekując jakichkolwiek wyjaśnień. Jednak milczał. Milczał cały czas. Ponadto na jego twarzy malowały się emocje, których nie byłem w stanie jednoznacznie odczytać. Mogły to być nerwy, stres, adrenalina. Przypominało także coś w deseń utraty kontroli, chęci powiedzenia czegoś zakazanego. Budziło również skojarzenie z dramatycznym smutkiem, całkowitym utraceniem motywacji, przykrą rezygnacją. Jego apatia kontra moja empatia. To nie mogło się skończyć dobrze. 
               To wydarzenie ciążyło zarówno jemu, jak i mnie. Nie rozumiałem, dlaczego w takiej sytuacji nie chciał załatwić tego jak najprędzej na naszą wspólną korzyść. Nie byłem w stanie wyobrazić sobie, o jak istotnej akcji musiałem zapomnieć, że teraz obydwaj zalegaliśmy w totalnym letargu. Nie mogłem tego dłużej znosić. 
— Rinn, chłodno tutaj — odburknąłem, trzęsąc się z zimna. — Jeśli chcesz kontynuować rozmowę, pójdźmy do cieplejszego miejsca. 
               Z jakiegoś powodu wiedziałem, że chłopak jest ponadprzeciętnie inteligentny i nie uda mi się go łatwo zmanipulować. Jednakże miałem również świadomość, iż, jeśli złapię go w sidła podczas jego bezbronności, pójdzie mi jak z płatka. Prawdopodobnie była to jedna z tych chwil. Dlatego całą strategię miałem już dokładnie ułożoną w głowie. Chęć dalszego konwersowania była z jego strony oczywista. Niepodważalny był również fakt, iż zaprosi mnie do swojego domu. Czułem, że właśnie w tym miejscu nastanie punkt kulminacyjny. 
               Zbliżała się szesnasta, kiedy postawiliśmy swoje stopy na chłodnej ziemi tuż przed starą, wysoką kamienicą. Mój umysł podsuwał mi coraz to dziwniejsze myśli, uświadamiając mnie, iż bardzo dobrze znam to miejsce. Serce zaczęło łomotać mi ze strachu. Zaczynałem żałować, że zachciało mi się wygrzebywania starych gratów z najdalszych zakątków mojego umysłu. 
               Powoli stawiałem kroki na kolejnych schodkach, bojąc się podnieść wzrok. Rinn prawdopodobnie zauważył moje obawy, jednak obeszło się bez zbędnych gadek. Czułem się naprawdę dziwnie. Spotkałem idącego przede mną bruneta kilka godzin wcześniej, a na chwilę obecną podążałem za nim jak ślepa owca. Nie miałem przecież pewności, że na pewno go znam. Mimo to...


Drzwi się otworzyły. 


               Leniwie przekroczyłem progi mieszkania. Rozejrzałem się wokoło i otworzyłem szeroko oczy ze zdziwienia. To nie był dom Rinna.  
— Ciocia Rita! — wrzasnąłem na widok swojej pięćdziesięciopięcioletniej przyszywanej krewnej. — Kobieto, rany boskie, ile ty masz zmarszczek...
— Tylko nie ciocia — prychnął Rinn, kiwając palcem. — Nie jesteśmy rodzeństwem ani kuzynostwem.
               Docierało do mnie coraz więcej faktów. Rita przyjaźniła się z moim ojcem, czasem sprawowała nade mną pieczę, kiedy byłem mały. Była ciotką Rinna, siostrą jego ojca. Nic tu nie łączyło się w spójną całość, dopóki nagle...
— Nie sądziłam, że jeszcze kiedyś spotkam was razem — odparła z szerokim uśmiechem. — Nie po tym, co działo się cztery lata temu.
               Spojrzałem znacząco na Rinna. On również spoglądał w moim kierunku. Analizowałem wszelkie szczegóły. Co Rita mogła mieć na myśli przez "cztery lata temu"? Miałem wtedy marne piętnaście lat, Rinn natomiast - dziewiętnaście. Co do wieku Cartera, również nie miałem pojęcia, skąd o nim wiem. 
               Zająłem miejsce przy stole w kuchni i schowałem twarz w dłoniach. Obydwoje zamilknęli. Czułem na sobie ich wzrok, dlatego postanowiłem szybko przejąć inicjatywę.
— Błagam — zacząłem. — Błagam, powiedzcie mi cokolwiek, naprowadźcie mnie na trop, powiedzcie, w którą stronę iść. Ja przysięgam. Przysięgam, niczego nie pamiętam. 
               Kiedy tylko odsłoniłem oczy, moją uwagę przyciągnęła przerażona twarz Rity. Złapała Rinna za rękaw i szepnęła mu coś na ucho. Wzruszył ramionami. Moment później udała się do pokoju obok i już po chwili wróciła, niosąc w rękach małe drewniane pudełeczko. Oznajmiła, że opuszcza mieszkanie, podczas gdy Rinn odpalał papierosa. Zrozumiałem, iż sytuacja dotyczy czegoś poważnego, co zaszło wyłącznie między mną a nim.

_____________________________________________________
A co do zaśmiecania środowiska petami:


10 comments:

  1. Eeeee... hmmm... eeettoooo,,...

    CO TU SIĘ DO CHOLERY DZIEJE?

    Jestem na maksa skołowana.

    Rita ciotką Rinna?

    TAKIEGO WAŁA!

    Czy...







    Rinn chyba nie jest ojcem, nie?






    CHWILUUUUNIA?




    A gdzie Alex?




    i... Rinn.... Carter?




    Lisu, zabijasz mnie.


    /Mesu

    ReplyDelete
    Replies
    1. Wyjaśnić? >:D
      Rinn Carter jest synem Alexa i Susan przecież. Więc Ricia jest jego ciotką. Adrien nazwał ją pieszczotliwie "ciocią", bo zajmowała się nim, kiedy był mały.

      Delete
    2. Hahahah... nie chwaląc się... rozkminilam to juz po poznaniu imienia Rinn. Wystarczyło tylko pamiętać parr wzmianek z poprzedniej części i połączyć fakty.

      Delete
    3. Nie podpisalam się. Tu Sayuri.

      Delete
  2. Rinn to dziecko Susan i Alexa, Adrien to albo dziecko Martina i Adrienne, albo Elise i Jude. Ale nazwisko po ojcu, więc skoro mamy Adrien Bennett, to Adrienne = Adrien, imię po matce, Bennet - nazwisko po ojcu. No i Rita znała się z ojcem Adriena, czyli Martinem, oraz jest to ciotka Rinna, siostra jego ojca - Alexa. Tak, ja bystrzak!
    Lisu, Ty to potrafisz...
    Ale, jak na razie, biję Ci pokłony, bo yaoi z dziećmi Martina i Alexa zapowiada się epicko.
    Tylko... Co mogło między nimi zajść te 4 lata temu, hmmmm...
    Czekam na nexta. ;dd

    ReplyDelete
  3. Przepraszam bardzo, ale kogo jest ten mandat chuliganie?! ;D
    Ale to pokręcone.
    Lisu tajemnicza..

    ReplyDelete
  4. Zajebiste, jak wszystko, pod czym zostawiam ten jeden i ten sam komentarz, abyś mnie pokochała <3

    ReplyDelete