17.11.13

Rytm, którym bije serce.

Dział: The piano has been drinking.
Numer rozdziału:1
Gatunek: Yaoi
     



Wypalam ostatniego papierosa w ostatnie dzisiaj na ostatnim koncercie przy ostatnim piwie w ostatnim życiu. 



~~*~~



        Zająwszy miejsce przy ostatnim stoliku w jazz clubie pociągam lekko za kotarę wiszącą po mojej lewej stronie i spoglądam ku scenie. Obraz jest lekko zamazany, widzę jak przez mgłę. Mrużę oczy i dostrzegam to. Patrzę uważniej, skupiam się i koncentruję tylko na tym. Moje powieki osuwają się równie bezwładnie jak moje ciało. Czuję to. Otacza mnie zewsząd i nie pozwala się uwolnić. Właściwie... Nie więzi mnie. Bardziej faktycznie uwalnia od wszelkich trosk, problemów. Uzależnia. Jednocześnie zabija i podtrzymuje przy życiu. Chyba zaczynam filozofować. To paradoks nieposiadający rozwiązania, paradoks, którego zrozumienie zależy od indywidualnej perspektywy. Popadam w obsesję? Bardziej obawiam się tego, że, mimo że zdaję sobie sprawę z współczynnika patologii mojego umysłu na punkcie tego, absolutnie mi to nie przeszkadza. 



~~*~~



- Wiesz, Keith... To paranoja. - rzucił kiedyś, odwracając niespodziewanie wzrok od czytanej właśnie książki. Zdziwiło mnie to. Zawsze, kiedy czytał, pogrążał się w lekturze, kompletnie zapominając o bożym świecie. Wtedy nic nie było w stanie wyciągnąć go z tego stanu umysłowego. Teraz jednoznacznie wskazał na to, że ta myśl zaprzątała mu głowę od kilku ostatnich stronic. - To nie tak, że głupi pogląd może nas poróżnić, ale... Po prostu nie potrafię cię zrozumieć. 
        Rick od zawsze uważał, że nasze charaktery są niczym ogień i woda. Nie posiadaliśmy ani cech wspólnych, ani podobnych poglądów politycznych, ani zbliżonego spojrzenia na świat. Łączyła nas silna miłość, mimo że co noc zdradzaliśmy siebie nawzajem umawiając się na randkę z muzyką i robiąc naprawdę nieprzyzwoite rzeczy z fortepianem. 
- Który pogląd masz na myśli? - zapytałem, chamsko kładąc nogi na stół obok jego herbaty. Szczerze mówiąc zauważyłem, że to trwa już dłuższy czas i domyślałem się, jak to wszystko się zakończy. Starałem się więc wszystko mu ułatwić. 
- Tak długo walczyłeś o to, by świat cię zauważył, by ludzie słuchali twojej muzyki, a teraz tak po prostu...
- Masz zamiar zrobić mi awanturę tylko dlatego, że nie lubisz jazzu? - prychnąłem. - Skoro szanuję to, że pastwisz się nad swoją kreatywnością i zabijasz ją tylko po to, by odtworzyć dzieło dokładnie tak, jak było wykonywane dwieście lat temu, szanuj też rytm, którym bije moje serce. 
- Kiedyś powiedziałeś, że muzyka przypomina nieco miłość. Najpierw uczysz się zasad i reguł, potem wykonujesz to wszystko z użyciem serca. 
- Uważasz, że jest tak tylko w przypadku muzyki klasycznej?
- Muzyka klasyczna... ona...
- Sprawiła, że znienawidziłem słowa "idealnie" i "perfekcyjnie", że mój umysł dążył ku autodestrukcji i nadal, po dzień dzisiejszy, na myśl o Bachu podchodzi mi bigos z komunii. 



~~*~~



       Trzecia nad ranem, słodka melancholia nocy, głaz na sercu i zapach wilgoci. Obracam głowę lekko w lewo, by móc spojrzeć na oświetloną przez światło księżyca twarz Ricka. Leży i śpi tak bezbronnie i naiwnie wtulony w moje ramiona, jakby ulegając mi i oddając się w całości. Z muzyką było identycznie. 
        Nie wiem w zasadzie, co mi odbiło. Nastąpiło właściwie z dnia na dzień. Pod wpływem chwili, natchnienia, czegokolwiek, powiedziałem po prostu "chcę grać jazz" i od tego momentu całkowicie porzuciłem w ciemnym zakamarku ulicy biednego rozchorowanego Beethovena, zgubiłem Chopina w drodze powrotnej z pracy, Mozart właściwie sam gdzieś spierdolił, ale nie miałem mu za złe. Jedynie Rachmaninov siedział obok na sofie i wgapiał się we mnie wzrokiem mordercy. To pewnie wina akordów sekstowych... 
- Rachu, nie patrz tak na mnie, ok? - zapytałem go kiedyś. Nie mogłem już wytrzymać, kiedy patrzył na mnie w taki sposób. - Jak możesz, Rachu. 
        Rach jednak nie miał najmniejszego zamiaru odpowiadać. Siedział tak wcześniej, lekko uwalony whiskey, tnąc mnie ostrzem riposty w spojrzeniu. 
- Może jednak jest coś, co chcesz mi powiedzieć? - spytałem z błagalnym wzrokiem. Rach odchrząknął. Czekałem tylko na odpowiedni moment, aż w końcu zrobił dokładnie to, czego oczekiwałem. 



~~*~~



6 comments:

  1. Singelee chyba nigdy mnie nie lubił -.-
    Posiłek, jebie Ci na dekiel ;D
    Me gusta & oby tak dalej ;*
    CHJ

    ReplyDelete
  2. Nie wiem, co mam napisać. Może banalnym stwierdzeniem będzie, że tekst jest świetny. Wciąga już od pierwszej linijki. Właściwie to chyba nigdy nie czytałam tak dobrego opowiadania, a w każdym razie pierwszego rozdziału. Podoba mi się Twój bogaty zasób słownictwa. Pięknie opisy, szczególnie spodobał mi się ostatni, trzeci fragment. Boski :D

    ReplyDelete
  3. Bardzo mi się podoba. Tak, że nie mam siły wyszukiwać twoich błędów. Początek wciąga, a dalsza część nie rozwiewa aury tajemnicy, która krąży nad opowiadaniem. Trochę szkoda, że jest podzielony na takie cząstki, ale ma w sobie to coś. Jestem uradowana z ilości opisów i oczywiście jakości. Gratuluję!
    -Słoń Jeży

    ReplyDelete
  4. Cholernie spodobało mi się porównanie o miłości.
    A to o Bachu i bigosie - wymiata. Jesteś miszczem. Na wieki wieków. Amen.✝✞✝

    ReplyDelete
  5. This comment has been removed by the author.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Zastanawiam się od jak dawna piszesz.Robisz to wyśmienicie,więc odrobina doświadczenia jest potrzebna... Po raz pierwszy zetknęłam się z yaoi.Po raz pierwszy,ale z pewnością nie ostatni.Opowiadanie ma swój własny klimat,nie jest nudne i błahe.Po prostu genialne. :)

      Delete