6.2.16

Na jaja mojej matki!

Dział: Jak najdzie ochota, to i pies kota wyłomota.
 Numer rozdziału: 4
 Gatunek: Yaoi.



Nie wiem jeszcze, czy wracam. Może i ta, ale posty może będą rzadziej. Cholera wie.
______________________________________

                    A kiedy obudziłem się niedzielnego poranka, zszokowany, że opuszczam krainę Morfeusza tak wcześnie mimo wolnego dnia, spotkałem się z nie lada zaskoczeniem. Przetarłem powieki i przeciągnąłem się. W powietrzu unosiła się przyjemna woń. Nie był to zapach smażonego bekonu, choć byłem głodny, nie był to także aromat świeżego eteru po burzy, który uwielbiałem. Wyczułem coś, co nie do końca byłem w stanie zidentyfikować, jednak sprawiało, że wewnątrz czułem się lepiej sam ze sobą. Miałem całkiem niezły węch jak na palacza, lepiej - był na tyle wyostrzony, że aromaterapia była zdecydowanie najlepszym zabiegiem, jaki mógłbym sobie zafundować. Ale nie to mnie tak zaskoczyło. Zdziwił mnie fakt, że mieszkanie było zupełnie puste. 
                    Po dokładniejszym rozejrzeniu się zorientowałem się, iż drzwi są już otwarte. Czy to oznaczało, że był tu Wasyl? Czy Will nie obawiał się, że jego przyjaciel nas nakryje? A może właśnie dlatego wyszedł, może chciał mnie po prostu ukryć przed Wasylem? Ale czy fakt, że zostawił otwarte drzwi, nie był niepokojący dla Rosjanina? W sumie to Rusek, cholera go wie. Mimo wszystko postanowiłem zadzwonić do Willa. Nie odbierał. Przegryzłem wargę. Może za bardzo się zamartwiałem. Nie znałem go wówczas na tyle dobrze, by wiedzieć, jak postąpi w danej sytuacji. Napisałem mu wiadomość, ale również nie uraczył mnie odpowiedzią. Nie do końca byłem przekonany co do tego, jak powinienem interpretować jego zachowanie. Wydawało mi się, że tłumaczę to sobie wszystko na siłę. Ale czy warto było ufać swojej intuicji? Mimo wszystko nie miałem ochoty siedzieć dłużej samotnie w jego prywatnym mieszkaniu, więc dałem mu znać, że sobie idę, po czym zdecydowałem się wrócić do siebie. 
                    Miasto tętniło życiem, a ja za wszelką cenę chciałem poczuć ten entuzjastyczny klimat. Każda ławka w parku, przez który przechodziłem, zajęta była przez nastoletnią parkę, a na trawie, na rozłożonym kocu, siedziała wielodzietna rodzinka. Dzieciaki zdawały się być kompletnie niesforne, a mimo to dało się odczuć wyraźnie ciepłą atmosferę i silne więzi, jakie ich łączyły. Wbrew pozorom nie czułem się samotny. Cieszyłem się szczęściem otaczających mnie obcych ludzi. Szedłem przed siebie z uśmiechem wręcz wymalowanym na twarzy. Nie miałem ochoty się z tym rozstawać, odechciało mi się wówczas wracać do domu i spędzać wieczoru samotnie. Nie miałem jednak zbyt wielu znajomych, z którymi mogłem się spotkać. W rezultacie nogi zaprowadziły mnie do pracy, choć miałem wolny dzień. 
— Spadasz mi z nieba, stary! — Usłyszałem po wejściu.
                     Jak się okazało, tym razem kumpel, który ostatnio zafundował mi wolny dzień, potrzebował kogoś, kto go wyręczy. A ja poczułem się jeszcze lepiej, mogąc poprawić komuś humor. Szybko przebrałem się w strój roboczy, a przyjaciel poklepał mnie po plecach i obiecał flaszkę. Uśmiechnąłem się szeroko i życzyłem powodzenia. Chyba miał spotkanie z przyszłą teściową. Nie brzmiało to szczególnie wesoło, ale zdecydowanie było to zadanie, od którego lepiej było nie uciekać. Wyglądał na okropnie zestresowanego. Wybiegł z knajpy, aż się za nim kurzyło. Ja zaś stanąłem za barem. I wtedy zauważyłem... Wasyla. 
— Dzięki za portfel, koleś! — krzyknął, gdy tylko mnie zobaczył. — Zobacz, Kate, ten facet to świetny człowiek. Zostawiłem tu ostatnio portfel, a on pofatygował się i przywiózł mi go osobiście, kiedy leżałem pijany w trzy dupy na dywanie mojego kumpla!
                    Uśmiechnąłem się krzywo. Byłem jednak pewien, że któregoś dnia Wasyl wyrwie kobitę na swoją bezkompromisową szczerość. Tym razem przystawiał się do wysokiej blondynki, którą widziałem tu pierwszy raz. Miała niedbale związane włosy i pociągłą twarz, ale była naprawdę ładna. Chociaż z oczu jej się źle patrzyło. 
— I wtedy zapytała mnie, czy wolę dziewczyny z długimi nogami, czy z drobnymi — mówił do niej. — Powiedziałem, że z drobnymi, bo zawsze mogą pożyczyć na piwo.
                    Opanował mnie lekki stres, kiedy sobie coś uświadomiłem. Wasyl nie mógł przecież przyjść tu sam. Gdzieś tu musiał kręcić się Will. A ja poczułem, że nie mam ochoty go widzieć. O co mi, do chuja pana, chodziło? Dlaczego nie chciałem zobaczyć się z człowiekiem, którego kocham? Nie potrafiłem zrozumieć swoich uczuć. Rozglądałem się wokół, ale nie mogłem go nigdzie dostrzec. Uznałem, iż musiał wyjść do toalety czy coś takiego. Stałem sztywno za barem i drżącymi rękoma obsługiwałem klientów. 
— Więc jak, Kate? — jęczał Rusek. — Może skoczymy gdzieś jutro po robocie?
— Z tobą to chyba tylko z mostu — odparła. 
— Na jaja mojej matki! — wykrzyknął Wasyl. — Przesiąkasz złym charakterem swojego faceta. Aż dziwne, zawsze zwraca się do ciebie "kotku", tym swoim miłym, romantycznym tonem...
— Bo koty, w przeciwieństwie do ludzi, liżą dupę tylko sobie — syknęła. 
— Życie mogłoby być proste, gdyby ludzie byli chomikami... — westchnął. — Mówiłem ci już, że świetny ze mnie kucharz? Dzisiejszego ranka poczułem nieodpartą chęć na coś niecodziennego. Tyle lat nieświadomości i pustki... Teraz już wiem, jak smakuje twaróg z ketchupem. Smakuje jak szczęście.
                     Wasyl skinął do mnie ręką, bym podał mu jeszcze pół litra wódki. Kobieta nie była ani trochę zdziwiona jego zachowaniem. Musiała skądś go znać. Tylko dlaczego przyszła z nim do knajpy? Nie wyglądało na to, by choć minimalnie za nim przepadała. 
— Dumne nazwisko Todorovskij zostało zbudowane na filozofii kłamstwa. No dobra, kłamstwa, posiadania pieniędzy i może wódki — mówił sam do siebie. — Kłamstwo, posiadanie pieniędzy i wódka. Jedyny fakt, który odróżnia nas od Anglików to to, że wy macie pieniądze. 
— Jesteś skończonym idiotą — wycedziła przez zęby. — Nie mogę wytrzymać w twoim towarzystwie. Wszystko, co mówisz, jest żenujące. Muszę porozmawiać z...
— Więc uważasz, że jestem ofiarą? — spytał Wasyl, unosząc ton głosu. Moje ciało przeszedł dreszcz. — Tylko dlatego, że mam śmierdzącą pracę, której nienawidzę, byłe kobiety, które mnie nie szanują, kraj, który przeklina dzień, w którym przeprowadziłem się do niego z ojczystej Rosji? Cóż, dla ciebie może to oznaczać, że jestem ofiarą, ale coś ci powiem. Kiedy budzę się każdego ranka, to wiem, że nic się nie polepszy póki się znów nie położę. Więc wstaję, wypijam rozwodnione tanie wino i zjadam zamrożone warzywa po włosku, wsiadam do mojego samochodu, który nie ma tapicerki ani paliwa, ale ma osiem rat do spłacenia, i walczę z korkami tylko po to, by mieć zaszczyt uśmiechnąć się w barze do jednej z takich kobiet jak ty. Nigdy nie zagram w futbol tak, jak myślałem że zagram, nigdy nie dotknę pięknej kobity i nigdy więcej nie zaznam radości jechania samochodem bez torby na głowie. Ale nie jestem ofiarą. Ponieważ mimo tego wszystkiego ja i każdy inny facet, który nigdy nie będzie tym, kim chciał być, wciąż gdzieś tam jesteśmy, będąc tymi, kim nie chcemy być, czterdzieści godzin tygodniowo, przez całe życie. I fakt, że nie włożyłem sobie pistoletu do ust, ty kobiecy puddingu, czyni ze mnie zwycięzcę!
                      Otworzyłem ze zdziwienia oczy. Blondynka odpowiedziała, że idzie do swojego faceta, jak gdyby nie słuchała wywodu Rosjanina ani przez chwilę. Obok Wasyla zasiadła młoda dziewczyna prosząca mnie o bourbon. Spełniłem jej życzenie, a Wasyl rzucił jej zalotne spojrzenie i wszystko wróciło do normy. 
— Przepraszam, czy pan żyje? — zapytała, widząc martwy wzrok Rosjanina utkwiony w jej biuście.
— Nie, umarłem — odparł. — I znalazłem się w Alpach. 
— Pije pan dużo wódki — odparła z uśmiechem. — Nie boi się pan o zdrowie?
— Fakt, w dawnych czasach chłopi żyli dłużej — powiedział. — Ale to dlatego, że orali sami, a nie traktory. 
                        Zrozumiałem wówczas, dlaczego Will tak bardzo ganił przyjaciela za brak poprawnej angielszczyzny. Dziewczyna jednak zaśmiała się, jak gdyby uznała jego pomyłkę za słodką. O cholera, słodki Wasyl? Czy nie był to oksymoron? Kto mógłby wpaść na coś tak odrażającego?
— Jest pani czymś strasznie zatroskana, mylę się? — spytał, znów rzucając jej dość jednoznaczne spojrzenie. 
                      Spuściła wzrok. Po chwili powiedziała mu coś, czego się nie spodziewałem. Z jej opowieści wynikało, że przyszła tu spotkać się z facetem, który niezmiernie jej się podobał. A jej matka postanowiła jej potowarzyszyć, by nic złego jej się nie stało. W rezultacie chłoptaś speniał i się nie pojawił, mamuśka zaś towarzyszyła jej przy każdym kroku. Teraz cieszyła się chwilą samotności, gdyż mamcia wyszła akurat na większą kupę. Jednak gdy tylko wróciła, wszyscy zauważyli jej obecność. Poza Wasylem oczywiście. Nie miałem nic do otyłych, ale w tym przypadku przechodziło to wszelkie normy. Kobieta stanęła nad nim i z wściekłością zaczęła gapić się na jego nieudolne podrywy.
— Przepraszam, czy ja jestem niewidzialna? — spytała chamskim tonem.
                     Wasyl obrócił się na krześle i zmierzył ją wzrokiem. Zmarszczył czoło i podrapał się po głowie.
— Chyba z Plutona — odparł. 
— To niedorzeczne! — wydarła się. Dziewczynie wyraźnie podobało się zachowanie Wasyla, choć faktycznie próbowała to ukryć. — Nie chce mi pan czegoś powiedzieć?
— Chcę — odpowiedział. — Życie jest jak pudełko czekoladek, droga pani. U grubych szybciej się kończy. A co do tego soku, który trzyma pani w dłoni... Proszę mieć na uwadze, że piwo bezalkoholowe jest jak porno w radio. Pozwoli pani, że teraz sobie stąd pójdę i zabiorę ze sobą pani córkę. W normalnym stanie rzeczy obawiałbym się, iż mnie pani dogoni i pobije, ale chyba nawet jako nałogowiec mam lepszą kondycję. Proszę nie obawiać się o córkę, Rosjanie to dobrzy ludzie. Jak to mawiał mój idol, pan Grey, ja nie uprawiam seksu, ja się ostro pieprzę. Odstawię ją pod dom rano, ale jeszcze nie wiem, którego dnia w tygodniu. Proszę mi zaufać. 
                      Puścił oczko wściekłej kobiecie, złapał dziewczynę za rękę i wybiegł. Trochę dziwiłem się, że młoda się na to zgodziła. Doszedłem do wniosku, iż matka musiała trzymać ją całe życie w klatce i teraz ma pierwszą i ostatnią szansę na stratę dziewictwa. Cóż, sam nie chciałbym umrzeć jako prawiczek. Gruba kobieta zaczęła krzyczeć na mnie, żebym coś z tym zrobił. I zrobiłem. Skinąłem do kumpla ochroniarza, który wyrzucił ją na zewnątrz. Nie ma za co, Wasyl. 
                      Myślałem, że na tym skończą się smaczki tego dnia, ale życie znów postanowiło mnie zaskoczyć. Kate wróciła do baru, przyprowadzając ze sobą swojego faceta. Wyglądali kompletnie niczym zakochane gołąbeczki, choć kobieta nie wydawała się być romantyczką. 
— Walker z lodem, dwa razy — powiedział do mnie mężczyzna.
                     A ja stałem jak wryty. Gapiłem się martwo przed siebie i nie mogłem się ruszyć, jak gdybym był sparaliżowany. Czułem się, jakby coś zgniatało i miażdżyło mi organy. 
— Kopę lat, Will...

4 comments:

  1. Nie mogłam się doczekać nowego rozdziału... dosyć rzadko komentuję, nie lubię tego robić, ale tu nie mogłam przejść bez odzewu. Przebijasz wszystkich, każdego, kto pisze opowiadania, książki, czy chuj wie jakie zajebiste rozprawy. Twój humor przygniata i nie daje o sobie zapomnieć, przez co niemal codziennie sprawdzam, czy nic nowego się nie pojawiło. Pozostaje tylko czekać i biorąc przykład z Wasyla napić się taniego wina :D
    Trzymaj się ciepło i niech ci wena sprzyja.
    Howgh!
    Nanni :3

    ReplyDelete
  2. No i, kurde,chce następny!
    Dlaczego ja? Trudne sprawy i jeszcze Zdrady na raz.
    Dajesz kolejne ;)
    ~Erwin

    ReplyDelete
  3. Hejka! Nominowałyśmy Cię do LBA! :)
    http://normalnienienormalnedziewczyny.blogspot.com/2016/02/liebster-blog-award.html

    ReplyDelete