14.9.14

Uważaj na pana, bo ci zdechnie.

Dział: Nie kupuj worka w kotku. 
Numer rozdziału: 2
Gatunek: Yaoi. 



               ...i trzeba mi było iść robić na budowę. Szef miał rację - ledwo nadeszła sobota, a już do cafe przypełzło pół miasta. Ludzie, nieludzie, gimbaza, niegimbaza, facet wyglądający jak przerośnięty termit... Minęły ledwo co dwa dni, a ja już miałem tej pracy po dziurki w nosie. 
               Byłem pewien, że umrę. Kawiarnia otwarta była od godziny dziewiątej do siedemnastej. Zegar wybijał właśnie punkt piętnastą, a ja już padałem z nóg. Klientów było coraz więcej. Czekałem na zbawienie, które miało nie nadejść... a jednak!
— Jessi, klient cię prosi do... — Tyle usłyszałem. Potem pędem rzuciłem się do ekspresu, zrobiłem dwie kawy i pognałem do stolika numer osiem, z prędkością światła wykonując trzysta pokłonów dla swojego wybawiciela. 
— Nigdy nie spłacę takiego długu wdzięczności — wycedziłem przez zęby, rozwalając się na skórzanej kanapie naprzeciwko bruneta. — Ale bym sobie teraz giry na blat wyciągnęła.
— Patrząc na twój charakter chyba bardziej z ciebie mężczyzna niż kobieta, co? — zaśmiał się, podczas gdy ja przeklinałem jego intuicję w myślach. 
— A co, jeśli jestem feministką? I teraz zjadę cię za brak poszanowania moich praw? — spytałem chamskim tonem. — Jeśli jestem kobietą to znaczy, że nie mogę wywalić swoich syr na stół? Beznadzieja... Ok, żartuję, nie jestem feministką. Depiluję się.
               Po raz kolejny parsknął śmiechem. W głębi duszy skakałem z radości, iż szef nie słyszy moich wywodów. Naprawdę wyrzuciłby mnie stąd na zbity pysk. 
               Drake rozmawiał ze mną do samego zamknięcia cafe. Zanim poszedłem przebrać się z ciuchów służbowych, zapytał jeszcze:
— Wyjdziemy gdzieś razem, Jess?
               Zaniemówiłem. Dotychczas byłem przekonany, że koleś jest zwyczajnym klientem, którego pociąga niezobowiązująca zabawa i niezobowiązujące kontakty, a tu nagle... To jakiś cudzoziemiec? Gej? Cokolwiek? Turek, to musiał być Turek. Turkowie zawsze chcieli przeruchać.
— Zrozumiem, jeśli odmówisz — kontynuował. — W końcu znamy się bardzo krótko. Mimo to... Naprawdę chciałbym się z tobą spotkać.
               Spojrzałem na niego jak na skończonego idiotę. Czy on wstydu nie ma, żeby się tak z innym face... A, nie. Przecież on nadal żyje w przekonaniu, że nie licząc cewki moczowej mam dwa otwory. Jasna cholera... No to nie zamoczy. 
— Może masz ochotę... na piwo? — spytał. 
— Ok — odpowiedziałem niezwłocznie. Chęć na piwo znów była silniejsza niż cokolwiek innego. 
               Udaliśmy się do pobliskiej knajpy. Była otwarta całą noc, dlatego stanowiła dla nas najcenniejszy łup na chwilę obecną. Nie było w niej głośnej muzyki, meneli ani tanich dziwek. Był to zwyczajny bar - drogi, ale za to z odpowiednią ochroną. Zamówiliśmy po zimnym piwie i zajęliśmy miejsce pod ścianą. 
               Knajpa prezentowała się godnie. Jasne ściany sprawiały, że czuliśmy się swobodnie niczym w domu. Wszędzie rozwieszone były oprawione w ramy dyplomy barmana. Całość urządzona w stylu retro. Sam klimat poprawiał klientom nastroje. 
— Co cię skłoniło, żeby mnie tu zapraszać? — zapytałem, nie zważając na nieco pejoratywny wydźwięk tego pytania. 
— Powiem ci za cztery piwa — powiedział z szerokim uśmiechem. Zrobiło mi się gorąco. Zapaliła mi się czerwona lampka sygnalizująca wyraźnie, że powinienem zwijać się jak najszybciej. 
               Zacząłem zmieniać temat, z nerwów pijąc alkohol coraz szybciej. W rezultacie już po kilkunastu minutach byłem tak wstawiony, że Drake właściwie mógł zrobić ze mną, co chce. W takim stanie jedynym, co przyszło mi wówczas do głowy, było coś na kształt "w sumie to dobrze, że nie jestem kobietą, nie mam się czego obawiać, w ciążę przecież nie zajdę". Zdecydowanie byłem pijany. Tak pijany, że nie reagowałem, kiedy usiadł koło mnie i zaczął przysuwać się coraz bliżej. Nie zrobiłem zupełnie nic, kiedy zaczynał podgryzać płatek mojego ucha. Zrobiłem cokolwiek dopiero wtedy, gdy zaczął mnie całować. Tak, byłem tak bardzo pijany, że przejąłem inicjatywę.


A później film zupełnie się urwał.


               Obudziłem się, jak przypuszczałem, wcześnie rano. Budzik ustawiony był na siódmą, bym bez problemu zdążył do pracy. Niemałe było moje zdziwienie, kiedy zorientowałem się, iż jestem w swoim mieszkaniu, w swojej sypialni, w swoim łóżku, zupełnie sa... 
— Kurwa!!! — wrzasnąłem głośno, strącając wszystko ręką z szafki nocnej. Zacząłem wierzgać nogami, przez co wyrżnąłem się już po samym wstaniu z łóżka, w dodatku rypnąłem z całej siły małym palcem w kant stołu i dopiero po szybkiej ocenie sytuacji udało mi się dobiec do łazienki i spróbować się uspokoić. 


"Nie martw się, Jesse, wszystko jest w porządku. Musisz teraz przemyśleć sytuację."



 "Wczoraj dużo wypiliśmy, ale na szczęście udało się trafić do domu."



 "Nie pamiętam co prawda prawie nic, ale w takim razie Drake też nie powinien."



"Ale co on, do cholery, robi w moim łóżku?"




               Po kilkunastu minutach dumania nad obecną sytuacją utwierdziłem się w przekonaniu, że nie ma najmniejszych szans, iż doszło do czegoś poważnego. Ponadto Drake nadal był pewien mojej kobiecości. Nie było źle. Chyba. 
               Dla otuchy wziąłem długą, relaksującą kąpiel. Zrobiłem makijaż i ubrałem się. Siedziałem w łazience ponad godzinę, by chwilę później, motywując się pośpiechem do pracy, nie rozmawiać z nim zbyt długo i nawiać. Jednakże gdy tylko opuściłem pomieszczenie i wszedłem do kuchni, zastałem tam Drake'a, który właśnie pichcił coś na śniadanie. Smakowity zapach unosił się w całym mieszkaniu, dlatego bezwładnie osunąłem się na krzesło i oczekiwałem, aż podsunie mi wszystko pod nos. 
               Przez cały poranek pan Jones chodził szczęśliwy jakby mu cegła na ryj spadła i się skrzywić nie umiał. Trochę powątpiewałem momentami w to, czy aby na pewno się nic nie stało. Tak czy siak wchłonąłem posiłek najszybciej, jak tylko mogłem, po czym obydwaj opuściliśmy dom i każdy z nas poszedł w swoją stronę. 
— No no, ale Jessi, kochanie, ty uważaj na tego chłopca — przejął się szef, kiedy tylko wróciłem do pracy. 
— Szefie, nie ma się o co martwić, to porządny człowiek — Uśmiechnąłem się sztucznie. 
— Nie o to chodzi, skarbeńku — wymamrotał. — Uważaj na pana, bo ci zdechnie. 
               Zawsze chciałem, by otaczali mnie totalni idioci. Tylko po to, żeby było ciekawie. W tym momencie moje chęci zniknęły. Ten dziwak przerażał mnie równie mocno, co jego chory tok rozumowania. 
              Moja praca stała się dla mnie trochę monotonna. Kolejny dzień wyglądał tak samo - przynieś, podaj, wykonaj, pomóż, zrób, powtórz wszystkie czynności pięćset razy. Brakowało mi czegoś nowego i nie potrafiłem się cieszyć panującym wokół spokojem. Chciałem poczuć tę adrenalinę! I kurwa poczułem. Stolik numer osiem już na mnie czekał.
— Drake, przyjacielu, powiedz mi takową rzecz — zacząłem bez przywitania. — Czy ty, chłopie, pamiętasz cokolwiek?
— Całkiem sporo — zachichotał, a jego twarz oblał może już niedziewiczy rumieniec. 
— Chcę wiedzieć wszystko — rozkazałem stanowczo, waląc pięścią o blat. — Jeśli będę musiała urodzić dziecko, zrobię to. A ty wychowasz je ze mną, ty niedojrzały skurwysynie! Trzeba ponosić odpowiedzialność za swoje czyny!
— N-nie, do n-niczego takiego nie doszło... — wyjąkał cicho, onieśmielając się zupełnie.
— No to o czym ty do mnie mówisz w takim razie? — zapytałem zrezygnowany. 
— Bo ty... — zaczął niemrawo. — W zasadzie próbowałaś mnie do tego przekonać, ale nie zgodziłem się.
— Co — wycedziłem, patrząc na niego jak na debila.
— Ale kiedy zaczęłaś karmić mnie tymi słodkimi słówkami, nie byłem w stanie ci przerwać — powiedział z uśmiechem, kiedy ja rzucałem kurwami w myślach. 
— Słuchanie pijanego jest jak ruchanie zgwałconego! — krzyknąłem na całą kawiarenkę, by przywołać go do rozsądku. 
— Totalnie nie potrafię zinterpretować tego porównania... — westchnął, drapiąc się po głowie. — Ale mówię poważnie, byłaś bardzo przekonująca, kiedy mówiłaś, że widzisz we mnie wyjątkowo dobrego człowieka.
— Kurna chata, bałam się, że powiedziałam coś o wiele gorszego... Łe tam! — zaśmiałem się nerwowo.
— Później stwierdziłaś, że chcesz w dupę. 
               Ta rozmowa była naprawdę długa. Tak długa, że odprowadził mnie na sam przystanek. Naprawdę zaczynałem obawiać się tego, do czego taka relacja może doprowadzić. Dlatego spławiłem go i wróciłem do domu całkiem sam. 
               Totalnie nie wiedziałem, co powinienem zrobić. Nie widziała mi się opcja, by informować go o swojej płci, to zapewne skrzywdziłoby go. Jednak... jeśli powiedziałbym mu później, to tym bardziej wszystko by zniszczyło. Dlatego postanowiłem dla dobra ogółu spotkać się z nim już dnia następnego i wytłumaczyć, co i dlaczego dokładnie zaszło. Z nerwów, które zdążyły mnie tego wieczora opętać, zacząłem przeglądać typowe czasopisma kobiece w poszukiwaniu jakiegoś złotego środka, wzoru, który rozwiąże wszystko. Jednak kiedy tylko przeczytałem ten nagłówek...
— "Miłość przychodzi znienacka" — wypowiedziałem głośno. — Co za banały... Sraczka też przychodzi znienacka. 
               Po tym incydencie położyłem się spać z myślą, iż jutro jeszcze przed wyjściem do pracy zadzwonię do Drake'a i poproszę go o spotkanie. 
               Tego dnia byłem totalnie nieprzytomny w robocie. Miałem dziurawe ręce i psułem wszystko, czego się nie dotknąłem. Czarny kot przebiegł mi zapewne drogę, kiedy patrzyłem w inną stronę. W mojej głowie widziałem jedynie ten pedofilny wzrok Drake'a. Z drugiej strony... w zasadzie nie był niczemu winien. Byłem przekonany, iż sam zwymiotuje, gdy tylko pozna moją prawdziwą płeć. Cóż... ważne, że problem się rozwiąże. 
               Mimo spotkania umówionego na osiemnastą, Drake zjawił się ponownie moment przed zamknięciem. Tym razem nie chciał ze mną rozmawiać, ale poprosił o kawę. Uśmiechnął się szeroko na mój widok. Obawiałem się, iż potraktował moją prośbę jak zaproszenie na randkę. Musiałem tę myśl jak najszybciej zniweczyć. Dlatego przed samym końcem zmiany udałem się do toalety - przebrałem się w swoje męskie ubrania, wyrzuciłem silikonowe miseczki i zmyłem makijaż. Chciałem mieć to jak najszybciej za sobą. Jednak kierując się wyglądem Drake nadal nie zauważył niczego podejrzanego. Opuściliśmy kawiarnię i siłą zaczął ciągnąć mnie w kierunku wschodniej części miasta. 

               
              Wkurzało mnie to. Wkurzało mnie, że nie dominuję. Brunet jak gdyby nigdy nic złapał mnie za szmaty i zaczął prowadzić chuj wie gdzie. Westchnąłem głęboko i postanowiłem się poddać. Wiedziałem, że to nasze ostatnie spotkanie. 

Jednak Drake zniweczył wszelkie moje plany.

4 comments:

  1. Hohoho :ooo Wincyj! Wincyj! Kocham twój humor XDD kocham twoje opowiadania i teksty, matko xD

    ReplyDelete
  2. Jesce jesce! *ciesy mordeckę*
    Dajes Lisu, dajes! Zajebiste!

    /Mesu

    ReplyDelete
  3. Czytałam to kuzynce na głos i momentami tarzałyśmy się ze śmiechu.xD Jesteś znakomita, Lisu !

    ReplyDelete