Dział: Maniakalny doktor w poszukiwaniu trawy.
Numer rozdziału: 2
Gatunek: Yaoi
- Ej, Alex, przeleć mnie.
Nie
zareagował. Nie rzucił nawet krótkiego spojrzenia, nie wyzwał od idioty, tylko,
z lekko sarkastycznym uśmieszkiem, oblizał wargi, po czym wrócił do tematu.
- Powiedz... co takiego może być przyczyną uzależnienia od
marihuany?
- Chęć izolacji od otaczających mnie kretynów, tak sądzę. -
odpowiedziałem stanowczo.
- Chyba powinienem zdiagnozować ci dokładnie to samo, co
stwierdzono mnie przed kilka laty. - westchnął.
- Spaczeni psychicznie ludzie mogą wykonywać taki zawód, co
ty? - zapytałem, zupełnie nie zważając na to, że nie przeszliśmy jeszcze na
"ty".
- A znasz taki zawód, którego nie wykonują ludzie spaczeni
psychicznie?
Po raz kolejny
wgniótł mnie w ziemię. Kręcił mnie jego cynizm, naprawdę miałem ochotę na ostry
seks z jego udziałem. Wyobrażałem sobie, jak wplata palce w kosmyki moich
włosów, składa na moich obojczykach gorące pocałunki, które sprawiają, że
płonę, po czym ostrożnie zagłębia się w moim wnętrzu, po to, by
niespodziewanie...
- Wizyta dobiega końca. Dam ci skierowanie na terapię
grupową na przyszły tydzień. - odparł monotonnie.
- NIE! - krzyknąłem, podrywając się do pozycji stojącej.
Zaskoczyło go to, spojrzał bowiem na mnie z lekkim przerażeniem w oczach i
patrzył, jakby oczekując jakichś wyjaśnień, czegokolwiek, co mogłoby
usprawiedliwić moje zachowanie. Ja jednak stałem jak wryty i przyglądałem się
jego śmiejącym oczom.
Co mnie,
kurwa, skłoniło do czegoś takiego? Odrzucałem najbardziej atrakcyjne
dziewczyny, gadałem, że serce to tylko kawał mięcha, a teraz... Teraz kurczowo
zastanawiałem się, co zrobić, żeby natychmiastowo zaczął się ze mną pieprzyć.
Może to jakiś cudzoziemiec, ukryty murzyn z czystego murzyńskiego plemienia,
znający techniki omamiania ludzi i robienia z nich zabawek erotycznych?!
- Psychoterapeuta ma pomagać, zdaje się, a nie doprowadzać
do rozterek... - szepnąłem cicho, rozpłaszczając ryj na blacie biurka.
- Tak, tak, bo ja mam wpływ na zachowanie każdej patologicznej
rodziny wychowującej dzieci. - syknął ironicznie.
- Sugerujesz, że psychoterapeuci są gówno warci? - spytałem,
podnosząc się na tyle, by móc rzucić mu niedowierzające spojrzenie.
- Jak na to wpadłeś? - uśmiechnął się sarkastycznie.
- Co byś zrobił, gdybym cię teraz pocałował? - rzuciłem
niespodziewanie, próbując mimowolnie zmusić go do okazania jakichkolwiek
emocji. On jednak ani drgnął. Byłem przewidywalny? - Co byś zrobił...?
Szatyn
podniósł się z miejsca, które dotąd zajmował, obszedł biurko wokół, po czym
okrakiem zasiadł mi na kolanach, by spotkać się ze mną face-to-face.
Uniósł lekko mój podbródek i powolnym, monotonnym ruchem wsunął język między moje wargi. Zrobiło mi się błogo i przyjemnie, mimo że to był ledwo co nieśmiały pocałunek. Podniecony wygiąłem się lekko w tył, obejmując jego kark dłońmi w razie, gdyby chciał uciec. Starałem się ofiarować mu tyle przyjemności, by nie chciał przestawać. Pragnąłem jego bliskości tak bardzo... tak bardzo, że...
Uniósł lekko mój podbródek i powolnym, monotonnym ruchem wsunął język między moje wargi. Zrobiło mi się błogo i przyjemnie, mimo że to był ledwo co nieśmiały pocałunek. Podniecony wygiąłem się lekko w tył, obejmując jego kark dłońmi w razie, gdyby chciał uciec. Starałem się ofiarować mu tyle przyjemności, by nie chciał przestawać. Pragnąłem jego bliskości tak bardzo... tak bardzo, że...
- Jak na to wpadłeś?
Ocknąłem się ze skrytych marzeń i rzuciłem
mu głupie spojrzenie. Nadal siedział na swoim miejscu, podpierał podbródek na
dłoni i zabijał mnie swoim paraliżującym spojrzeniem.
- Mógłbym o coś zapytać? - spytałem z nadzieją, że odpowiedź
będzie twierdząca. Nie wiedziałem jeszcze do końca, jak ubiorę to w słowa, żeby
tym razem wpadł w moją pułapkę bez wyjścia, jednak byłem pewny siebie i
wiedziałem, że posiadam wysokie skille improwizacji.
- Chcesz zapytać o to, czy będę się z tobą pieprzył?
Odpadłem.
Kurwa, co za gnój... Czy on ma zamiar zaginać mnie przy każdej możliwej okazji?
Nie może po prostu zdjąć spodni i wyjebać mnie na wylot? Postanowiłem grać w
jego grę. Lepiej - stwierdziłem, że dobiję go jego własną bronią.
- No nie, przejrzałeś mnie. - odparłem, uśmiechając się
zalotnie. - I co mi w takim wypadku odpowiesz?
Czułem, że
przechodzę nieznane mi granice. Mimo to te tereny były zbyt kuszące, by nie
spróbować ich podbić.
- Zapewne zostawię ci adres mieszkania i poczekam, aż do mnie
przybiegniesz, by w rezultacie godnie cię wykorzystać.
W tym momencie
spadł na mnie deszcz. W zasadzie spadł tylko na spodnie. W sumie okolice
krocza. Spadł sobie ten deszcz. W górę.
- Wykorzystać?
- Dobrze słyszałeś.
- Sprecyzuj.
Oblizałem
wargi, kurczowo zaciskając kolana i powstrzymując kolejny orgazm. Jak długo
jeszcze miał zamiar czekać? Dlaczego po prostu nie wziął mnie za szmaty, nie
wrzucił do jednej z kabin publicznego WC i nie przejechał z góry na dół?
- Jesteś dobry w pichceniu? - spytał z lekkim uśmiechem.
"Pichceniu...?" - pomyślałem. Zastanawiając się dłuższy
moment, doszedłem do wniosku, że to musi być jakiś element seksu oralnego. W
zasadzie zależało mi na analnym, ale patrząc na Alexa byłem gotów zrobić
wszystko, co tylko by mi rozkazał.
- Sprawdź, to się dowiesz. - rzuciłem z arogancją.
- Right. - odparł, podsuwając mi pod nos wizytówkę z
adresem. - Wpadnij wieczorem.
Udałosięudałosięudało! Zapewne miał zamiar zaproponować wspólną kąpiel przy
lampce wina. A może nawet seks w wannie! O niczym innym nie marzyłem.
Pożegnałem szatyna wyszczerzeniem całego uzębienia w promiennym uśmiechu, po
czym żwawym krokiem opuściłem gabinet kierując się w stronę wyjścia.
Całą drogę
powrotną zajęło mi obmyślenie strategii. Zastanawiałem się, czy aby nie
przywiązać go do łóżka, tudzież kaloryfera, i samodzielnie go przejechać. Ale
po czymś takim mógłby się wkurwić... Z drugiej strony być może stałby się
agresywny i nadpobudliwy, co w rezultacie doprowadziłoby do ostrego hard sex
party? Ta opcja wydawała się być wyjątkowo kusząca...
- Pomogło? - zapytała ironicznie matka, gdy tylko
przekroczyłem próg mieszkania. Zająłem miejsce w jadalni, przyglądając się, z
jaką uporczywością usiłuje domyć najdrobniejsze brudy na blacie stołu.
- Trudno spodziewać się cudu po pierwszej wizycie. -
odpowiedziałem szorstko.
- Dziwne... - szepnęła, podnosząc wzrok. Zapewne była
zaskoczona brakiem reakcji typu "było jak było". - Więc mówisz, że
jest nadzieja?
- Niczego takiego nie powiedziałem. - syknąłem. - Mimo to
mam wrażenie, że ten facet potrafi coś zdziałać.
Matka
spojrzała na mnie z niedowierzaniem. W jej oczach zaszkliły się łzy. Strategia
działała. Byłem niemalże pewien, że po tej akcji nie zmienią mi
psychoterapeuty. Taki był cel.
Odpowiedziałem
na jej zaskoczenie lekkim uśmiechem, po czym skierowałem się w stronę swojego
pokoju. Dochodziła szósta. Rzuciłem się bezwładnie na łóżko i począłem zarzucać
umysł zawiłymi obliczeniami - o której wyjść, by zdążyć, ile czasu zajmie mi
dojazd, jak długo będę szukał ulicy i mieszkania. Wyszło na to, że
asekuracyjnie powinienem wyjść w momencie natychmiastowym. Bez chwili namysłu
zarzuciłem na siebie bluzę i bez słowa opuściłem dom, dając starszym do
zrozumienia, że dzisiaj nie mam zamiaru wracać.
Udałem się w
stronę najbliższego przystanku. Przechodząc przed pobliski las świerkowy
przeszedł mnie zimny dreszcz. Zatrzymałem się na krótki moment na moście.
Pochyliłem się w dół i ujrzałem własne odbicie w szklanej tafli jeziorka.
"Może nie powinienem postępować w ten sposób..." - zastanawiałem się.
"Czy to nie zbyt szybkie tempo? Co, jeśli po jednym razie Alex da sobie
spokój? Może jednak muszę rozegrać to inaczej... Nie. Co ja pierdolę. Jedyne, o
czym marzę, to to, żeby jak najszybciej i jak najmocniej mnie przejechał".
Wyjebałem zbędne refleksje w chuj i udałem się w dalszą drogę.
Stojąc na
przystanku postanowiłem wyciągnąć z kieszeni magiczną karteczkę z adresem.
Wyjąłem ją i, nie rozkładając, patrzyłem na nią dłuższą chwilę. Miałem gęsią
skórkę. "Jeszcze godzina... godzina i będziesz mógł...". Szybkim
ruchem ręki rozłożyłem świstek papieru, gdy nagle...
- Do jasnej kurwy! - wrzasnąłem wniebogłosy, biegnąc za
płynącą na fali wiatru kartce. Przebiegłem szosę, mało nie doprowadzając do
wypadku, sprawiłem, że jadący nieopodal rowerzysta pierdzielnął się na twarz,
ale udało mi się zdobyć papierek z powrotem. Była nieco zabłocona, ale dało się
odczytać adres. Co sił w nogach pognałem do podjeżdżającego autobusu, by jak
najszybciej zniknąć z miejsca zbrodni, wsiadłem do środka i odetchnąłem z ulgą,
gdy tylko ruszył.
Wokół było
dość cicho i pusto jak na wieczorną godzinę. Nie miałem zaszczytu zoczyć
żadnego przedstawiciela gimbusiarskiej subkultury, żadnego cudzoziemca, mohera,
geja, studenta-pracownika McDonalda... Rozłożyłem się na podwójnym fotelu i
zamknąłem oczy. A jednak. Źle oceniłem swoją sytuację. Nie minęło pół minuty, a
niespodziewanie oberwałem po twarzy. O dziwo nie straciłem przytomności, byłem
w stanie nawet zebrać siebie i swoje zęby z podłogi. Miałem biało przed oczami,
jednak zauważyłem, że moja głowa silnie krwawi. Zamiast myśleć, jak i dokąd
uciec, zastanawiałem się, jak zahamować krwotok. Podniosłem się do pozycji
stojącej i odwróciłem głowę, rzucając krótkie spojrzenie katowi. Był średniego
wzrostu, a jego postura świadczyła o spędzeniu połowy życia na siłowni.
Wzdrygnąłem się.
- Czego chcesz? - zapytałem krótko. Zdawałem sobie sprawę,
że to kiepskie posunięcie w takowej sytuacji, jednak byłem ciekaw jego motywu.
Nie wyglądałem na chłopaka, który nosi przy sobie dużo hajsu ani nie miałem
miny proszącej się o wpierdol. Chciał mnie zgwałcić czy co?
Tak czy
inaczej postanowił przetrzepać mi kieszenie oraz, ponownie, moją głowę. Tym
razem padłem momentalnie na podłogę.
Obudziłem się
kilka przystanków dalej, czując, jak ból rozpierdala mi łeb od środka. Złapałem
się oparcia jednego z foteli, po czym podniosłem się, ledwo, ale zawsze, na
równe nogi. Spojrzawszy na tablicę wyświetlającą obecny przystanek uznałem, że
pora wysiadać. Na moje nieszczęście znajdowałem się w centrum miasta. Co to
oznaczało? Minąłem się w drzwiach z tłumem ludzi, którzy postanowili
niezwłocznie zadzwonić po pomoc. Tak oto zacząłem być ścigany zarówno przez
policję, jak i przez pogotowie.
Wykorzystałem
moment ich nieuwagi i pognałem w jedną z ciemnych uliczek, by zniknąć im z
oczu. Miałem nadzieję, że nie dostanę wpierdol po raz kolejny. Powoli wracał mi
wzrok, zaczynałem widzieć niektóre kolory, które nie były wszelkimi odcieniami
bieli. Spojrzałem na jedną z tabliczek na budynkach. "Rooney Street".
To tutaj! Przyspieszyłem kroku, by znaleźć odpowiedni numer, co nastąpiło
stosunkowo szybko. Wybrałem numer na domofonie. Przez dłuższy moment nikt nie
odpowiadał. "Śpi? Onanizuje się?" - zastanawiałem się. Wybrałem numer
jeszcze raz... i jeszcze raz... i kolejny... Spojrzałem na numer budynku, by
upewnić się, czy to aby na pewno ten dom. "Skurwiel". Usiadłem na schodach z zamiarem odczekania
dłuższej chwili. Spojrzałem w niebo i zamyśliłem się do tego stopnia, że nie
zauważyłem nadbiegających psów w granatowych mundurach.
- Jasna kurwa... - szepnąłem, podrywając się do pozycji
stojącej.
Jebnąłem z
całej siły w domofon, gdy niespodziewanie... drzwi się otworzyły. Nie czekając
ni chwili dłużej wtargnąłem do środka i wskoczyłem na schody. Rozpoczął się
pościg. Przeskakiwałem po trzy, nawet cztery schodki, jednak dotrzymywali mi
kroku. Miałem ich na ogonie. Oceniając swoje szanse na możliwość ucieczki
zdałem sobie sprawę, że są równe zeru. Postanowiłem więc zdjąć buta.
Początkowo
plan ten polegał na zabiciu ich wonią magicznej skarpety, jednak strategia nie
powiodła się zbytnio, a cała akcja dodatkowo nieco mnie opóźniła. Stwierdziłem
więc, że wykorzystam to inaczej. Będąc pięć metrów przed drzwiami mieszkania
Alexa, cisnąłem trampkiem w dzwonek do drzwi i modliłem się, żeby zdążył
otworzyć. Momentalnie udało mu się uratować mój ryj, któremu prawie groziło
rozpłaszczenie się na drewnie. Wpadłem susem w jego ramiona i postanowiłem bez
słowa pozwolić mu załatwić przykrą sytuację.
~~*~~
TY SOBIE KOBIETO JAJA ROBISZ!!?!?!!??!
ReplyDeleteZnowu mnie do zawału doprowadza... Jak tak dalej pójdzie to sama będę potrzebowała psychoterapeuty...
Wracając... Kocham rozmowy Martina i Alexa. Cud, miód, malinki i czekolada z karmelem. Coraz bardziej podoba mi się ten nowy psychoterapeuta. Jestem ciekawa czego ten koleś tak na prawdę chce od Martina (choć liczę na COŚ XD).
Znów się na błędach skupić nie mogłam. Na pewno nie było ich zbyt wiele, więc nie ma powodu do obaw :3
Z utęsknieniem czekam na kolejną część ^^
~~Lawient
PS
Gdybyś strasznie, strasznie chciała żebym powytykała Ci błędy, napisz na zpytaju.
Tak przed psami uciekać.. Niedobry Martin ;D
ReplyDeleteBardzo...romantyczny tytuł.
ReplyDeleteZa każdym razem wyję na głos, jak czytam "Początkowo plan ten polegał na zabiciu ich wonią magicznej skarpety" wtedy widzę siebie samą wyciągającą nogi z maxów. Jebią na kilometr. XDD
ReplyDeleteDoktorek ma ode mnie plusa na wejściu.
ReplyDeleteKażdy jest psychiczny na swój sposób, choć niektórzy trochę bardziej. W tym ja.
No właśnie, NIE!
Jaka terapia grupowa? Pojebało?
Murzyn... Jestem tak bardzo za, że aż przeciw.
Po co pytać? Sprawdź!
Buziak :3
Wyobraźnia? Na serio?! Ja też mam bardzo wybujałą, ale nie w takich momentach!
Mądry dokturek! Taki przewidujący i tak dalej.
Obiecująca propozycja :3 Nie mogę się doczekać ;3
No właśnie. Dlaczego?
Szmiro niedomyślna xD On ci każe gotować! xD
Przynajmniej rodzice z głowy.
Też tak mam, że zawsze muszę dokładnie sobie obliczyć o której muszę zrobić to i to, żeby to i to.
Szmira miała moment na przemyślenia xD Po czym jak wszystko, przemyślenia poszły się kochać.
O bogowie jaki kretyn xD Warto spowodować kilka wypadków dla dobrego seksu! A raczej w jego przeświadczeniu.
Wow! Cóż to? o.O
Szmira xD Ty przyciągasz kłopoty!
Jaka akcja xD
Zwalać winę na biednego Alexa :')
Zajebiste, jak wszystko, pod czym zostawiam ten jeden i ten sam komentarz, abyś mnie pokochała <3
ReplyDelete