3.5.14

Abdiel

Dział: Otoshiana.
Numer rozdziału: 1
Gatunek: Yaoi, horror, fantasy.



         Cisza. Pustka. Ciemność. Dosłownie znikąd zaczęła rosnąć czyjaś sylwetka. Im stawała się większa, tym bardziej przypominała wizję czegoś nadludzkiego. Z początku kozia głowa, ukazująca zaostrzone rogi, muśnięte krwią. Potem wysuwający się fragment skrzydeł czarnego kruka, wyostrzone kłem gryfa. W niektórych miejscach, zamiast piór, błyszczały oczy węża. Po kolei: szyja, klatka piersiowa, brzuch, z naznaczonym w miejscu pępka pentagramem, wszystkie kończyny (dodatkowo z potrójną parą rąk), zostały ukazane bez skóry. Dokładnie można było dostrzec mięśnie oplatające kości. Kiedy podszedł wystarczająco blisko, uszy wychwyciły niby to jego syczący szept, jednak w rezultacie odbijał się od pustki dźwięk rozbijanego szkła. Usta ciągle poruszały się w ten sam sposób, wypowiadając ciche: Abdiel*. Dzieliła już ich odległość niecałego metra. Wtedy wyciągnął dłoń, a kiedy wyprostował palce, na środku wewnętrznej strony widniały wyrastające czarne zaostrzone kolce. W tym samym momencie kozia morda zaczęła symulować uśmiech żądzy mordu.



   Chciałem natychmiast otworzyć oczy, ale gwałtowny huk zamykanych drzwi i głos, który się odezwał, szybko zadecydowały o tym, aby dalej tylko słuchać. Ktoś wszedł do pomieszczenia i puścił potok słów. Ani nie było to zrozumiałe, ani naturalne. Ton odbijał się od wszystkich napotkanych przeszkód, jakie stawały mu na drodze i dzięki temu sprawiał wrażenie jeszcze dźwięcznego. Nigdy czegoś takie nie doświadczyłem. Nikt inny poznany mi na tym świecie nie mówił w taki sposób... chyba, że... Skupiłem się, próbując znaleźć czucie w swoim ciele. Nie chciałem robić gwałtownych ruchów, bo do tej pory nie zostałem zauważony. Lekko szarpnąłem nogą, co wydawało mi się ledwie dostrzegalne, a kiedy upewniłem się, że całe moje ciało na ten sygnał zawyło okropnym bólem, machinalnie poruszyłem dłońmi. Były związane. Ja natomiast siedziałem na krześle. Tyle mojej wiedzy się kończyło.
 - Obudził się. - zamarłem. Czyżby widział to malutkie drgnięcie? Poza tym ZROZUMIAŁEM, co powiedział. Jestem pewien, że głos należał do tego samego rozmówcy, który po przyjściu nie ucichł ani na sekundę. Szybko podjąłem decyzję. Jeszcze bardziej zacisnąłem powieki, żeby nie kusiło. Ten sen... moja intuicja zwykle nie myli. Wpakowałem się w jakiś pewnie nieodwracalny bajzel.    Wytężyłem słuch, robiłem wszystko, co w mojej mocy, ale nic. Żadnych śladów życia. Cisza. Jednak czułem na sobie spojrzenie już nie jednej osoby. Cholera, coś tu było nie tak... ktoś uparcie się na mnie gapił... co mam robić?... Jak uchylę powieki, to tylko potwierdzi się najgorsze... Lepiej zbijać czas.
- Ericu? - coś kompletnie nadludzkiego mną wstrząsnęło. Podskoczyłem jak oparzony. Pokusa była silniejsza. Natychmiast otworzyłem oczy.

   W mordę. Moje pierwsze wrażenie było takie, że serce mi zamarło i za nic w świecie nie chciało wrócić do rytuału. Jak mam opisać, to co zobaczyłem? Czy to w ogóle jest wykonalne? Okej, spróbuję. Zatem kilka cali od mojej twarzy ujrzałem hipnotyzujące szkarłatne tęczówki. Mój wzrok całkowicie je pochłonął. Nie potrafiłem oderwać od nich spojrzenia, żeby dokładnie zbadać całą resztę dziwnych przypadków i osobowości. Nie mogłem. Ciągle patrzyłem na Istotę o zatrzymującym dech w piersiach spojrzeniu.
- Chyba jakoś się trzyma. - po drugie: jeśli powiedziałem, że pierwszy rozmówca miał nienaturalnie piękny i melodyjny głos, to wszystko cofam. Ten wydawał się nie możliwy nawet do opisania. Kim oni byli? Herosami?
   Kiedy Istota odwróciła się do mnie plecami, w końcu byłem w stanie wszystko ocenić. Znajdowałem się w przyciemnionym pokoju, który miał drewnianą podłogę i ściany. Wyglądem raczej przypominał jakąś izbę, bo naprzeciwko mnie widniało wejście do kolejnego pomieszczenia. Obok krzesła na którym siedziałem, łóżko. Poza tym niczego innego w tej izbie nie było. Osoba, która weszła, a za nią trzasnęły wielkie wrota, nie była człowiekiem. Chociaż pozornie na pierwszy rzut oka tak wyglądała - blada jak ściana cera - całkowicie temu zaprzeczała. Ponadto miała złote tęczówki. Po ubiorze, oceniłem że to jest odpowiednik człowieka. Nieziemsko przystojnego mężczyzny z miękkimi, związanymi z tyłu ciemno brązowymi włosami, o których posiadaniu marzyłaby nie jedna kobieta. Podobny był też drugi, ten z szkarłatnymi oczami, tylko że jego białe włosy sięgały kolan i ogólnie sprawiał bardziej oszałamiające wrażenie. Był tak piękny, że gdyby nie stał tyłem, to nie byłbym w stanie zwrócić uwagi na cokolwiek, np. na cztery krzątające się po pokoju postacie płci żeńskiej.    Wszystkie wyglądały tak samo. Po ich zachowaniu, uświadomiłem sobie, że kogoś mi przypominają... a raczej coś. Przełknąłem ślinę. Nie przepadam za.. chociaż jeśli dzisiaj mnie nic nie zaskoczy, to bez ogródek mogę przyznać: znajdowałem się w tym samym pomieszczeniu, co cztery młodziutkie banshee. Nie zwracały na mnie uwagi. Przelatywały od pomieszczenia do pomieszczenia, niosąc w rękach ręczniki, flakoniki i wiadra. Byłem kompletnie zdezorientowany. O co w tym wszystkim chodziło? Aż znowu nie odezwał się ów głos...
- I co? Wszystko gotowe? - na mojej twarzy pojawił się błogi uśmiech, melodyjny ton znowu raczył pieścić moje błony bębenkowe. Na te słowa wszystkie banshee natychmiast znalazły się u boku brązowowłosego. - To prosiłbym was o opuszczenie pokoju.
- Idźcie do sektora 14, zaraz się tam zjawię. - kiedy banshee zniknęły za drzwiami, złotooki surowo spojrzał na swojego towarzysza. - Skoro bierzesz bezinteresownie ten obowiązek na siebie, to wypełnij go bez zarzutów. Pamiętasz, o której ma się zjawić.
- Tak, tak - w odpowiedzi białowłosy beztrosko machnął ręką, wyszczerzając równiutkie zęby z szczerym uśmiechu. Jego kły podejrzanie nie były standardowej wielkości...
  Boże, jak on pięknie się uśmiechał. Tamten jeszcze przez chwilę piorunował go wzrokiem, jednak im dłużej próbował zachować ostrożność, tym bardziej mu się to nie udawało. Ostatecznie kąciki zaciśniętych do tej pory ust, lekko się uniosły. Potem cicho westchnął, po czym wycofał się za framugę drzwi, lekko je zamykając. Z moich obserwacji wynikło, że białowłosy zarażał nawet największych sztywniaków swoją postawą roztargnionego dziecka.
- Dziewczynki zostawiły miksturę orzeźwiających olejków. Nie chciałem ich dłużej fatygować, więc pozwól, że sam to zrobię. - Białowłosy zbliżył się w moim kierunku. W dalszym ciągu nie przestawał się uśmiech, a ja kiedy tylko zobaczyłem te jego tęczówki, wlepiałem w niego swoje ślepia z miną rozmarzonego  nieszczęśnika. Wziął miskę, którą, jak widać zostawiła jedna z banshee, zamoczył w niej beżowy ręcznik i po wyciśnięciu przyłożył do mojego gołego ramienia. Dopiero teraz zauważyłem, że na całym ciele miałem posiniaczenia i głębokie rany. Nie pamiętałem, skąd się wzięły, w ogóle nie miałem pojęcia gdzie byłem i w jaki sposób się tutaj znalazłem. Nawet w tej chwili nie mogłem niczego z wcześniej sobie przypomnieć. Kiedy ukucnął i zaczął pomału wycierać moje obolałe ręce, byłem świadkiem, jak przed chwilą widoczna w jednym miejscu rana zniknęła. Wytrzeszczyłem oczy.
- Mówiłem już, że banshee wbrew pozorom są najlepszymi zielnikami? - zachichotał, unosząc na mnie wzrok. Znajdował się tak blisko mnie, że nie byłem w stanie nawet przełknąć śliny. Tylko pokiwałem w odpowiedzi głową. Wrócił do swojej czynności, a ja sztywno siedziałem, starając się nawet nie poruszyć palcem. Nie wiem, może się bałem? Ale nie, to nie mógł być strach, skoro wzroku od niego nie potrafiłem oderwać...
  W pewnym momencie przez przypadek jego palce dotknęły mojej skóry. Były tak gładkie, że ich dotyk zamiast mnie sparaliżować, sprawił, że chciałem poczuć więcej. Subtelność porównywalna z niebiańsko przejrzystą, najbielszą chmurą... Zawstydziłem się, kiedy zdałem sobie sprawę, o czym myślę, i w jaki sposób. A jakby miał zdolność czytania myśli? Jezu...
- Słyszałem, że nie mogłeś się odnaleźć wśród ludzi. Gdzie tylko poszedłeś, dochodziło do rękoczynów. - niespodziewanie zagadał, nie odrywając wzroku od przemywania ciała. Od olejków po pomieszczeniu rozniosła się woń specyficznych kwiatów. Po kilkunastu sekundach dotarło do mnie, co powiedział. Chwilę się zastanowiłem, rzeczywiście coś takiego miało miejsce, zanim tu trafiłem. Na chwilę pojawił się przede mną obraz grupki chłopaków. Kłócili się, a kiedy jeden się zamachnął na najniższego z nich, ten zrobił unik i chwycił mierzącą pięść. Widziałem to z perspektywy kogoś pośredniego. Po chwili wszyscy chłopacy uciekali w stronę wioski, gdy jeden z nich zginał się z bólu, zostając poważnie pobity przez najniższego oprycha. Kiedy wspomnienie się rozmazało, a ja znowu siedziałem przy Istocie, zdałem sobie sprawę, kim był mały złośnik. Spojrzałem na swoje dłonie. Naprawdę byłem w stanie tymi rękoma sam rozgnieść o wiele większego i raczej potężniejszego?...
- Gotowe. - z zadumy wybudził mnie melodyjny głos. - Wstań i przejdź się kilka metrów. Powinieneś być już w  formie. Aaa, więzy. Poczekaj. - zwinnym ruchem zerwał krępujące moje nadgarstki sznury i wstał, czekając aż posłusznie spróbuję się przejść. Kiedy wykonałem jego prośbę - bo nie brzmiało to jak wydany rozkaz - rzeczywiście czułem się jak nowo narodzony. Nic mnie nie bolało, rysy z mojego ciała zniknęły. Nawet opuścił mnie lęk. Wszystko byłoby wspaniale, jakbym wiedział, co jest grane...
- Bez problemu jesteś w stanie dalej walczyć.
  Ostatnie słowa białowłosego były odpowiedzią na wszelkie niedomówienia. Poczułem, jak właśnie dzięki nim, dokonano decyzji o moim przeznaczeniu. Jak wcześniej wspomniałem, zwykle moja intuicja nie myli. W głębi duszy modliłem się, aby tym razem zawiodła, bo jeśli miałem rację, to po kolei dostanę odpowiedzi na moje pytania. A kiedy wszystko stanie się jasne, ani marzyć o odwrocie. Jedno jest pewne - wpakowałem się w okropny bajzel. 




* demon niewolników


~~*~~



5 comments:

  1. Tło bloga robi wrażenie, fajnie piszesz, czyta się przyjemnie i nie zanudzasz. Myślę że będę tutaj częściej zaglądać lubię takie historyjki czekam na więcej....

    Zapraszam do siebie
    themysia.blogspot.com

    ReplyDelete
  2. Naprawdę świetnie piszesz. Historia trzyma w napięciu, a tło jeszcze to potęguje. Jak będę miała chwilę czasu, na pewno jeszcze tu zajrzę :)

    Zapraszam do mnie
    http://z-benzyna-we-krwi.blogspot.com/

    ReplyDelete
  3. Pomysł na potrecik do opowiafdania, Tak go sobie wyobraziłam :D
    https://scontent-b.xx.fbcdn.net/hphotos-frc3/t1.0-9/10308275_641045172618100_534691055488563624_n.jpg

    ReplyDelete
    Replies
    1. Hahahahahhahahaha, cieszę się, że ten post dał Ci wenę twórczą.
      P.S Powiem Ci, ze coś w nim jest podobnego :>

      Delete
    2. No jak to, oczy żólte [zlote] i biale włosy xD Chyba że coś zle przeczytałam :<

      Delete