22.7.14

W poszukiwaniu maniakalnego doktora.

Dział: Maniakalny doktor w poszukiwaniu trawy.
Numer rozdziału: 21
Gatunek: Yaoi.



               Wsiadłem w pociąg i postanowiłem udać się w odwiedziny do ojca Alexa i Rity. Nie wiedziałem jeszcze dokładnie, co mu powiem i o co zapytam, jednak starałem się wszystko uporządkować w głowie, w miarę swoich możliwości, rzecz jasna. 
               Mimo wszystko coś mi nie pasowało. Być może za bardzo kombinowałem i próbowałem niepotrzebnie analizować różne rodzaje psychiki ludzkiej, aczkolwiek z rodziną Carterów było coś nie tak. I nie mam tu na myśli dziwnych odchyłów Rity i fetyszów Alexa. Związane z nimi fakty nawet na siłę nie chciały się ze sobą łączyć, było wiele niewyjaśnionych spraw niemających rozwiązania. Rozpatrywałem wszystkie możliwe przypadki, jednak nie mogłem na nic wpaść. Po dłuższej chwili niestety na coś wpadłem. Przestałem prześwietlać sam przypadek Carterów, a zacząłem całe życie. Wtedy zauważyłem, że podobna sytuacja ma się z Judem. Jednak żadna z dziwnych rzeczy nie dotyczyła mojej rodziny. Coś było bardzo nie tak. Postanowiłem porozmawiać z Elise zaraz po moim powrocie do domu. 
               Znalezienie domu z podanego adresu nie było trudne. Mieszkanie, które zamieszkiwał Carter Senior, znajdowało się na tej samej ulicy, co dworzec główny. Był to mały, obskurny domek jednorodzinny. Przed wejściem rosły żonkile, które zdawały się wołać "nie wchodź tam". Jednak, mimo wszystko, postanowiłem zapukać. 
               Carter starszy, podobnie jak młodszy, nie miał w zwyczaju szybko reagować na bodźce, toteż nie zdziwił mnie fakt, iż musiałem poczekać dłuższą chwilę, aż mi otworzy. Jednak w końcu musiał to zrobić.
— Słucham?
               Szczęka opadła mi do ziemi. Wyglądał dokładnie tak samo, jak Alex, miał jedynie więcej zmarszczek i nie wydawał się chory psychicznie. I nie śmierdział. 
— Pan Max Carter? — zapytałem, uśmiechając się przyjaźnie. 
— Z kim mam przyjemność? — spytał dość nieufnie.
— Nazywam się Martin Bennett, jestem przyjacielem Rity i Alexa, pańskich dzieci — odpowiedziałem z uprzejmością.
— Jesteś przyjacielem Alexandra i Margarity? Niebywałe! — ucieszył się, wprowadzając mnie do środka. 
               Po jego ostatniej kwestii zaczynałem się zastanawiać, czy to rodzeństwo było jakoś dziwnie aspołeczne w dzieciństwie, że przeżył taki szok na wieść o tym, że mają przyjaciół. Poza tym, czemu, do cholery, nazywali ich ciągle pełnymi imionami? 
— Napijesz się czegoś? — zadał pytanie, krzątając się przy kredensie. 
— Dziękuję. Trochę goni mnie czas — skłamałem. 
— W takim razie do rzeczy — spoważniał nagle. Zajął miejsce naprzeciwko mnie przy stole. 
— Może i nie powinienem tak na wejściu pytać o tego typu rzeczy, ale... — zacząłem niepewnie.
— Nie krępuj się. Skoro się przyjaźnicie, nie mam nic do ukrycia. — Odetchnąłem z ulgą.
— Zastanawia mnie fakt, dlaczego Alex nienawidzi swojej matki. Podobno chodzi o jedno konkretne wydarzenie w jego życiu — rzuciłem krótko. Max skierował wzrok ku oknie, robiąc zamyśloną minę. 
—Tym wydarzeniem było to, że spotkał pewną kobietę. Miała na imię Nina — odpowiedział z uśmiechem. 
— Nie, nie to mam na myśli. Z opowiadań Rity wynika, że...
— Rita o tym nie wie — przerwał mi. — Ta dwójka jest przyrodnim rodzeństwem. Mają inne matki. 
               Szczęka opadła mi do samej ziemi. Nie spodziewałem się takiego przebiegu akcji. W życiu nie wpadłbym, że ta rodzina kryje takie sekrety. Ukrywają to nawet przed swoją córką...
— Chcesz zapytać o coś jeszcze? — spytał z uśmiechem. 
— W zasadzie... Nie. Myślę, że to mi wystarczy. Dziękuję panu bardzo. 
               Spędziłem tam zaledwie kilka minut, a mój nastrój zdążył się tak bardzo pogorszyć. Odnosiłem wrażenie, że zadaję się z nieodpowiednimi osobami. Nie byłem w stanie określić, kiedy ostatnio byłem w domu. Cała ta patologia otaczała mnie zewsząd, nie wiedziałem nawet, skąd dokładnie pochodziła. 
               Wróciłem do domu w wisielczym humorze. Elise siedziała u siebie w pokoju. Grzecznie i kulturalnie zapukałem do drzwi. 
— To ty? — zdziwiła się. Rzadko zdarzało mi się wchodzić do jej pokoju. 
— Tak, chcę pogadać — odparłem, na co zareagowała z jeszcze większym zaskoczeniem. — Elise... Masz czasem wrażenie... że z naszą rodziną jest coś nie tak?
— Co masz na myśli? — spytała. 
— Nie mówię, że tak jest, ale czy próbowałaś kiedykolwiek analizować naszą sytuację? — zapytałem. 
— Nie mam pojęcia, do czego zmierzasz, ale tak, zdarzało mi się to wiele razy — odpowiedziała. 
— Czy wnioski, które wyciągnęłaś, łączyły się ze sobą? — zadałem pytanie. — Były spójne?
— Nie zawsze — kontynuowała. — A wynikało to z tego, że nie o wszystkim wiedziałam. 
— Ano... — zawahałem się. — A spotkałaś się z tym, że jeden wniosek wykluczał drugi, mimo iż miałaś pewność, że obydwa są prawdziwe?
— Nie. 
               Podziękowałem za rozmowę i opuściłem pokój, wracając po chwili do siebie. Ten dziwny ucisk w klatce pogłębiał się coraz bardziej, mimo to nie obawiałem się, że coś mi się stanie. Wiedziałem, że niedługo nadejdzie moment kulminacyjny tego bólu oraz zdawałem sobie sprawę z tego, że zdarza się to co jakiś czas. Nie byłem w stanie tego bardziej sprecyzować. Pozostawało mi czekać. 
               Położyłem się na łóżku i postanowiłem spróbować usnąć. Miałem za sobą ciężką, nieprzespaną noc, a następnego dnia byłem zmuszony wrócić do szkoły i pracy. Zasnąłem dość szybko. 
               W trakcie przebudzania się zauważyłem, że coś jest nie tak. Nie otworzyłem jeszcze oczu, jednak poczułem dziwny zapach. To była znajoma woń. Poza tym ucisk w klatce piersiowej zniknął, domyśliłem się, że moment kulminacyjny jest już za mną. Otworzyłem powoli powieki. Miałem nad sobą szary sufit. Ściany miały podobny odcień. W pomieszczeniu były dwa duże okna zastawione kratami. Spojrzałem na swoje dłonie. "Sen?" - pomyślałem. Uszczypnąłem się, po czym stwierdziłem, że nie śnię. Rzuciłem okiem na śnieżnobiałą pościel, w której spałem i stare, drewniane łóżko. Nie było takich w mojej sypialni, jednak wydawały mi się bardziej "moje" niż tamte. Zaczynałem powoli sobie uświadamiać stan rzeczy, lecz nadal nie mogłem w to uwierzyć. 
               Postanowiłem wstać i przejść się po budynku, gdziekolwiek się znajdowałem. Otworzyłem drzwi. Na zewnątrz był długi korytarz z szeregiem drzwi po każdej stronie. Szedłem do samego końca, przyglądając się każdym z nich. Na większości widniały numery. Dopiero na ostatnich zdołałem przeczytać napis "biuro". Zapukałem i wszedłem do środka. Wewnątrz powitała mnie uśmiechem niska blondynka, siedząca za wysoką ławą.
— Pan Martin, miło pana widzieć — powiedziała. 
— Dzień dobry — przywitałem się. — Szczerze powiedziawszy... Nie chciałbym sprawiać kłopotu, ale nie za bardzo wiem, co się dzieje. 
— Żaden problem, kieruję pana do doktora Albertsa — odparła, otwierając mi przed nosem drzwi do gabinetu. Wszedłem do środka z lekkim zdziwieniem. Zastałem tam wysokiego, szczupłego szatyna z lekkim zarostem. Miał na sobie lekarski kitel. Rozejrzałem się wokoło.
— Pan jest terapeutą? — zapytałem. 
— Między innymi — uśmiechnął się.
— Więc zapewne zna pan Alexandra Cartera, wie pan może, gdzie on jest? — spytałem. 
— Nie jestem pewien, czy można udzielić odpowiedzi na to pytanie, panie Bennett — odpowiedział uprzejmie. 
— Czy pan Carter nie żyje? — zadałem pytanie. 
— Nie jestem pewien, czy kiedykolwiek się narodził — odparł. Zdębiałem. O co w tym wszystkim chodziło?
— Panie Bennett, spokojnie, proszę usiąść — Usłyszałem nagle kobiecy głos. Należał do jakiejś pielęgniarki, która już chwilę później pomagała mi zająć miejsce naprzeciw pana Albertsa. — Proszę uważnie posłuchać doktora i nie przerywać mu, dobrze?
— Gotowy? — zapytał doktor. — Zaczynajmy. Pamiętasz, co mi powiedziałeś, kiedy przyprowadzili cię tutaj rodzice? Nie chciałeś się przyznać, dlaczego stale chodzisz do tej opuszczonej chaty. Później jednak okazało się, że ta chata nigdy nie istniała. 
               Zaczynałem powoli sobie przypominać. Ból głowy był nie do zniesienia. Trzymałem się za głowę. W którymś momencie zacząłem krzyczeć. Pielęgniarka przywiązała mnie do łóżka. 
— C-co pani robi?! — motałem się. 
— Panie Bennett — kontynuował doktor. — Znajduje się tu pan od czterech lat. Nie ma żadnej chaty i nie istnieje nikt taki jak Alexander Carter. Jest pan w zakładzie psychiatrycznym. Proszę się teraz uspokoić i przyjąć leki. 

Żegnajcie, Alex i Rita. 




K  O  N  I  E  C
______________________________________________________________
Nie wiem, czy ktokolwiek się tego spodziewał, ale, tak, to już koniec działu "Maniakalny doktor w poszukiwaniu trawy". :"D Szczerze powiedziawszy nie jestem zbytnio zadowolona, Maniakalny zaczął się wypalać i zrobiły się z niego jakieś "Trudne sprawy", ehh. Oczywiście nie zaprzestanę pisania, kiedy na blogu jest jeszcze tyle działów, prawda? Chcę raz jeszcze podziękować wszystkim czytelnikom za towarzyszenie mi do końca i motywowanie zostawianymi tu komentarzami. Szczególne podziękowania, standardowo, dla Elise Sol, I SilencedUnknow, Chizu Chan oraz Rinuś Okumury.  Mam nadzieję, że nie opuścicie mnie po zakończeniu szalonego doktorka i będziecie mi towarzyszyć przy kolejnych działach i rozdziałach. W sumie zastanawiam się nad otwarciem kolejnego działu, podobnego stylem do Maniakalnego, jednak nie mam jeszcze na to pomysłu. Liczę, że mi pomożecie, podając swoje propozycje w dziale Wasze (uwagi i pomysły). Prośbę tą kieruję szczególnie do stałych czytelników. ^^ Dziękuję serdecznie raz jeszcze!
PS. Jutro (środa), około południa, dodam jeszcze jednego bonusowego posta związanego bezpośrednio z Maniakalnym. Jest już gotowy, jednak nie zdradzę jego zawartości. :"D Powiem tylko, że zawiera jeden dość istotny fakt. ^^
~Lisu

7 comments:

  1. NIE DARUJĘ CI ZABIJĘ POPBIJĘ UDUSZĘ CZEMU CZEMU
    popłakałam się, wiesz?! Jak mogłaś coś takiego zrobić, czemu XDD
    Rany, nigdy bym się nie spodziewała takiego zakończenia... Z początku nie połapałam się w połowie i zaczęłam czytać od nowa, ale później znowu nie połapałam się i kolejny raz zawróciłam XD Ale jak przeczytałam do końca to zrozumiałam, że lubisz się znęcać nad czytelnikami :P Zakończenie jest interesujące. Po przemyśleniu to naprawdę taki koniec pasuje. Jednak ubolewam, bo baaardzo polubiłam Alexa i Ritę, i tego normalnego Martina, no i myślałam, że oni sobie wyznają miłość i takie duperele (wiem, jestem dziwna), a tu taki szok... :( Czekam na ten bonusowy post i na kolejne opo! :D
    Tak, tak, napisz coś podobnego do Maniakalnego, musisz:D

    ReplyDelete
  2. Jak można być takim potworem! ;' C
    Ty to po prostu zrobiłaś, bo nie mnie nienawidzisz..
    Ja ich wszystkich tak kochałem (o czym już chyba wspominałam..), a ty se ich tak po prostu wymazujesz?!
    Koniec z nami!
    Nienawidzę Cię!
    ...
    Dobra koniec z melodramatem.
    Serdeczne dzięki za podziękowania i na pewno Cię nie zostawię.
    Wbrew pozorom zakończenie mimo, że zaskakujące pasuje do opowiadania. Nie chodzi tylko o samą fabułę, ale też o specyficzny styl pisania. Sielankowe zakończenie zdaje się tu nie pasować. Przynajmniej moim zdaniem ;D
    Zgadzam się z Chizu Chizu - potrzebujemy więcej takich opowiadań ;3

    Bądź wdzięczna z kurewsko długi, jak na moje standardy, komentarz, bo mam zepsutą klawiaturę niewdzięcznico xD

    ReplyDelete
  3. Cooooooo?! Jak to?! Czułam ze to wszystko do siebie nie pasowało. Nie wiedziałam o co chodzi.. i teraz nagle wszystko .. się wyjaśniło... Czuje wielki szok jednak zgadzam się z komentarzami wyżej - zakończenie pasuje. Ale ja także czekam na podobne opowiadanie ;----;

    ReplyDelete
  4. Ty ...podły ...człowiecze ...Ja tu liczyłam chociażby na jakieś samobójstwo, a tu ...psychiatryk.(>_<) No nie ...No.Nie.Jestem jednocześnie zadowolona i rozczarowana ...

    ReplyDelete
  5. Zajebiste, jak wszystko, pod czym zostawiam ten jeden i ten sam komentarz, abyś mnie pokochała <3

    ReplyDelete
  6. ��������czemu mi to zrobiłaś Lisu.��

    ReplyDelete
  7. Eee...dlaczego?Jak moglas... tak to zakończyć :c smutno (_ _)

    ReplyDelete