3.10.14

Droga życia.

Dział: Maniakalna obsesja. 
Numer rozdziału: 1
Gatunek: Yaoi.
              


Ciekawa jestem, jak bardzo, jak szybko i jak intensywnie zostanę zajebana zaraz po tym, jak to przeczytacie. 
~lis
______________________________________

               Na swojej drodze nie spotkałem niczego, czego nienawidziłbym bardziej. Wściekłość zżerała mnie na samą myśl o niej - żyłem w ciągłym stresie i wewnętrznie wołałem o pomoc, a może raczej o... pomstę do nieba? Życzyłem jej jak najszybszej śmierci naturalnej, chociaż lepsza byłaby śmierć w torturach albo morderstwo ze szczególnym okrucieństwem. Tak czy siak, nie cierpiałem jej. Pierdolona medycyna...
               Dopiero zaczynałem pierwszy rok studiów na uniwersytecie medycznym w swoim rodzinnym mieście, a już miałem tego wszystkiego po dziurki w nosie. Poszedłem tam tylko i wyłącznie ze względu na ilość kasy, jaką zarabiał w tym fachu mój ojciec. Powiedział, że póki nie odnajdę swojego powołania, powinienem iść ścieżką, którą samodzielnie mi wydeptał - innymi słowy musiałem kontynuować wielopokoleniową tradycję rodzinną i pójść w jego ślady. Totalnie nie miałem pomysłu na siebie. Moimi jedynymi zainteresowaniami były malarstwo oraz dietetyka. Z rysunku nie byłbym w stanie się utrzymać, natomiast dietetykę traktowałem jako zwyczajne hobby i nie miałem ochoty wiązać z nią przyszłości. Dlatego każdy mój dzień obfitował w kolejne to pasma niepowodzeń związane z najgorszym kierunkiem studiów na całym świecie.
— Panie Adrien, proszę wyobrazić sobie następującą sytuację — zaczął wykładowca, a jego ślepia raziły już laserami po sali wykładowej, przecinając na pół ławki, krzesła i uczniów. — Jest pan na sali operacyjnej, robi pan akurat przeszczep wątroby. Nagle puls pacjenta zwalnia, w końcu staje. Jak pan reaguje?
— Tłumaczę się, że w recepcji pomylono papiery i w rezultacie wywnioskowałem, iż robię sekcję zwłok  odparłem natychmiastowo. Zostałem wydalony z sali.
               Wiele razy prosiłem rodziców, by pomogli mi odnaleźć własną drogę. Moja matka kończyła studia na ASP, a ja bardzo lubiłem sztuki plastyczne, jednak wizja pracy jako nauczyciel plastyki kompletnie mnie przerażała. Ma starsza zawsze wyróżniała się talentem, a mimo to nie udało jej się zdobyć lepiej płatnej pracy jak chociażby ta w studiu tatuażu. Jednak któregoś dnia coś mnie oświeciło. Był wczesny sobotni ranek, a ja paradowałem środkiem ulicy w samym sercu uśpionego Liverpoolu. I wtedy na jednej z lamp ujrzałem niechlujnie przyklejone ogłoszenie "Jak zarobić i się nie narobić?". Po kilku linijkach wstępu napisano, iż warsztaty polegać będą na, właśnie, odnalezieniu swojego życiowego celu. Generalnie brzmiało to nieco dziwnie - z góry założyli, że każdy obecny na sali będzie czaił się jedynie na wielki łup, jakim są pieniądze. W zasadzie... nie mylili się. Wykład datowany był na dzisiaj, dokładnie na godzinę dziesiątą rano. Sala znajdowała się na przedmieściach, dlatego zacząłem szukać tego adresu już od zaraz. Koniec końców udało mi się dam dotrzeć chwilę po dziewiątej. Miasto pokryte było warstwą chłodnej mgły, wszędzie roznosiła się ohydna woń wilgoci i stęchlizny. Świat mienił się odcieniami szarości. Ludzi pochłonęła ciemna atmosfera i podążali wąskimi uliczkami przed siebie niczym zombie pędzące naprzód bez określonego celu. Marionetki. Lalki. Szachowe piony. Bez własnej woli. Całkowicie poddane losowi i przeznaczeniu. Pośród nich stał ten człowiek - wyróżniający się niezwykle obojętnym, lecz usatysfakcjonowanym spojrzeniem oraz wzrokiem przeszywającym ludzi na wylot. Zdawało się, że skądś mnie znał. Jednak póki co nie odważył się podejść. Zaciągał się papierosem i spoglądał w moim kierunku. Dzieliło nas jeszcze kilkaset metrów, ale nie spuścił ze mnie wzroku do samego końca. Kiedy podszedłem bliżej, upewniłem się co do jego tożsamości. Trafiłem na jednego z wykładowców warsztatów - domyśliłem się po plakietce zawieszonej na kieszonce jego koszuli. Był nieco wyższym ode mnie szczupłym i lekko umięśnionym mężczyzną o dłuższych kasztanowych włosach i piwnych oczach. Na wizytówce widniał napis: "Biznes i finanse, student IV roku. Rinn Carter". I byłem wręcz przekonany, że jakimś cudem skądś mnie zna. Sam również przypominał mi kogoś z wyglądu. Postanowiłem skorzystać z okazji i porozmawiać z nim przed rozpoczęciem wykładów. Ukłoniłem się więc elegancko i wyciągnąłem w jego kierunku dłoń w celu przedstawienia się, jak wskazywał kodeks moralny, ogólnie przyjęte zasady oraz kultura osobista.
— Adrien Bennett  rzucił krótko, ściskając mi dłoń. Zaniemówiłem na dłuższą chwilę.  Miło mi poznać.
— ...skąd?  spytałem niemrawo. Byłem pewien, iż gdzieś się widzieliśmy, jednak koleś znał moje nazwisko, a tego akurat totalnie się nie spodziewałem.

               

7 comments:

  1. Jeśli to jest to co myślę, to mogę dziękować Ci na kolanach. ~ReiKatsumi

    ReplyDelete
  2. Są kolejnymi ofiarami mściwego boga lisu? Czeka ich bardzo ciężkie życie ;_;

    ReplyDelete
  3. KURWA WIEDZIAŁAM. JA PIERDOLE NO KURWA WIEDZIAŁAM.

    Od razu jak zobaczyłam informacje, że Cię znienawidzimy.

    Tytuł do obmyslenia?

    Medycyna?

    Rinn?

    TAK KURDE! MANIAKALNY POWRACA BICZEZ!

    LISU.

    Należą Ci sie pokłony, ale i śmierć...

    /Mesu

    ReplyDelete
  4. Zabije Cię.
    Jak ja mam Ci wierzyć skoro bez przerwy odwalasz takie akcje xD

    ReplyDelete
  5. Skąd ja wiedziałam, że ten tasiemiec w końcu będzie o Rinnie ?..Ale syn Martina ...Kolejne zaskoczenie.Wow ...

    ReplyDelete
    Replies
    1. Widzę nowa stała czytelniczka, cieszy mnie to bardzo. >:D
      Lel, ogólnie 5. sezon maniakalnego jest w trakcie, więc ze spokojem. XD

      Delete
  6. Zajebiste, jak wszystko, pod czym zostawiam ten jeden i ten sam komentarz, abyś mnie pokochała <3

    ReplyDelete