14.7.13

PROLOG

Dział: Axl x Izzy
Numer rozdziału: 1
Gatunek: Yaoi

Teksty z rozdziałów Izzy x Axl zawierają dokładne cytaty bohaterów tytułowych oraz są oparte na biografii zespołu Guns n' Roses - "Patrząc jak krwawisz" autorstwa Stephena Davisa. 



        Wszystko zaczęło się, gdy mój ojczym, Stephen Bailey, począł wpajać mi zasady Pentekostalizmu, religii, której był wyznawcą. Całkowite zanurzenie tego kolesia w doktrynie purytańskiej zabraniało mi nie tylko picia alkoholu i słuchania muzyki rock'n'rollowej, ale także większości innych przyjemności. Chodziliśmy do wiejskiego kościoła, oddalonego około 8 mil od Lafayette od trzech do sześciu razy tygodniowo. W domu nie było odtwarzacza płyt, a radia można było słuchać jedynie w niedzielne popołudnia. Ponadto byłem zmuszony do chodzenia do szkoły w wykrochmalonych białych koszulach zapinanych pod samą szyję, czarnych poliestrowych spodniach, białych skarpetkach i czarnych butach. Byłem wyrzutkiem, totalnie pierdolniętym małym kujonem. Jak mogłem być inny, skoro zmuszali mnie do chodzenia w tym kretyńskim ubraniu i ostrzygli jak od rondla. No i do tego religia. Wygrywanie konkursów opierających się na znajomości Biblii odbywających się na targu przykościelnym wcale nie było cool. Jeżeli tylko próbowałem na swój sposób zasmakować wolności, jak choćby zapuścić włosy czy podpieprzyć papierosa, kara chłosty spadała na mnie, nim się obejrzałem. 
        Chwilą, w której odkryłem swe prawdziwe powołanie, był moment z '74, miałem wtedy 12 lat. Słuchałem w ukryciu piosenek z małego radia. Numerem jeden był singiel "I'm not in love" autorstwa 10cc. Inspirował mnie. Potem przeszło jeszcze przez kilka numerów, jak na przykład "Benny and the Jets" z płyty Goodbye Yellow Brick Road Eltona Johna. Wtedy zdecydowałem, że muszę zagrać przed większą publicznością piosenkę, z której jestem dumny. "Benny" sprawił, że zacząłem pożądać sceny. 
        Nadszedł czas, gdy zmuszanie mnie do dziwnych, kurewskich rzeczy i ograniczanie wolności zaprowadziło mnie na drogę buntu przeciw rodzicom, porządkowi społecznemu i szkole. Nastał rok '76, czasy, w których górowało Frampton Comes Alive i nowy skład Fleetwood Mac. Scenę reprezentowała też Stevie Nicks czy The Eagles. Mniej więcej w tym okresie poznałem kolesia, który chwilę po rozstaniu rodziców przeniósł się do Lafayette. Miał zestaw perkusyjny, jeździł na desce i miał długie włosy. Nazywał się Jeffrey Isbell. 
        Dla niego Alice Cooper i Zeppelin byli fajni, ale jako bogów traktował The Rolling Stones, starał się więc upodobnić do Keitha Richardsa lub jego amerykańskiego odpowiednika, Joe Perry'ego z Aerosmith. Kochaliśmy Aerosmith. Fascynacja rockiem przyciągnęła do siebie dwa odmienne charaktery: podczas gy ja byłem w gorącej wodzie kąpany i niecierpliwy, Jeff uchodził za spokojnego, zachowawczego i sarkastycznego oraz cechował się żelazną determinacją i wrodzoną pewnością siebie. 
        Przez całą szkołę średnią graliśmy razem z zespołach garażowych. Początkowo Jeff na perkusji, ja na wokalu i pianinie, potem nieco inaczej: Jeff śpiewał, ja grałem na basie. Zdarzało się też, że Jeff brał bas, a śpiewałem znów ja. 
        Po jakimś czasie Jeff postanowił wyjechać do Los Angeles z chęcią dołączenia do jakiegoś zespołu. Zapakował się w starego Chevy Impala i zniknął. Miałem ochotę pójść w jego ślady, jednak rodzina naciskała, żebym ukończył szkołę średnią i poszedł do college'u. Gliny molestowały mnie przy tym psychicznie i próbowały ubezwłasnowolnić w byle powodu. Postanowiłem wyjechać z miasta. 
        W '79 zdecydowałem, że pojadę autostopem do LA i odnajdę Jeffa, późniejszego Izzy'ego. Była to najdłuższa, a zarazem najtrudniejsza podróż w moim życiu. Mimo wszystko - z rudymi włosami i w kowbojkach - dotarłem do LA. Nigdy wcześniej nie byłem w tak wielkim mieście. Czarnoskórzy podchodzili do mnie, próbując mnie namówić do kupna jointa. Zobaczyłem gdzieś wielkiego kolesia z nożem, który zabierał boomboxa od jednego z Chińczyków. Na chodniku roiło się od dziwek, żebraków i dealerów. 
        Szukałem Izzy'ego przez tydzień. Gdy skończyły mi się pieniądze odpuściłem i wróciłem stopem do Lafayette. Mimo to rok później wznowiłem poszukiwania. Pojechałem do Los Angeles i w kwietniową deszczową niedzielę wielkanocną, przemoknięty, ze swoim przemoczonym plecakiem, zapukałem do drzwi malutkiego mieszkanka, po czym rzuciłem z uśmiechem: 
- Cholera, Izzy. Szukałem cię cały pieprzony miesiąc, chłopie!



~~*~~



1 comment:

  1. Chodziłaś może do szkoły muzycznej?
    w mojej klasie jest parę takich osób, ale nawet one nie są w stanie tak wymieniać kto kiedy był popularny, czy na topie. A interesuje je ten sam nurt muzyczny.
    Twoje końcówki, są chyba najlepsze, bo zawsze strzelisz coś niespodziewanego lub irracjonalnego. Powala mnie szczerość bohaterów.

    ReplyDelete