25.12.13

Mixolydian.

Dział: The piano has been drinking. 
Numer rozdziału: 5
Gatunek: Yaoi



        W rytmie jazzu przy dźwiękach otwieranych puszek taniego piwa przytulam się do starego czarno-białego telewizora pełnego brudnych scen. Zniewolony rezonansem ciszy stopniowo gaszę amok, spinając wargi lękiem tchnienia. Oczy krzyczą, nie śmią zerknąć sponiewierane startymi pozytywnymi emocjami. 

Poczułem, że muszę się z nim spotkać. Teraz.
        



        Dochodziła czwarta nad ranem, kiedy biegłem w kierunku tramwaju, który z daleka już oznajmiał mi, że ma cichy zamiar niespodziewanie mi spierdolić. Ku życzliwości starszego pana entuzjastycznie gwałcącego przycisk otwierania drzwi zagiąłem tramwaj i, chcąc nie chcąc, skurwiel musiał zabrać mnie ze sobą. Spojrzałem po raz kolejny na tarczę zegarka. W zasadzie nie oczekiwałem, że Rick po raz kolejny wpuści mnie do środka ot tak, tym bardziej, że moje niezapowiedziane wizyty w środku nocy zdarzały się nam coraz częściej, wręcz przeciwnie - łudziłem się, że pocałuje mnie na przywitanie i zapyta, czy dobrze spałem. Kurwa, no na co ja liczę...
        Opuściłem tramwaj i żwawym krokiem skręciłem w szarą, boczną uliczkę. Wokół nie było żywej duszy. Swąd wilgoci roznosił się wokół, odnosiłem wrażenie, że gdzieś w pobliżu rozkłada się trup. Mój trup. Przyspieszyłem nieco tempa, ma non troppo. Po chwili stałem już przed siedmiopiętrową kamienicą, doszukując się w górze błękitu nieba. Niestety. Nie zawsze dostaje się to, czego się pragnie. Korzystając z okazji, że pewna kobieta wyprowadzała właśnie psa na spacer, poprosiłem ją o szluga i, minąwszy ją w drzwiach, pogalopowałem na samą górę bez przymusu dobijania się do Ricka domofonem.
        Zapukałem lekko do drzwi w rytmie synkopowym. Ku mojemu zdziwieniu otworzył po wyjątkowo krótkiej chwili. Nie miał niewyspanej miny ani grymasu twarzy. 
- Cześć. - powitał mnie, wyszczerzając całe swoje uzębienie w promiennym uśmiechu. Nie ukrywałem, że mnie to zaskoczyło. Bez słowa zaproszenia wszedłem do środka i zamknąłem za sobą drzwi.
- Przyszedłem ci coś powiedzieć. - oznajmiłem z bezuczuciową, pozbawioną emocji miną. - Daj mi nuty sonat Beethovena. 
        Jego wzrok diametralnie się zmienił. Patrzył na mnie ze zdziwieniem, jakby trochę... próbując mnie pojąć czy zdefiniować. Podrapałem się po głowie. 
- Po co ci sonaty Ludwiga? - zapytał niemrawo. - Będziesz je aranżował?
- Nie. - odpowiedziałem. - Wracam do klasyki. Na stałe.
        Byłem pewien, że się ucieszy, rzuci na szyję, powie, jak bardzo mnie kocha, że dokonałem dobrego wyboru i zrobi mi loda. On jednak stał jak wryty, w dalszym ciągu usiłując mnie zrozumieć. Z jego miny wywnioskowałem, że kiepsko mu idzie. W końcu się poddał. 
- Czekałem aż przyjdziesz. - powiedział z uśmiechem, spuszczając wzrok.
- Więc wiedziałeś, że w końcu to zrobię? - zapytałem z lekką irytacją w głosie.
- Nie. - zaprzeczył. - Czekałem, bo wiedziałem, że sam do ciebie nie pójdę. 
- Co masz na myśli? - zapytałem, przekręcając lekko głowę w bok. 
- Też mam ci coś do powiedzenia. - roześmiał się. 
- Eee? - wyjąkałem. Dziwnie się zachowywał. 
- Tydzień temu były egzaminy wstępne na wydział jazzu. - odparł, podnosząc wzrok. 
- I co w związku z tym? - spytałem, nie rozumiejąc go kompletnie. 
- Nie mogę spać, bo ekscytuje mnie wizja dzisiejszej pierwszej lekcji.



~~*~~



- Może raczyłbyś poczekać, skoro dobrze wiesz, że będę cię gonić do samego końca... - westchnął, dobiegłszy do nadmorskiej przystani. Był raptem sto metrów za mną. Speniałem. Zacząłem biec jeszcze szybciej niż wcześniej, w dodatku w nieokreślonym kierunku. Kontynuowałem bezsensowną pogoń. Bałem się odwrócić choć na chwilę. Bałem się ujrzeć tę samą twarz, która dopiero co spoglądała na mnie z drugiego końca ławki zamglona siwym dymem palonego papierosa. W zasadzie... Nie miałem pojęcia, dlaczego uciekałem. Czułem, że muszę biec, jakaś nadprzyrodzona siła mówiła mi, że powinienem spierdalać gdzie pieprz rośnie. On również nie miał zamiaru zaprzestawać pogoni. 
        Ukryłem się w jednej z ślepych uliczek pod wielkim kontenerem na śmieci. Wiedziałem, że jeżeli teraz mnie znajdzie będzie po mnie. 
- Gdzie się podziewasz? - śmiał się. - Dalej, człecza skurwiozo.
        Wstrzymałem oddech słysząc zbliżające się kroki. Chciałem przekręcić się lekko w bok i sprawdzić, czy jest między nami jeszcze wystarczający dystans, by ewentualnie przeskoczyć przez dwumetrowy mur kończący uliczkę i nawiać. Moje ciało było jednak zbyt sparaliżowane strachem, by móc się poruszyć. Nawet, gdybym przełamał barierę psychiczną, istniało zbyt duże ryzyko, że przypadkowo wydam jakiś odgłos, który potwierdzi moją obecność w zakamarku. Nie pozostało mi więc nic poza czekaniem.
        Nienawidzę tych momentów, w których minuty ciągną się niczym gówno przez morze. Nieubłaganie i nieubłaganie, chcesz popchnąć czas do przodu, a on stoi w miejscu albo nawet się cofa, jakby bał się, że przyjdą ruscy i go ukradną.
        Wszelkie odgłosy ucichły, dając ukojenie moim uszom i pozwalając myślom swobodnie płynąć. Zacząłem zastanawiać się nad naprawdę bezsensownymi sprawami, zupełnie jakbym stał właśnie w obliczu śmierci i usiłował przypomnieć sobie najważniejsze momenty mojego życia. O czym myślałem? Zwyczajnie podsumowywałem wydarzenia z ostatniego tygodnia. Mój chłopak, Rick, zatwardziały pianista klasyczny, który nie żywił do pozostałych gatunków muzycznych nic poza gorzką odrazą oznajmił mi, że zmienił wydział. Ja, wiecznie uciekający przed pułapkami klasyki, chowający głowę w jazzie postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce i wróciłem do klasyki. My obydwaj, będący właściwie już zawodowymi muzykami, bardzo często przeżywaliśmy sprzeczki spowodowane brakiem wspólnego języka, jakim jest muzyka. Teraz ni z dupy zamieniliśmy się rolami. Jakby tego było mało, ścigał mnie obcy facet, nie znałem ani jego imienia, ani powodów jego postępowania. No i leżałem w poprzek między stęchłymi kotami pod kontenerem na śmieci.



~~*~~



- Dlaczego nic nie mówiłeś? - zapytałem drżącym głosem. Nie byłem na niego wściekły, że podjął decyzję sam. Było mi przykro, że utrzymywał to przede mną w tajemnicy. 
- Wiesz... To miało być coś na kształt... Niespodzianki? - uśmiechnął się sztucznie. - Powiedz... Nie wyszło mi, co?
        Westchnąłem głęboko i uciekłem wzrokiem. Nie chciałem, żeby zobaczył smutek w moich oczach. Mimo to... Czy powodem mojego smutku faktycznie było to, że nie poinformował mnie wcześniej? Zawahałem się. Wyciągnąłem dłoń i położyłem ją na głowie Ricka, mierzwiąc delikatnie jego włosy. Oparłem czoło na jego lewym ramieniu i przytuliłem się do niego. Wtedy nie miał już najmniejszych wątpliwości odnośnie do mojego samopoczucia. 
- Nie masz powodów do bycia nieszczęśliwym, Keith. - powiedział z uśmiechem na twarzy. - Mimo naszych wcześniejszych sprzeczek o muzykę, to nie jest powód... W zasadzie nie rozumiem, dlaczego się o to kłóciliśmy. 
        Popchnąłem go lekko do tyłu, przypierając do ściany na tyle słabo, by mógł czuć się w miarę swobodnie. Zbliżyłem twarz do jego twarzy i delikatnie wsunąłem język między jego chłodne wargi. Nie chciałem, żeby więcej mówił. Pragnąłem, by muzyka na ten jeden dzień stała się tematem tabu. Żebyśmy mogli mówić i żyć wszystkim innym, tylko nie nią. Jeden dzień przerwy, niczego więcej nie oczekiwałem. 
        Rick w ogóle nie protestował, kiedy zaczynałem zdejmować z niego coraz to kolejne części garderoby. Odnosiłem wrażenie, że robi to z litości, że nie chce, żebym czuł się źle z jego powodu. Zmieniłem zdanie, gdy zobaczyłem, w jakim stadium podniecenia jest jego ciało. 
        Nadal znajdowaliśmy się w wąskim korytarzu. Żadnemu z nas przez myśl nie przeszło, żeby udać się do sypialni, bo po co? Zostawiłem mu niemalże krwawą malinkę na karku, po czym zacząłem powoli schodzić do niższych partii ciała. Nerwowo unosił co moment biodra ku górze, jakby usiłował uświadomić mi, że nie mam się pospieszyć. Cofnąłem się więc trochę do tyłu, gdy nagle...
- Czujesz się lepiej? - usłyszałem za sobą niski, męski głos. Poczułem jak moje ciało przeszywa okropny, obrzydliwy strach. Odruchowo odwróciłem głowę. - Jak długo masz zamiar uciekać?
- S...S-kąd ty... tutaj... - zacząłem się motać na boki. - Przecież...
- Przecież co? Nie uciekłeś mi jeszcze. - zaśmiał się. - Pamiętasz sytuację z kontenerem?
- Wczoraj... tak... - wychrypiałem.
- To było pięć minut temu, Keith. - uśmiechnął się przeraźliwie. 
        "Kurwa..." - pomyślałem. "Skąd ten koleś zna moje imię?". Byłem tak przerażony tą sytuacją, że nie potrafiłem zmusić się do racjonalnego myślenia. Pierwszym, co wpadło mi do głowy, było przytulenie się do Ricka i czekanie, aż sprawa sama się rozwiąże. Jednak ku mojemu zdziwieniu... Rick zniknął. Wyszeptałem cicho jego imię, kiedy...
- O kim mówisz? - spytał. Skuliłem się i starałem nie patrzeć w jego oczy. Miałem wielką nadzieję, że ten sen zaraz się skończy. 
- Rick!!! - wrzasnąłem wniebogłosy. 
- Nadal sobie tego nie uświadomiłeś? - zapytał sucho. - Rick nie istnieje. 
        Zamarłem. Czułem, jak drętwieją mi kończyny, jak tracę kontrolę nad swoim ciałem. 
- C... Co ty do jasnej cholery pierdolisz?! - krzyknąłem z wściekłością. - Kim jesteś?! Co tu w ogóle ro...
        Podniósłszy wzrok ujrzałem roześmianą twarz Ricka. Gdy już prawie mi ulżyło, zauważyłem pewien bug. To nie było jego ciało. "Co tu się do cholery dzieje?" - pomyślałem, usiłując znaleźć racjonalne wyjaśnienie zaistniałej sytuacji. 
- Zeschizowałeś, Keith. Zatraciłeś się w muzyce do tego stopnia, że twa jaźń podzieliła się na kilka części, zupełnie odmiennych w stosunku do siebie. - mamrotał pod nosem, lecz nie byłem w stanie go słuchać. - W momencie przysłowiowej "zamiany ról" twój umysł zwyczajnie zaczął domagać się innego rodzaju emocji. Emocji, które towarzyszyły ci przy klasyce, zaś których nie potrafiłeś odczuwać grając jazz.
- Z-zamknij się... - wyszeptałem. - Proszę cię... To dla mnie bardzo ważne. Proszę, zamknij się. Zadzwoń po kogoś, zrób coś, ale zamknij się...
- Jeżeli potrzebujesz pomocy, musisz zadzwonić sam, Keith. - odparł stanowczo. 
- Dlaczego?! Pomóż mi, gdy jestem w takim stanie! Nie dam sobie rady! Dlaczego nie chcesz mi pomóc?! - czułem jedynie, że targają mną emocje. Nie byłem w stanie pojąć, dlaczego ów człowiek nie ma zamiaru pomóc człowiekowi w potrzebie, ja...
- Keith, ja nie istnieję. 


~~*~~ 



29 comments:

  1. Super piszesz! Jej, wciągające. Będę tu wpadać! :)
    Masz super wygląd. Pasuje do tematyki bloga :)
    Może obserwacja za obserwację? (napisz u mnie czy się zgadzasz)
    Pozdrawiam
    http://opinie-telefonow.blogspot.com/

    ReplyDelete
  2. Yaoi - coś, co kocham :)
    Dobrze napisany rozdział, szybko wciąga.
    Podoba mi się.
    Czekam na następną notkę.

    ReplyDelete
  3. Jej to jest boskie *.* wciąga masakrycznie
    Obserwuje
    alesinsane.blogspot.com

    ReplyDelete
  4. Cześć :) Blog jest ładny, szczególnie poetycki był początek, wpisałam w google, nic nie znalazłam. to cytat, czy sama to wymyśliłaś? No w każdym razie styl bardzo mi odpowiada, jedynie co bym zmieniła (być może tylko mi to przeszkadza), to zmniejszyłabym bloga w stosunku do tła, bo czytając bloga mam wrażenie, że kilkukrotniee nacisnęłam ctrl+ i przez przypadek powiększyłam ekran, ale ja po prostu tak mam. W każdym razie pomniejszyłam sobie (ach ta magia informatyki) ctrl- i było ok. Pozdrawiam. Ps. nie zapomnij o moim pytanku o sam wstęp xD

    ReplyDelete
    Replies
    1. Czcionka jest w fazie przejściowej, mam zamiar to zmienić. xD Dzięki za krytykę.
      Tak, początek jest nieco zmodyfikowanym cytatem znalezionym gdzieś w czeluściach internetu. W zasadzie jest modyfikacją połączenia kilku znalezionych cytatów. Często zaczynam w ten sposób pisać posty, dodaje mi to natchnienia. Przyłapana! xD

      Delete
  5. Przeczytałam początek i stwierdziłam, że to będzie jakaś totalna poetycka opowieść fantasy... po czym... ULGA! Boże, nawet nie wiesz jak genialnie operujesz słowami. Ten tekst czytało mi się z ogromną łatwością. Niejednokrotnie na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Szczególnie gdy była mowa o panu gwałcącym guzik XD hahah Padłam. Nie wpadłabym na takie "porównanie".
    Monique
    http://design-by-monique.blogspot.com/

    ReplyDelete
  6. Wspaniały blog ,podoba mi sie ta opowieść jest bardzo wciągająca :D
    czekam na kolejną notke :) Pozdrawiam

    http://blog-kajaa.blogspot.com/

    ReplyDelete
  7. Boże, co za piękny blog *_* Jestem oczarowana, a jak świetnie piszesz!!! Będę zaglądać częściej :)
    I zapraszam też do siebie http://plsblogpls.blogspot.com/

    ReplyDelete
  8. Świetne jest to opowiadanie!Tylko tak dalej!
    Odwdzięczysz się?
    http://mollywspanialykot.blogspot.com/

    ReplyDelete
  9. świetne i wciągające bede zaglądac i licze na to samo
    http://lifestyle-natuska.blogspot.com/

    ReplyDelete
  10. Wciągające opowiadanie :)
    Obserwuję
    http://jem-placka.blogspot.com/

    ReplyDelete
  11. świetny ; ) zapraszam na rewanż http://kajaaxx.blogspot.com/ obserwuję ;)

    ReplyDelete
  12. Ślicznie piszesz <3


    Za każdą obserwację się odwdzięczam
    http://moda-ma-zasady.blogspot.com/

    ReplyDelete
  13. Strasznie wciąga to opowiadanie. Ładnie tu, na pewno wpadnę jeszcze. Obserwuję. ;3
    http://mieszanina-moich-mysli.blogspot.com/

    ReplyDelete
  14. Podoba mi się jak piszesz :))

    http://kedui.blogspot.com/

    ReplyDelete
  15. kocham <3 kocham <3 kocham <3 uwielbiam takie opowiadania, aż zaobserwowałam pisz dalej naprawdę .
    http://twoo-sisters.blogspot.com/

    ReplyDelete
  16. Będę tu wpadać częściej, ale naprawdę musisz zmienić czcionkę, bo czasami się gubiłam, po między kolejnymi linijkami, więc... Kiedy następny wpis?
    http://slodkiflirtlenna.blogspot.com/ kom., az kom., obs., za obs. :D

    ReplyDelete
    Replies
    1. Chyba nie mam wyboru... Tylko co powinnam z nią zrobić? :P

      Delete
  17. Piszesz bardzo interesująco ...kurcze nie mogłam się oderwać ! ;) Masz do tego talent :) Wygląd bloga jest niesamowity! Przepiękny ! Niczego tutaj nie brakuje . Coś czuje ,że będę tu zaglądać częściej ;*

    http://justsmilebabyy.blogspot.com/

    ReplyDelete
  18. Piszesz ciekawie, nie można przestać czytać!
    Nie mogę się doczekać co będzie dalej
    kolorowy-kwiatuszek.blogspot.com

    ReplyDelete
  19. Przyznam, że zaskakujące.
    Masz bardzo bogate słownictwo, przez co Twoje " dzieła " wyróżniają się spośród innych.
    Jestem pod wrażeniem i życzę powodzenia w rozwoju bloga.

    przez-swiat-z-aparatem.blogspot.com

    ReplyDelete
  20. Ojeeeja !
    Ale Ty świetnie piszesz <3
    Co do opowiadania... zakochałam się. Będę tu częściej wpadać :3
    A teraz lecę poczytać wcześniejsze rozdziały :3
    Zapraszam do mnie: http://on-the-other-side-of-the-mirror69.blogspot.com/
    ;D

    ReplyDelete
  21. http://spisownia.blogspot.com/
    zapraszam do spisu blogow :)

    ReplyDelete
  22. Masz niepowtarzalny styl. Młodzieżowy, a zarazem dojrzały.
    Kiepściutka jestem w wyłapywaniu błędów, z resztą, wątpię bym takowe tu znalazła.
    "Dochodziła czwarta nad ranem, kiedy biegłem w kierunku tramwaju, który z daleka już oznajmiał mi, że ma cichy zamiar niespodziewanie mi spierdolić." - to zdanie jest po prostu boskie xD
    I ten dreszczyk przy ostatnim zdaniu :) uwielbiam

    ReplyDelete
  23. Pięknie piszesz i widać, że stanowi to twoją pasję. W dojrzałych wersach można dostrzec nutkę młodzieżowego stylu - wulgaryzmów, które ja osobiście kocham w tego typu opowiadaniach.

    ReplyDelete
  24. Dziewczyny, wiem że obiecałam i pamiętam, ale szlag by to, mam teksty do korekty, które szykuję do publikacji, teksty do dokończenia w ogóle, trochę się udzielam w kilku innych miejscach i dlatego wszystko się tak wlecze. Zaczynam od tego fragmentu. Nie od początku, ale kto powiedział, że musi być od początku ;). Skopiowałam rozdział i jak tylko znajdę chwilką przeciągniemy go pod kilem. Jeśli nie w tym tygodniu to po niedzieli już na pewno wrzucę rozbiórkę ;)

    ReplyDelete
  25. Niesamowity zwrot akcji.Mogłabym snuć tysiące wersji co do tej historia,ale na coś takiego bym nie wpadła.Ricky nie istnieje...Ciekawe,ciekawe.

    ReplyDelete