Dział: Primavera
Numer rozdziału: 4
Gatunek: Fantasy, komedia, przygodowe
Po
powrocie do domu Luka została położona w łóżku Emme, a sama Emme została przy
niej, wyrzucając wszystkich innych za drzwi. Mike siedział w salonie
rozsiewając wokół aurę melancholii, Jake zaniechał próbom wyrwania go z
nastroju, i bawił się z Kity i Rosie, a Jess opatrywała Chezie rękę.
Do
salonu wszedł Seb. Obrzucił pokój bystrym spojrzeniem, i zwrócił na siebie
uwagę otoczenia opuszczając na ziemie trzy średniej wielkości, wypchane torby
którymi jeszcze przed chwilą był objuczony. Mike spojrzał na torby ze
zmarszczonym czołem.
-To nasze torby?- spytał lekko nieprzytomnie.
Seb
skinął głową.
-Tak, nie było was, więc pomyślałem, że lepiej będzie was
też spakować.- spojrzał na Jake ‘a i westchnął- Jakbyście mieli zrobić to sami,
to pewnie byśmy tu jeszcze przesiedzieli z trzy dni…
Jake
zareagował, spojrzał na Seb ‘a, na leżące walizki i palnął się w czoło.
-Łe, faktycznie! Dzisiaj mieliśmy wyjechać!- rozszerzył oczy
i poderwał się na równe nogi- Seb, która godzina?!
-Spokojnie…-Seb wyciągnął ręce w uspokajającym geście. Na
Jake ‘a podziałało to błyskawicznie, i z powrotem rozsiadł się na puszystym
dywanie- Chociaż w sumie powinniśmy już wychodzić…
-Już teraz? – Mike podniósł się na ramieniu- Ale Luka się
jeszcze nie obudziła…- zaczerwienił się lekko.
-Nie ma sensu na nią czekać, Mike- Emme oparła się o
framugę- Na razie nic nie wskazuje na to żeby miała szybko się obudzić. Po za
tym, ona nie lubi pożegnań.- Emme na chwilę zamyśliła się.
-Emme- odezwała się przepraszająco Jess- Myślę że my też już
będziemy się zbierać.
Emme skinęła głową.
Rosie podeszła do Jess i
pociągnęła za nogawkę jej spodni.
-Wyjeżdżamy?- spytała
smutno patrząc w górę wielkimi oczami.
Jess popatrzyła na nią z czułością,
i z lekko przepraszającym uśmiechem przyklękła przy dziewczynce i pogładziła po
włosach.
-Niestety.
Kity oparła się o kolano
dziewczyny.
-Ale my naprawdę nie chcemy stąd wyjeżdżać, Jess…
Jess uśmiechnęła się do niej
- Szczerze mówiąc, ja też nie chcę- powiedziała
przepraszająco.- Ale musimy.
-Dlaczego? Emmuś ma
duży dom.
Jess przekrzywiła lekko głowę.
-A babcia i Rob?
Kity zastanowiła się.
-A oni nie mogą też tu przyjechać?
-Niestety- Jess wstała z westchnieniem.- Pójdę was spakować
Kity spojrzała na dziewczynę z
nagłym zainteresowaniem.
-Nie, nie. Nie przemęczaj się. Same się spakujemy.- zerwała
się na równe nogi i pobiegła do pokoju dziewczynek. Rosie jak najszybciej
podreptała za nią.
Jess popatrzyła za nimi z czułym
uśmiechem, po czym nachyliła się do Emme
-Najlepiej jeśli was tu nie będzie jak wrócą.
Emme skinęła głową. Spojrzała na
Chezę.
-Chodź Cheza.- dziewczyna nie poruszyła się. Emme lekko
zmarszczyła brwi.- Cheza.- blondynka ponownie nie zareagowała.
Emme podeszła do niej i
zaniepokojona zajrzała jej w twarz.
-Cheza, coś się stało?
Cheza drgnęła i spojrzała na Emme
nieprzytomnym wzrokiem. Emme zaniepokoiła się mocniej
-Ręka cię boli?
Cheza zamrugała oczami. Nim dała
odpowiedź minęło parę sekund.
-Nie…Nie dlaczego…?
Emme spojrzała na Jess. Ta,
również zaniepokojona również nachyliła się nad Chezą. Ta patrzyła na nie przez
chwilę jakby nic nie rozumiejąc, po czym odwróciła wzrok ku oknu.
Emme i Jess popatrzyły po sobie.
-Emmuś, jestem głooodna… - rozległ się zaspany głos za nimi.
Emme odwróciła się.
-Luka…- powiedziała z ulgą na widok rudowłosej.- Obudziłaś
się. Jak dobrze…
Luka podeszła do nich
przecierając oczy rękawem. Po chwili dość mocno rozwarła szczęki, w
obezwładniającym ziewnięciu. Pociągnęła Emme za rękaw.
-Głodna- wymruczała.
Emme spojrzała na Chezę, i znowu
na Lukę.
-Luka, może zjesz coś na mieście?
Oczy rudej lekko rozbłysły.
-Nie wolno mi…
Emme westchnęła-
-Tym razem zrobię wyjątek.
Luka wyraźnie już się rozbudziła.
-Mogę już teraz? Od razu?
Emme skinęła z wahaniem głową.
-Ale –zaznaczyła - weźmiesz ze sobą Chezę, dobrze?
Luka z werwą kiwnęła głową.
Emme sięgnęła do kieszeni i
wyciągnęła banknot. Pomachała nim przed twarzą Luki.
-TEGO będzie pilnować Cheza, jasne?
Luka z niegasnącą energią
pokiwała głową.
Emme westchnęła z rezygnacją.
Podeszła do Chezy.
-Cheza, słyszysz mnie?
Dziewczyna jakby troszeńkę się
ożywiła. Odwróciła twarz w stronę Emme.
-Słyszę.- powiedziała z satysfakcją.
-Pójdziesz z Luką do miasta, dobrze? Na śniadanie.
Rozumiesz?
Dziewczyna skinęła lekko głową.
-Tu- Emme podniosła do jej oczu banknot- tu masz pieniądze,
jasne?
-Yhym.
Gdzie je włożysz tak, żeby ich
nie zgubić?
Blondynka namyśliła się.
Spojrzała na Emme.
-Mam specjalne etui na drobne pieniądze.
Emme przez chwilę czuła się zbita
z tropu. Uśmiechnęła się lekko.
-Masz je przy sobie?
-W torbie.
-Przyniesiesz je?
Cheza wstała i poszła do
pokoju. Kiedy wróciła do saloniku, Luka
już ze zniecierpliwieniem kręciła się przy drzwiach.
Emme spojrzała na dziewczyny.
Westchnęła
-Uważajcie na siebie, dobrze? Żadnego rozmawiania z obcymi,
wchodzenia na jezdnię, ani…
Luka przerwała jej.
-Emmuś, możemy już?
Emme spojrzała na nią jakby z
zaniepokojeniem, po czym uśmiechnęła się leciuteńko, i skinęła głową.
-Idźcie.
Kiedy za dziewczynami zamknęły
się drzwi, Emme stała jeszcze dłuższą chwilę w jednym miejscu. Jess podeszła do
niej i położyła jej rękę na ramieniu .
-Nie martw się, nic im nie będzie.
Emme zmarszczyła czoło
zmartwiona.
-Luki nigdzie nie powinno się puszczać samej. Zwłaszcza
po tym co stało się rano…
Jess zacisnęła rękę na ramieniu
dziewczyny.
-Przestań. Po za tym wiesz, że Dave nie pozwoli żeby
cokolwiek stało się Luce. Zawsze ją lubił.
Emme spojrzała na nią ze złością.
-Właśnie dlatego nie chcę żeby Luka chodziła po mieście
sama. Bo ON tam jest.- powiedziała szorstko. Spojrzała w ziemię.
Czarny szczeniak patrzył na nią
wielkimi oczami. Emme przyklękła przy nim.
-Aria – powiedziała do kota- Idź za nimi dobrze? Nie pozwól
żeby coś im się stało. A jeśli spotkają Dave’ a…- urwała zbierając myśli.
Zamknęła oczy.- Po prostu dopilnuj żeby go nie spotkały.
Aria wpatrywała się w nią
wielkimi oczami, i mogło się wydawać, że szczeniak uśmiecha się. Po tym wybiegł
na czterech czarnych łapkach przez drzwi.
Emme zmarszczyła brwi.
-Mam na dzieję że wrócą szybko…
*
Mike westchnął. Seb spojrzał na
niego z niepokojem. Jake zaśmiał się.
-Tylko sobie nie podetnij żył,
kochasiu.- rzucił.
Mike spojrzał na szatyna z
poirytowaniem.
-Uważaj, bo podetnę tobie…
Jake spojrzał na niego z
uśmiechem.
-Humorek wraca, co?
-Spadaj.
Mike był chłopakiem o dość
nerwowym i wybuchowym charakterze. Przy tym był nieśmiały. Charakter Jake go
wkurzał.
Jake był najstarszy z trzech
chłopaków. I przewagę dwóch lat bezwstydnie wykorzystywał w każdej sytuacji.
Seb spojrzał po kumplach po czym
zrezygnowany opuścił wzrok na ziemię. Wieczne sprzeczki Jake i Mike’ a
wykańczały go psychicznie. Miał tyle rozumu żeby nie wtrącać się pomiędzy nich.
Kiedy ci dwaj kłócili się kto ma pozmywać naczynia, Seb zakasał rękawy i po
prostu zmywał.
Ta. W przypadku takich rzeczy jak
sprzątanie i ogólnie prace domowe, Seb słuchał delikatniejszej strony natury.
Ale kiedy chodziło o to kto będzie oglądać jaki program w telewizji, odzywał
się w nim ten sam nerwus co w Miku. Wyjmował chłopakom kabel z kontaktu,
wyjmował baterię z pilota, a przy tym robił im awanturę po której byli cicho do
końca dnia.
Seb często miał ochotę po prostu
rzucić ich wszystkich gdzieś, i odejść. Ale wiedział że nie mógłby tego zrobić.
Mimo wszystko, Mike był jego bratem bliźniakiem, a Jake pomógł im się jakoś
odnaleźć po ucieczce z tamtego domu. Szkoda tylko że pomagał im w tak
impertynencki sposób.
Gdy, wykorzystując to, że Rosie i
Kity zainteresowały się Jess, wypchnął dwójkę razem z bagażami na zewnątrz, czuł,
że Mike jest strasznie nieszczęśliwy. Seb osobiście również był nieszczęśliwy.
Gdy byli u Emme, to ona brała na głowę całe zajmowanie się nimi.
Gdy pociąg zatrzymał się,
chłopaki wyszły na parking, a tam zobaczyły swojego protektora, każdy pomyślał
o czymś innym. Mike znowu pomyślał o uśmiechu Luki, Seb o powrocie do piekła, a
Jake, przekrzywiwszy głowę , układał już plan jak urozmaicić sobie popołudnie.
Luka szła przed siebie, od czasu
do czasu patrząc w tył na Chezę. Ciekawe swoją drogą, skąd jest ta dziewczyna.
I czy coś potrafi. Jak na razie dostarczyła trochę zabawy. Po za tym musiała
jej pilnować. To ona miała pieniądze.
Nagle zobaczyła to czego szukała.
Piccolo. Nazwa restauracji w której ostatnio była z Emme. Podobało jej się tam.
Stanęła pod drzwiami i spojrzała
wyczekująco na blondynkę. Przekrzywiła głowę z lekkim zniecierpliwieniem.
-Pośpiesz się.- rzuciła.
Blondynka spojrzała na nią lekko nieprzytomnie, po czym przyspieszyła kroku.
Weszły do pomieszczenia. Zaraz za nimi do środka wdreptał czarny szczeniak.
Luka, zauważywszy go,
rozpromieniła się.
-Aria- zaczepiła psa- Też jesteś
głodna?
Kot spojrzał na dziewczynę z
lekkim politowaniem, po czym z godnością
odwróciła się do niej tyłem i położyła się pod jednym ze stołów.
Nie było tu zbyt wiele ludzi.
Właściwie, oprócz personelu były tylko one dwie.
Luka entuzjastycznie zwróciła się
do nie entuzjastycznej kasjerki.
-Dwa razy spaghetti poproszę.
-Dziesiątka.
Luka zwróciła się do Chezy.
-Dziesiątka.
Cheza skinęła głową i sięgnęła do
kieszeni. Potem do drugiej kieszeni. Spojrzała na Luke.
-Chyba nie mam.
Kasjerka wskazała drzwi.
-Wyjazd- warknęła.
-Nie proszę pani.- uprzejmie zaczęła Luka- To jest wyjście,
nie wyjazd.
Kasjerka spojrzała na nią
wściekle.
-Pyskujesz smarkulo? Wynocha .- syknęła.- A następnym razem jak
was tu zobaczę to..
-To co, proszę pani?- odezwał się niski głos za plecami
dziewczyn. Obie odwróciły się. Luce rozbłysły oczy.
-Dave! Co tam?
Chłopak spojrzał na nią z
uśmiechem.
-A, nie narzekam. A co u ciebie, wiewióreczko?
Luka uśmiechnęła się szerzej.
-Też dobrze.
Dave wskazał dziewczyną, że mają
usiąść, i spojrzał na kasjerkę.
-Przepraszam, przerwałem pani.- powiedział z lekkością w
której dało się wychwycić nutkę groźby.- Co chciała pani powiedzieć?
Kasjerka zarumieniła się,
otworzyła usta, zamknęła je, uczyniła nieokreślony ruch ręką, i zarumieniła się
jeszcze mocniej.
Dave nachylił się nad ladą, tak
że odległość pomiędzy twarzą jego a kasjerki mogła zostać określona jako
niepokojąca. Kasjerka niespokojnie poruszyła się. Chłopak przez chwilę patrzył
na nią bez ruchu, po czym odezwał się, głębokim, niskim głosem.
-Co chciałaś powiedzieć, skarbie?
Dziewczyna znieruchomiała i
patrzyła w jego oczy jak zahipnotyzowana. Przełknęła ślinę.
-Ja… Nic nie chciałam powiedzieć.
Chłopak jeszcze bardziej przybliżył
swoją twarz do jej twarzy.
-Na pewno?- mruknął, chwytając ją lekko pod brodę.
-Tak…- dziewczyna zadrżała.- Na pewno…
Dave przejechał nosem po jej
policzku, po czym przybliżył usta do jej ucha.
- Na twoim miejscu- szepnął, a potem powoli mówił coraz
głośniej.- Nie byłbym taki nie miły w stosunku do swoich klientów. Czy to dla
ciebie jasne?
Kasjerka kilka razy skinęła
głową.
Dave puścił jej brodę i
odepchnąwszy się od lady powrócił na
cywilizowane miejsce przyjmowania klientów.
-Cztery razy spaghetti,
poproszę.- powiedział miękko, po czym jego twarz przybrała wyniosły wyraz nie
znoszący sprzeciwu.- Tylko szybko, skarbie.
Kasjerka ruszyła z podwójną
energią.
Dave popatrzył jeszcze chwilę, po
czym przysiadł się do dziewcząt przy stole. Gdy usiadł zauważył kota leżącego
pod ławką i wpatrującego się w niego z uwagą.
-Aria.- uśmiechnął się złośliwie- Przysiądziesz się, czy też
idziesz napyskować swojej pani, że stawiam jej podopiecznym jedzenie?
Aria wpatrywała się w niego
jeszcze przez chwilę bez ruchu, po czym podniosła się na cztery łapy,
przeciągnęła, wyszła spod stołu…
W chwilę później na miejscu gdzie
jeszcze przed chwilą stał kot, stała (na dwóch nogach) czarnowłosa dziewczyna.
Emanowało od niej poczuciem wyższości i pewnością siebie.
-To zależy od ciebie, Dave.- powiedziała cichym, zimnym
głosem patrząc chłopakowi w oczy.
Dave prychnął.
-Nie powinnaś być bardziej lojalna swojej ‘pani’?
Dziewczyna uśmiechnęła się
przekrzywiając głowę.
-Próbujesz zmienić temat?
Dave spojrzał na nią z ledwo
widoczną niechęcią.
Dziewczynie lekko zabłysły oczy.
Podeszła do chłopaka, i nachyliła się nad jego uchem.
-Ona uważa że cię nienawidzi, a ja nie mam zamiaru jej
przekonywać do tego żeby zmieniła zdanie.- przytuliła policzek do jego
głowy.- Nie rozumiem dlaczego nadal
uważasz że wam się ułoży. Po za tym… -zniżyła głos- co takiego ona ma, czego
nie mam ja, co?
-Na pewno nie umiesz obejść się smakiem.
Dziewczyna roześmiała się.
-O to chodzi?- ugryzła go lekko w ucho.- kręcą cię
dziewczyny, które mają cię głęboko gdzieś?
Dave bez słowa wstał, wytarł usta
serwetką, spojrzał na Chezę i Lukę, uśmiechnął się do nich przepraszająco,
sięgnął pod czarną kamizelkę…
W następnej chwili Aria odbiła
się od przeciwległej ściany i ciężko upadłą na podłogę.
Cheza spojrzała na chłopaka zaskoczona.
Dave trzymał w dłoniach cudo używane przez xv
wiecznych japońskich ninja jako broń- nunchako. Dwie metalowe pałki połączone
krótkim łańcuchem.
Dave schylił się do Arii, chwycił
ją za koszulkę i przyciągnął dziewczynę do siebie. Spojrzał jej prosto w twarz.
-Spróbuj się do mnie przystawiać jeszcze raz…- pogładził ją
po policzku- to ta twoja twarzyczka już taka śliczna nie będzie.
Puścił ją, odwrócił się do drzwi
i wyszedł.
Wybiegłam za nim.
-Dave.- chwyciłam go za rękaw. Usłyszałam. Jego myśli były wściekłe
i pełne żalu.
-Nie martw się.- powiedziałam do niego. Spojrzał na mnie ze
zdziwieniem, po czym uśmiechnął się. Jego myśli troszeńkę się uspokoiły.
Przekrzywił głowę.
-Chcesz się ze mną przejść?
Uśmiechnęłam się. Skinęłam głową.
Dave uśmiechnął się szerzej, po czym szarmancko podał mi ramię.
Szliśmy nic nie mówiąc.
Przysłuchiwałam się jego myślom. Szukałam… pewnej rzeczy. W końcu spojrzałam na
niego ze zniecierpliwieniem.
-Dave?- spojrzał na mnie.- Nie słyszę dlaczego Emme jest na
ciebie zła.
Chłopak patrzył na mnie przez
chwilę skupieniu. Nagle go olśniło.
-Ty… słyszysz moje myśli?
-Dlaczego miałabym nie słyszeć?
Spojrzał na mnie ze zdziwieniem,
po czym roześmiał się lekko.
-Widać że nie zdajesz sobie do końca sprawy z niezwykłości
tej umiejętności.
-Niezwykłości…?
-no wiesz, ja na przykład nie słyszę twoich myśli. I w sumie
oprócz ciebie nie znam nikogo kto by to potrafił.
Spojrzałam na niego ze
zdziwieniem.
-Naprawdę?
Roześmiał się znowu. Spojrzał na
mnie w zamyśleniu.
-Pokażę ci coś.
Odsunął się lekko, uniósł ręce na
wysokość głowy i pomachał palcami.
-Tu mam ręce, widzisz?
Skinęłam głową. Nagle poczułam
jak coś łaskocze mnie po ręce. Spojrzałam na nią zaintrygowana. Uśmiechnęłam
się lekko. Łaskotki :P.
Spojrzałam na Dave’ a. Stał w identycznej
pozycji.
-Tu mam ręce.- powiedział z miną niewiniątka. Spojrzałam
jeszcze raz na moją rękę i potarłam ją zaciekawiona.
-Dave podszedł do mnie.
-A teraz pokaże ci jeszcze coś.- pociągnął mnie za rękę w
stronę ulicy. Dłonią wskazał lampiony rozwieszone nad wejściem do chińskiej
restauracji po drugiej stronie ulicy.
-Widzisz je? –spytał. Skinęłam głową. – Są zgaszone. Nie
swiecą się.- ponownie skinęłam głową. Faktycznie nie świeciły się.
-Teraz spójrz na ten czerwony lampion pośrodku.- Odszukałam go
wzrokiem – Widzisz?- po raz trzeci skinęłam głową.
Nagle wnętrze lampionu
rozświetliło się. Po chwili buchnęło i
wśród iskier światło w lampionie zgasło.
-Wybuchło- stwierdziłam cicho.
-Wybuchło.- potwierdził Dave jakby z lekką satysfakcją.
Spojrzałam na niego.
Nagle w jednej chwili, w ciągu
sekundy, wokół jego ciała zatańczyło miliony iskierek. Włosy na chwilę stanęły mu dęba. Spojrzał na
mnie z uśmiechem. Zakręcił w miejscu o 180 stopni, i ruszył przed siebie.
Stałam chwilę patrząc za nim, po
czym podbiegłam do niego.
Spojrzał na mnie z szerokim
uśmiechem samozadowolenia.
-Tak też potrafi niewiele osób.
Patrzyłam na niego zafascynowana.
-Jesteśmy czymś w rodzaju… super bohaterów?- spytałam. Prychnął
śmiechem. Lekko popukał palcem w moje czoło.
-Za dużo komiksów. I telewizji.- westchnął.- Nie określiłbym
nas mianem ‘super bohaterów’.- ostatnie dwa słowa wypowiedział z lekką
wzgardą.-Spojrzał na mnie w zadumie.- Napotkałaś ostatnio na kogoś kto…-zawahał
się- też jest…takim ‘super bohaterem’? Jak my?
Zastanowiłam się.
-Inaczej- odetchnął zbierając myśli.- Zdarzyło się coś…Od
wczorajszego dnia…Coś co określiłabyś jako… coś niezwykłego?
Pomyślałam o gadającej czaszce z
koszulki Seb’ a. Potem o dziwnym zachowaniu Luki. A potem… zastanowiła mnie
pewna sytuacja…
Powiedziałam o Sebie i Luce. -To
z Luką to … inna sprawa. – zastanowił się- Kiedy indziej ci to wyjaśnię. A to z
tą czaszką… -zamyślił się.
Ponownie skupiłam się nad męczącą
mnie sytuacja. To było wtedy, przy fontannie. Olśniło mnie.
-Ta woda nie miała prawa zalać
Mike’ a…- powiedziałam cicho.
Dave wyrwał się z zamyślenia.
Spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem.
-Dobrze. A kto tam jeszcze był.
Zastanowiłam się.
-Luka. I Sebcio. Mike… -olśniło
mnie- i Jake. To o niego nam chodzi?
Dave z uśmiechem pokiwał głową.
-A Emme?
Zamyśliłam się.
-Nie…- powiedziałam z wahaniem-
ona chyba nic niezwykłego nie zrobiła…
Dave znowu lekko się zamyślił.
-W sumie racja, po Emme raczej
tego nie widać na co dzień…- pokręcił głową. Spojrzał na mnie ponownie-
Powiedz, Cheza, jaka jest data twoich urodzin?
Przekrzywiłam głowę z
zaciekawieniem.
-21 kwietnia. A co?
-Wiesz co oznacza ten dzień w
astronomii?
Zastanowiłam się.
-Pierwszy dzień wiosny?
Skinął głową z uśmiechem.
-Emme urodziła się 22 grudnia,
pierwszy dzień zimy. Jake- 23 sierpnia, czyli pierwszy dzień panowania Panny.
Znaku zodiaku.- Uśmiechnął się szerzej.- A ja urodziłam się 22 czerwca.
Pierwszy dzień Znaku Raka.
Pokiwałam w zamyśleniu głową.
-I wszyscy potrafimy coś
niezwykłego.
Spojrzałam na niego.
-Czy to ma coś wspólnego z tym
znakiem?- zatoczyłam kółko na koszulce w miejscu odzwierciedlającym położenie
czarno- białego kółka.
Dave skinął głową. Odchylił prawą
stronę kamizelki. Na prawej piersi widniało czarno- białe kółko. Przyjrzałam mu
się bliżej. Po obu stronach kółka wystawało po jednym rakowym szczypcu.
Odsunęłam się w zamyśleniu.
-Ale co takiego umie Emme?
-Emme widzi.
-Widzi?
-Na tej podobnej zasadzie na
jakiej ty słyszysz. Ma wyostrzony zmysł wzroku.
-Ale przecież ona ma jedno oko
ciągle zasłonięte!
W tej chwili Dave lekko zesztywniał.
Nachylił się do mnie, i chwycił
mnie za rękę.
-Lepiej będzie jak już stąd
pójdziemy.- szepnął. Rozejrzałam się. Zobaczyłam ją.
Mercy nie zauważyła nas.
Dave
już nic nie mówiąc zaprowadził mnie pod dom Emme.
-A, Cheza.- spojrzał w stronę domu i podrapał się lekko po
głowie.- Wiesz, lepiej będzie, jeśli w ogóle nie wspomnisz Emme o naszym
spotkaniu.
Przekrzywiłam głowę.
-A Luka i Aria?
Uśmiechnął się i mrugnął do mnie.
-Dla Luki spotkanie ze mną to coś tak zwyczajnego, że nawet
nie warto o tym wspominać. A Aria…- Jego twarz skrzywiła się nieco- Przemilczy
nasze spotkanie. Emme by jej dała popalić gdyby się dowiedziała, że się do mnie
przystawiała.- westchnął i uśmiechnął się do domu.- Emme jest taką straszną
zazdrośnicą…
Przekrzywiłam głowę. Chyba go
polubiłam.
*
Uchyliłam drzwi stanęłam w nich. Emme stała przy oknie, zakrytą stroną twarzy
do mnie. Westchnęła. W ręku trzymała coś płaskiego. Jakby zdjęcie….
Nagle od tyłu coś mnie popchnęło.
Wleciałam do środka i upadłam brzuchem na podłogę. Coś ciężkiego na mnie spadło.
Emme drgnęła i odwróciła się gwałtownie. Spojrzała
na mnie i to coś ciężkiego. Szybko wsunęła to… jakby zdjęcie do tylnej kieszeni
spodni. Westchnęła i uśmiechnęła się lekko.
-Luka, zejdź z Chezy. Cheza, nie czyść podłogi, dobrze? A
następnym razem wlatujcie do domu… ostrożniej. Jeszcze sobie coś zrobicie…
Luka wstała.
-Co tam masz Emme?
Ona też zauważyła zdjęcie.
Emme udała że o niczym nie wie.
-Nic. Chcecie coś do picia?
Wyraźnie chciała nas przekupić!
Ale w sumie nie miałam nic przeciwko czemuś dobremu do
picia. Luka też nie.
~~*~~
No comments:
Post a Comment