Dział: Maniakalna obsesja.
Numer rozdziału: 1
Gatunek: Yaoi.
Ciekawa jestem, jak bardzo, jak szybko i jak intensywnie zostanę zajebana zaraz po tym, jak to przeczytacie.
~lis
______________________________________
Na swojej drodze nie spotkałem
niczego, czego nienawidziłbym bardziej. Wściekłość zżerała mnie na samą myśl o
niej - żyłem w ciągłym stresie i wewnętrznie wołałem o pomoc, a może raczej
o... pomstę do nieba? Życzyłem jej jak najszybszej śmierci naturalnej, chociaż
lepsza byłaby śmierć w torturach albo morderstwo ze szczególnym okrucieństwem.
Tak czy siak, nie cierpiałem jej. Pierdolona medycyna...
Dopiero zaczynałem pierwszy rok
studiów na uniwersytecie medycznym w swoim rodzinnym mieście, a już miałem tego
wszystkiego po dziurki w nosie. Poszedłem tam tylko i wyłącznie ze względu na
ilość kasy, jaką zarabiał w tym fachu mój ojciec. Powiedział, że póki nie
odnajdę swojego powołania, powinienem iść ścieżką, którą samodzielnie mi
wydeptał - innymi słowy musiałem kontynuować wielopokoleniową tradycję rodzinną
i pójść w jego ślady. Totalnie nie miałem pomysłu na siebie. Moimi jedynymi
zainteresowaniami były malarstwo oraz dietetyka. Z rysunku nie byłbym w stanie
się utrzymać, natomiast dietetykę traktowałem jako zwyczajne hobby i nie miałem
ochoty wiązać z nią przyszłości. Dlatego każdy mój dzień obfitował w kolejne to
pasma niepowodzeń związane z najgorszym kierunkiem studiów na całym świecie.
— Panie Adrien, proszę wyobrazić sobie
następującą sytuację — zaczął wykładowca, a jego ślepia raziły już laserami po
sali wykładowej, przecinając na pół ławki, krzesła i uczniów. — Jest pan na sali operacyjnej, robi pan akurat przeszczep wątroby. Nagle puls pacjenta
zwalnia, w końcu staje. Jak pan reaguje?
— Tłumaczę się, że w recepcji pomylono
papiery i w rezultacie wywnioskowałem, iż robię sekcję zwłok — odparłem
natychmiastowo. Zostałem wydalony z sali.
Wiele razy prosiłem rodziców, by
pomogli mi odnaleźć własną drogę. Moja matka kończyła studia na ASP, a ja
bardzo lubiłem sztuki plastyczne, jednak wizja pracy jako nauczyciel plastyki
kompletnie mnie przerażała. Ma starsza zawsze wyróżniała się talentem, a mimo
to nie udało jej się zdobyć lepiej płatnej pracy jak chociażby ta w studiu
tatuażu. Jednak któregoś dnia coś mnie oświeciło. Był wczesny sobotni ranek, a
ja paradowałem środkiem ulicy w samym sercu uśpionego Liverpoolu. I wtedy na
jednej z lamp ujrzałem niechlujnie przyklejone ogłoszenie "Jak zarobić i
się nie narobić?". Po kilku linijkach wstępu napisano, iż warsztaty
polegać będą na, właśnie, odnalezieniu swojego życiowego celu. Generalnie
brzmiało to nieco dziwnie - z góry założyli, że każdy obecny na sali będzie
czaił się jedynie na wielki łup, jakim są pieniądze. W zasadzie... nie mylili
się. Wykład datowany był na dzisiaj, dokładnie na godzinę dziesiątą rano. Sala
znajdowała się na przedmieściach, dlatego zacząłem szukać tego adresu już od
zaraz. Koniec końców udało mi się dam dotrzeć chwilę po dziewiątej. Miasto
pokryte było warstwą chłodnej mgły, wszędzie roznosiła się ohydna woń wilgoci i
stęchlizny. Świat mienił się odcieniami szarości. Ludzi pochłonęła ciemna
atmosfera i podążali wąskimi uliczkami przed siebie niczym zombie pędzące
naprzód bez określonego celu. Marionetki. Lalki. Szachowe piony. Bez własnej
woli. Całkowicie poddane losowi i przeznaczeniu. Pośród nich stał ten człowiek
- wyróżniający się niezwykle obojętnym, lecz usatysfakcjonowanym spojrzeniem
oraz wzrokiem przeszywającym ludzi na wylot. Zdawało się, że skądś mnie znał.
Jednak póki co nie odważył się podejść. Zaciągał się papierosem i spoglądał w
moim kierunku. Dzieliło nas jeszcze kilkaset metrów, ale nie spuścił ze mnie
wzroku do samego końca. Kiedy podszedłem bliżej, upewniłem się co do jego
tożsamości. Trafiłem na jednego z wykładowców warsztatów - domyśliłem się po
plakietce zawieszonej na kieszonce jego koszuli. Był nieco wyższym ode mnie
szczupłym i lekko umięśnionym mężczyzną o dłuższych kasztanowych włosach i
piwnych oczach. Na wizytówce widniał napis: "Biznes i finanse, student IV
roku. Rinn Carter". I byłem wręcz przekonany, że jakimś cudem skądś mnie
zna. Sam również przypominał mi kogoś z wyglądu. Postanowiłem skorzystać z
okazji i porozmawiać z nim przed rozpoczęciem wykładów. Ukłoniłem się więc
elegancko i wyciągnąłem w jego kierunku dłoń w celu przedstawienia się, jak
wskazywał kodeks moralny, ogólnie przyjęte zasady oraz kultura osobista.
— Adrien Bennett — rzucił krótko,
ściskając mi dłoń. Zaniemówiłem na dłuższą chwilę. — Miło mi poznać.
— ...skąd? — spytałem niemrawo. Byłem
pewien, iż gdzieś się widzieliśmy, jednak koleś znał moje nazwisko, a tego
akurat totalnie się nie spodziewałem.
Jeśli to jest to co myślę, to mogę dziękować Ci na kolanach. ~ReiKatsumi
ReplyDeleteSą kolejnymi ofiarami mściwego boga lisu? Czeka ich bardzo ciężkie życie ;_;
ReplyDeleteKURWA WIEDZIAŁAM. JA PIERDOLE NO KURWA WIEDZIAŁAM.
ReplyDeleteOd razu jak zobaczyłam informacje, że Cię znienawidzimy.
Tytuł do obmyslenia?
Medycyna?
Rinn?
TAK KURDE! MANIAKALNY POWRACA BICZEZ!
LISU.
Należą Ci sie pokłony, ale i śmierć...
/Mesu
Zabije Cię.
ReplyDeleteJak ja mam Ci wierzyć skoro bez przerwy odwalasz takie akcje xD
Skąd ja wiedziałam, że ten tasiemiec w końcu będzie o Rinnie ?..Ale syn Martina ...Kolejne zaskoczenie.Wow ...
ReplyDeleteWidzę nowa stała czytelniczka, cieszy mnie to bardzo. >:D
DeleteLel, ogólnie 5. sezon maniakalnego jest w trakcie, więc ze spokojem. XD
Zajebiste, jak wszystko, pod czym zostawiam ten jeden i ten sam komentarz, abyś mnie pokochała <3
ReplyDelete