Dział: One shot
Numer rozdziału: -
Gatunek: Yaoi
Na pożółkłym ze starości kawałku papieru piszę do Ciebie list. Spoglądam to na kartkę, to przez okno i znów na kartkę. Dostrzegam, jak szeleszczące liście przyjmują barwę podobną do skrawka pod moimi dłońmi. W tym świecie wszystko rodzi się, schnie i starzeje tracąc jaskrawe barwy, po czym opada zwiędłe i martwe na ziemię, by później rozłożyć się i zniknąć na zawsze. Czasem jednak trudno mi zauważyć, że ta zmartwiała zgniłość tworzy grunt pod mymi stopami, nawożąc go i czyniąc zdrowszym.
List, którego nigdy nie otrzymasz, napisany moim ulubionym piórem w moją ulubioną porę roku spłonie ogniem świecy, gdy tylko atrament uleje delikatnym kleksem papier z ukończoną prozą marzeń, których nigdy nie spełnię. Chciałbym być tylko bohaterem tej opowieści, czytać ją i jedynie wyobrażać sobie tę paletę ciemnych barw malujących przyszłość. Marzę, by być wyłącznie czytelnikiem i z odległej perspektywy doświadczać tej tęsknoty na krótką chwilę. Dzisiejsza
noc będzie bezsenna. Pomedytuję przy pełni księżyca sadowiąc
się wygodnie na obskurnym dywanie pośród fikusów w pokoju
dziennym. Pomyślę wtedy o Tobie i o nas. Wyobrażę sobie, jak
pięknie mogłoby być, gdybyśmy tylko my… mogli być. A nie
jesteśmy i nie ma nas. Nie istniejemy i nie wydarzamy się. Nie
umiejscawiamy się w czasie ani w przestrzeni. Jest tylko ta srebrna
nić, która związała nas niegdyś boleśnie, a którą ja zupełnie
świadomie przerwałem.
Pomyśleć,
że nawet dobrze się nie znaliśmy. Jak zakwita uczucie między
dwojgiem nieobecnych materialnie, połączonych duchowo w
niezrozumiały, mistyczny sposób? Racjonaliści nazwaliby to
naiwnością, naukowcy – chemią, dorośli – głupotą, poeci…?
Stanę
się zatem poetą na tę jedną chwilę, lecz potem powrócę do
szarego, pustego życia, przez które czołgam się ciężarem
zwiotczałych mięśni.
Chcę
Cię. Wiesz jednak, jak czasem trudno jest miłość urzeczywistnić.
Ty – jako wizjoner – w kalejdoskopie sięgasz wzrokiem odległych
galaktyk, do których dotrzesz wyłącznie beze mnie. Moje miejsce
jest tutaj, choć chciałbym, by było przy Tobie. Poświęciłem
większość życia na infantylną i beztroską wiarę w
przeznaczenie, okazując zdumienie, gdy w elitarnych artystycznych
kręgach miłość przepoławiana była mieczem odległości, okalana
cierniem złudzenia, zdechła legała w kącie zmęczona ignorancją.
Dziś
na wszystko spoglądam inaczej. Korony jesiennych drzew nie decydują,
kiedy spadną ich pożółkłe liście – pozwalają im umrzeć
śmiercią naturalną tak, jak ja pozwolę Ci odejść – dla dobra
Twojego, mojego, naszego. Wyprowadź się po cichu z mojego umysłu,
opuść czeluści moich myśli, wycofaj się z niespełnionych
marzeń, odejdź powoli, bez gwałtownych ruchów.
Postanawiam
Cię zapomnieć. Zostawię sobie tylko błysk Twojego spojrzenia,
teksturę skóry na karku, chłód dłoni i zapach perfum.