16.9.14

Proszę, obudź się.

Dział: The piano has been drinking.
Numer rozdziału: 8
Gatunek: Yaoi.



               Jest alkohol. Są papierosy. Są narkotyki. Jest niezdrowe jedzenie. Ale uzależnienie od muzyki? Obsesja na jej punkcie, fobia przed jej utratą, wszystko podświadomie doprowadza cię do szaleństwa. Muzyka ma łączyć, a nie dzielić. Uspokajać, a nie wprowadzać w poddepresyjne stany histeryczne. 
               I co? Udało mi się oddalić w bezpieczne miejsce, uciekając z budynku, który, nawet nie wiem, czy istniał. Podparłem się plecami o pobliskie drzewo i z ciężkim westchnieniem osunąłem się w dół. Świat miał tego dnia nienaturalne kolory. Nie mam pojęcia, czym dożylnie mnie karmiono, jednak moje oczy wydawały się soczewkami aparatu. Zoczyłem przy swojej prawej nodze zgniecioną kartkę. Z pośpiechem dorwałem ją w swoje ręce łudząc się nadzieją, iż to jakaś złota rada, wzór, który stanie się rozwiązaniem wszystkich moich problemów, szansa na rozpoczęcie nowego życia na czystą kartę. 


"Nie wiemy, czy nasz eksperyment się powiódł. 
I nie jesteśmy pewni, czy ta wiadomość do ciebie dotrze.
Nie mamy pojęcia kiedy i gdzie się pojawi, ale
Jesteś w śpiączce od trzech lat. 


PROSZĘ, OBUDŹ SIĘ"




               Zamarłem. Moje kończyny zdrętwiały, a o wrzącym we mnie życiu uświadamiał mnie jedynie przyspieszony puls. Allegro ma non troppo. Słyszałem poloneza g-moll Chopina. Dlaczego muzyka klasyczna przychodziła w takich chwilach? Byłem przekonany, iż jazz o wiele bardziej by mnie wtedy uspokoił. 
               Nie wiedziałem, co powinienem ze sobą zrobić. Niezależnie od tego, czy karteczka była zwykłym świńskim żartem, czy też nie - musiałem zrobić krok w którąś stronę. Motałem się na boki, nie mając żadnego pomysłu. Otaczała mnie pustka. Budynek, z którego uciekłem, otoczony był jedynie zieloną gęstwiną rozciągającą się w nieskończoność. I wiedziałem, że w końcu mnie znajdą. Z drugiej strony nie wiedziałem, czy w ogóle istnieją. 
               Dlatego zmieniłem swoją strategię. Uznałem, że siedzenie w miejscu to najgorsze wyjście, jakie mogłem podjąć. Stwierdziłem więc, iż krok w inną stronę nie oznacza kroku do tyłu. Postanowiłem wrócić do budynku. Schowałem karteczkę głęboko w kieszeni i zacząłem działać. 
               Kiedy wszedłem do środka, cały morderczy rozlew krwi zniknął. Mógł to być argument za moją faktyczną śpiączką, z drugiej strony jednak - techniki panujące na tym obszarze były wystarczająco rozwinięte, by w krótkim czasie pozbyć się śladów zbrodni. Znów znajdowałem się w ogromnym, białym laboratorium, które swoim blaskiem wywoływało u mnie silny ból głowy. "Schizofrenia, śpiączka..." - zastanawiałem się. "O co w tym wszystkim może chodzić?". Szukałem w całej historii spójności, logiki, najmniejszego sensu. Uznałem, że muszę działać wyjątkowo chaotycznie, dlatego pracownicy uwięzili mnie, a później zaatakowali. Ale dlaczego w takim razie... pojawił się Kwiat Kwitnący Zimą? 
               Zacząłem boleśnie szczypać swoje dłonie. Czułem, że nie mogę wrócić do jawy. Jednak wpadła mi do głowy pewna myśl - opcja, która zdecydowanie to wszystko zakończy. Musiałem się zabić. Ale było to bardzo ryzykowne. Wiedziałem, iż jeśli faktycznie jestem w śpiączce, to może mnie obudzić. Jednak jeżeli nie był to żadnego rodzaju sen... musiałem pogodzić się z utratą życia. Dlatego wyjąłem z kieszeni scyzoryk. Przejrzałem się w nim, obserwując bacznie strach malujący się na mojej twarzy. Decyzja była już podjęta. 

2 comments:

  1. Świetny rozdział! Zapraszam do mnie
    Patka-pisze.blogspot.com

    ReplyDelete
  2. Jestem pod wrażeniem. Bardzo fajny artykuł.

    ReplyDelete