25.9.14

Kamień z serca.

Dział: Nie kupuj worka w kotku.
Numer rozdziału: 9
Gatunek: Yaoi. 



               Ludzie bywają nieprzewidywalni. Wydaje ci się, że mają przed oczyma określony cel, do którego dążą i zrobią wszystko, by go osiągnąć. Zdarzają się momenty, w których mają to przed samym nosem i mimo to... obierają inny kierunek. Idą zupełnie w inną stronę, jak gdyby chcieli ominąć go szerokim łukiem. Dlaczego? Czy stwierdzają, iż okazał się zbyt łatwy do osiągnięcia? A może dopiero teraz zważyli na konsekwencje, jakie mogą ponieść? Tak czy inaczej Drake odrzucił moją propozycję i wrócił na noc do domu. Czułem się tak okropnie, że nie byłem w stanie ubrać tego w słowa i powiedzieć mu. W zasadzie on też musiał czuć się niedobrze. Traktowałem go jak zabawkę i byłem miły tylko wtedy, kiedy mi się tak podobało. Przeprosiłem go co prawda za moje obelgi, ale to nadal nie było to, na co zasłużył. A może pomyślał, że robię to wszystko z litości? Czy ja byłbym w ogóle w stanie zrobić coś takiego z litości? W dodatku z nim? Cała ta sytuacja męczyła mnie tak bardzo, iż poszedłem spać. Nie byłem w stanie dłużej funkcjonować w takim stanie. 
               O szóstej głośny budzik zwalił mnie z łóżka. Dosłownie. Wylądowałem na zimnej ziemi, cały obolały i z... kacem?! Nie, nie, nie, cholerny Drake! Czy on mnie rozpił i usiłował zgwałcić? Kurwa. Jak bardzo byłem spizgany, by uwierzyć w to całe kupno piwa bezalkoholowego? Cholera... Ma naprawdę mocną głowę. 
               Jak na złość miałem wszystkie możliwe efekty niepożądane libacji alkoholowej, ale pamięć została mi w całości. Nie pamiętałem tylko jednej, może mało istotnej rzeczy - co ja do cholery czułem do Drake'a, że powiedziałem coś takiego. Nie mogłem sobie nawet wyobrazić, co ja musiałem czuć, wygadując podobne rzeczy. Zacząłem motać się na łóżku i zastanawiać, czy ja aby na pewno nic do niego podświadomie nie czuję. Jednak nie byłem w stanie wygrzebać ze swojego umysłu krzty podniecenia, namiętności, czegokolwiek podobnego. Mimo to... gdybym nic takiego nie czuł, nie zastanawiałbym się nawet. Byłem przekonany, że w czeluściach mojej głowy znajduje się taka mała kupa i aktywuje się tylko w odpowiednich chwilach. Ale... nie miałem ochoty załatwiać tego typu spraw pod wpływem alkoholu. Musiały być przecież inne sytuacje, wywołujące u mnie coś takiego.
               Należałem do ludzi w gorącej wodzie kąpanych. Była szósta rano, wymiotowałem, miałem kaca, musiałem ogarnąć się i iść do pracy, ale mimo to wziąłem telefon i zadzwoniłem do Drake'a. Wyglądało na to, że go obudziłem.
— Śpisz? — zapytałem cicho.
— Nie sądziłem, że zadzwonisz — odparł. — A przynajmniej nie tak szybko.
— Musimy pogadać — powiedziałem. — W sumie nie wiem jeszcze, co ci powiem, ale sprawa wymaga natychmiastowego załatwienia.
— To nie jest problem, żeby go załatwiać — rzucił krótko. — Mam przynajmniej nadzieję, że to nie stanowi problemu dla ciebie.
— Jeśli czuję się źle przez to, że ta sprawa jest niezałatwiona to czy czyni to tę sprawę problemem? — spytałem. — Nieważne, nieistotne. Pracujesz dzisiaj albo robisz cokolwiek?
— Mam nockę. Jak zwykle zresztą — powiedział. — Także... weź dzisiaj wolne, będę u ciebie za godzinę.
               Wykonałem telefon do szefa. Oczywiście nie miał nic przeciwko. Widać, musiałem radzić sobie naprawdę nieźle w robocie - czasami nawet zmuszał mnie do wzięcia wolnego. Pościeliłem łóżko i posprzątałem wszechobecny syf mieszczący się w pokoju, wyrzucając rzeczy, które... nie mam pojęcia, czym mogły być. Wziąłem prysznic, umyłem zęby i, nie przebierając się w normalne ciuchy, zaparzyłem kawę. Miałem takiego kaca, że byłem zmuszony odpalić papierosa w mieszkaniu. Zawsze pomagały mi w takim stanie.
               Niedługo potem usłyszałem dzwonek do drzwi. Rzuciłem się do nich szybko i otworzyłem niezwłocznie. Kiedy tylko ujrzałem Drake'a w całej swojej okazałości, byłem pewien, że adrenalina zaraz odbierze mi możliwość oddechu. Serce biło mi jak oszalałe. Zbluzgałem sam siebie w myślach, że go tutaj zaprosiłem. Bo co miałem mu powiedzieć? Mogłem to najpierw przemyśleć... 
               Bez zbędnych powitań Jones postanowił przejść do sedna sprawy. Tak przynajmniej wyglądało. Ledwo co zdjął z siebie mokrą, ociekającą deszczem skórzaną kurtkę, a już zdążył pchnąć mnie na łóżko i znowu unieruchomić swoim ciałem. Przytulił się do mnie i schował twarz w moich włosach, tuląc się w mój chłodny kark. 
— C-co ty robisz... — wycedziłem przez zęby, będąc w totalnym szoku. 
— Dziwi cię moje zachowanie? — spytał z powagą.
— Tak, kurna, dziwi mnie — rzuciłem chamsko. — I co, znowu masz zamiar doprowadzić mnie do takiego szaleństwa i nagle sobie wyjść?
— Miałem nockę, musiałem wyjść — odparł. — Niekoniecznie chciałem.
               I wtedy mnie oświeciło. Racja, wiele razy powtarzał przecież, że pracuje w nocy. Nic dziwnego, iż musiał sobie pójść. Cholerny Jesse, co ty żeś sobie znowu myślał? Shit. Coś musiało w tym być. Musiałem coś do niego mieć. Musiałem. W przeciwnym razie nie czułbym takiej ulgi z tego powodu. 
— Drake, ja... ja nie wiem — motałem się. — Ja nic nie wiem.
— Czego nie wiesz? — zapytał cicho.
— Nie wiem, co czuję — powiedziałem najciszej, jak tylko mogłem.
— Rozumiem, że chcesz się pieprzyć, żeby się upewnić — rzekł smętnym tonem. Wyglądało na to, iż nie podoba mu się takie wyjście z sytuacji. 
— Jeśli masz inną opcję, to będę bardzo wdzięczny, jeśli się nią ze mną podzielisz — westchnąłem. — Bo ja... naprawdę nie wiem. W nocy nagle coś we mnie pękło i przytłoczyło do tego stopnia, że poczułem się wyjątkowo źle, gdy nagle sobie poszedłeś. To było coś jak... nie umiem opisać tego uczucia, ale ogarniało mnie z każdej strony. Teraz... teraz znikło. 
               Drake podparł się na łokciach i spojrzał mi w oczy. Nadal byłem unieruchomiony, ale w takiej pozycji mógłbym go łatwo z siebie zrzucić. Niekoniecznie chciałem.
— Jess, ty źle rozumiesz miłość — powiedział nagle. Otworzyłem szeroko oczy ze zdziwienia. Miałem nadzieję, że poda mi jednoznaczny wzór, który rozwiąże wszystkie moje problemy. — Gdybyś czuł "to coś" zawsze w mojej obecności, chyba byś ześwirował. Wiesz... miłość nie działa na takiej zasadzie, że namiętność nie opuszcza cię ani na chwilę. Miłość to raczej coś na kształt... przywiązania. To działa następująco. Jesteś w stanie zrobić naprawdę wszystko, by uszczęśliwić drugą osobę. Z drugiej strony nie pozwalasz jej odejść, chyba że jest przekonana, iż tego chce. Po prostu nie wyobrażasz sobie bez niej życia i pragniesz spędzać z nią cały swój wolny czas.
               Wszystkie moje myśli, wszystkie wyobrażenia... Wszystko wskazywało na to, że jestem w nim zakochany niemal odkąd go poznałem. 
— Dlaczego ze mną zostałeś, kiedy kazałem ci odejść? — zapytałem.
— Bo miałem wrażenie, że twoje uświadomienie nastąpi nieco później — odparł. — I miałem rację. Przy czym musiałem cię dobrze spić, żeby to z ciebie wyciągnąć. 
— Kretyn — warknąłem. — Jak można załatwiać sprawy w taki sposób... 
               Drake uśmiechnął się szeroko, po czym pocałował mnie lekko. Potem zrobił to raz jeszcze. I jeszcze. To trwało naprawdę długo i przynosiło przyjemność za każdym, najkrótszym razem. 
              Odkąd pamiętam, czułem przysłowiowy kamień na sercu. Ale mówię poważnie, czułem, jakby coś faktycznie się tam znajdowało. Uwierało. Działało poniekąd jak wyrzuty sumienia. Trochę też jak fakt, że mam jeszcze coś do zrobienia. W rzeczywistości kamień okazał się być... pustką. Pustką, która potrzebowała wypełnienia. Dlatego wraz z pojawieniem się Drake'a... kamień bezpowrotnie zniknął. 








K O N I E C
_____________________________________________________________
Wiem, wiem, seria wyjątkowo krótka, ale taki był zamiar od samego początku. I co, zawiedzeni, że jaojec skończył się bez ani jednej sceny seksu? >:D No da się, jak widać. Fakt - fabuła bardziej na shounen-ai zrobiona, ale na Snaysie tego nie dzielimy, więc trafia do gatunku yaoi. Jakie Wasze wrażenia? :D Liczę, że podobało się chociaż w jakimś stopniu. Pytanie brzmi... co ja teraz będę pisać? :O Z czystym sumieniem mówię, że póki co totalnie nie mam pomysłu na nic, ale istnieje opcja, iż fabułę 50-rozdziałowego opka wymyślę już dzisiaj (wena Lisa: reaktywacja!). Ale niestety nic nie jestem w stanie obiecać. Nie mam wpływu na moją wenę, a szkoda. 

6 comments:

  1. Na początku było tak: OŁ JEA KULFA! NOWA NOTKA!

    Potem było tak: DA HELL?

    Następna moja reakcja: LISU WUT?

    Później: AWWWWWWW OMG JAK UROCZO

    A na końcu: ZAJEBISCIE

    Aż nagle ujrzałam to: K O N I E C

    C-CCO? HE? WUT?

    Jakoś tak mi się ciężko w serduszku robi, jak mam pomyśleć, że to koniec. Ale mimo wszystko seria była bardzo fajna, miała miły klimacik i fajnych bohaterów (chociaż nieraz chciałam zajebać Jessowi). Liczę, iż twoja wena będzie działać na najwyższych obrotach i juz niedługo uraczysz nas nowym opowiadaniem :)

    /Mesu

    P.S. - Szkoda, że seksów nie było *rape face*...

    ReplyDelete
  2. Świetne!
    Nie powiem, że nieoczekiwałam seksów, bo akurat na to zawzięcie czekałam, ale i tak jestem usatysfakcjonowana końcówką. :D opowiadanie rewelacyjne!
    No, to teraz możesz jakiegoś mocnego yaoica, ale też tasiemca:p

    ReplyDelete
  3. A-ale... seksy... :(
    Mimo wszystko opko mi się baaaaaardzo podobało. Zżyłam się z tym debilem Jessem.
    A jeżeli chodzi o pomysły na opka... 4. sezon "Maniakalnego..."? :3

    ReplyDelete
  4. Lisu zrobił Happy End! ;D
    Dział króciutki, ale ciekawy ;)

    ReplyDelete
  5. Jak to ..."KONIEC" ?..Urocze i puchate ...ale takie ...króciutkie ...

    ReplyDelete
  6. Urocze, kawaiiowate, słooodkie, kochane... wymieniać dalej? :D Jess jest bogiem. Tego człowieka tylko brać za najlepszego kumpla (Drake już zajął pozycje chłopaka więc tyle nam pozostaje) i prać po łbie za co drugie wypowiadane przez niego zdanie ;) Jak tak myślę to i za jego myśli i zachowanie też można by go prać (nie chodzi mi o sado-maso - żeby nie było wątpliwości). Jedyne czego można żałować to, że jest ta historia taaaka krótka :(
    Wielbię cię za napisanie tego bo wprost uwielbiam yaoice z takim debilem (przepraszam Jess ale musiałam) za głównego bohatera i napisane takim klimacie puchato-humorystycznym :D
    Piękne dzięki za to opowiadanie.

    Weny życzę :D

    ReplyDelete